[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwykłego antykwariatu i pójść na opłacenie bieżących
rachunków. A pochodziły sprzed dwustu lat!
- Mogłaś im powiedzieć, że są bezwartościowe.
- Nie - uśmiechnęła się. - Ja nigdy tego nie robię.
Grant chciał wierzyć w jej słowa, choć sam nie wie-
dział, dlaczego. Czyżby naprawdę tak bardzo zależało mu
na niej?
- Juliet?
- Tak?
- Kochałabyś się ze mną, gdybym nie przestał cię ca-
łować? - zapytał, całkowicie ją zaskakując. Prawdę mó-
wiąc, i on był zaskoczony, że zadał właśnie to pytanie.
S
R
Na policzkach Juliet wykwitły rumieńce.
- Nie zastanawiałam się wtedy, do czego może do-
prowadzić nasz pocałunek...
- Ach, tak. Często ci się to zdarza? - Wiedział, że
nie powinien jej prowokować, że może czuć się urażona,
a jednak zrobił to. Zrobił, bo chciał widzieć jej rekację.
- Co? Kochać się czy całować?
- Być taka szybka i tak gorąca.
- Zazwyczaj najpierw myślę, potem dopiero się de-
cyduję. To był wyjątek. Właśnie to chciałeś usłyszeć?
A może coś przeciwnego? - zapytała ze spokojem, po
czym wstała, wzięła swój talerz i wyszła.
Odczekał chwilę, po czym wyszedł za nią. Znalazł ją
w kuchni.
- Przepraszam. Nie chciałem cię urazić.
- Owszem, chciałeś. Wiesz, Grant? Myślę, że napra-
wdę lepiej będzie, jeśli poszukasz nowego rzeczoznawcy.
Ona ma rację, pomyślał. Nigdy się przecież do niej
nie przekona i wciąż będzie kłuł jej serce przykrymi sło-
wami. To łajdactwo.
A może ostrożność, dodał od razu w myślach.
W każdym razie uśmiechnął się do niej, by złagodzić
nieco wyrządzoną przykrość.
- Pewnie masz rację - powiedział. - Za dużo o sobie
wiemy. Na razie jednak proponuję, żebyś wróciła do po-
koju. Poczekaj w cieple na pomoc, może wreszcie od-
śnieżą kiedyś te drogi. Ja muszę zająć się swoimi spra-
wami. Jest trochę napraw do zrobienia. - Uśmiechnął się
jeszcze raz i wyszedł na korytarz.
W pierwszej kolejności postanowił zgromadzić we-
S
R
wnątrz trochę opału na zapas. Gdy wszedł do pokoju z na-
ręczem drew, Juliet wciąż siedziała sztywno na sofie.
Obydwoje milczeli. Grant wrzucił drewno do kominka
i patrzył, jak zajmuje je płomień. Kiedy ogień rozpalił
się na dobre, poszedł do magazynku, chwycił szuflę i za-
czął odgarniać śnieg ze schodów. Miał nadzieję, że wy-
siłek pomoże mu zapomnieć o Juliet, jednak nadzieje te
były próżne. Cały czas miał przed oczami jej zaciętą minę
i smutne - tak, naprawdę smutne! - oczy.
Pracował już czterdzieści minut, gdy nagle zimową ciszę
przerwał odległy pomruk silnika. Kilka minut pózniej zza
zakrętu wyjechała niewielka ciężarówka z pługiem. Grant
odwrócił się w jej kierunku i pomachał kierowcy.
- Myślałem, że nie dacie rady przejechać przez zaspy!
- zawołał, gdy pojazd zbliżył się do bramy.
Kierowca odkręcił okno i roześmiał się.
- Ja z kolei pomyślałem, że za ekstra usługę dostanę
ekstra zapłatę.
- Spokojna głowa. Jak wyglądają drogi?
- Główne już odśnieżone.
Na ganku zjawiła się Juliet, zwabiona odgłosami roz-
mowy.
- Nareszcie - powiedziała, choć wcale nie była pew-
na, czy czuje się jak księżniczka, którą uwolnił właśnie
z zamknięcia dobry książę w lśniącej zbroi. - Czy po-
może mi pan wyciągnąć samochód? - zwróciła się do
kierowcy ciężarówki.
- Za pieniądze wszystko da się zrobić.
- Ja panu zapłacę - wtrącił Grant.
- Nie musisz - powiedziała Juliet.
S
R
- Jesteś moim gościem.
Spojrzeli na siebie, długo, wyczekująco, zupełnie jak
gdyby każde z nich miało zamiar powiedzieć coś jeszcze
albo zmienić zdanie, lymczasem kierowca wyskoczył
z ciężarówki i wyjął kilka łopat.
Znieg odgarniali we troje. W ciągu pół godziny udało
się uwolnić zasypane auto. Juliet wróciła do domu, za-
brała torebkę i otworzyła drzwi samochodu.
Grant czuł się podle. Miał teraz ochotę błagać ją, żeby
została, był jednak pewien, że cokolwiek powie, ona i tak
wyjedzie.
- Jedz ostrożnie. - Jedynie to udało mu się wy-
krztusić.
- Będę uważać.
- Zadzwoń, jak dojedziesz do domu.
Spojrzała mu pytająco w oczy.
- Chciałbym wiedzieć, że bezpiecznie dojechałaś -
dodał.
- W porządku. Jeśli usłyszysz dwa dzwonki, a potem
ciszę, to będę ja.
Chciał zaprotestować, ale nie zdążył. Juliet odwróciła
się na pięcie i pomaszerowała do samochodu. Urucho- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •