[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie ogrom lęku i przerażenia, jaki odczuwają ofiary. Gro-
za jest tak wielka i nieustanna, że często przekracza możli-
wość zrozumienia ze strony kogoś, kogo to nie dotyczy. I
tak dalej.
Poczułem, że ogarnia mnie złość.
Zamknąłem więc akta, odłożyłem kserokopie i zacząłem
pisać wniosek o oskarżenie z powództwa cywilnego.
11.
Margherita wyjechała na dwa dni. Do Mediolanu, służ-
bowo.
Wróciłem zatem prosto do siebie. Miałem zamiar pół
godziny potrenować. Odkąd przeprowadziłem się częścio-
wo do Margherity, wykroiłem w swoim mieszkaniu kącik
do ćwiczeń, z przyrządami i workiem treningowym.
Czasami udawało mi się pójść do prawdziwej szkoły
boksu, żeby poskakać przez skakankę, walić w worek, po-
walczyć kilka rund. I zainkasować kilka ciosów pięścią w
twarz od chłopaków, którzy stali się już dla mnie za szybcy.
Kiedy było zbyt pózno i nie miałem czasu ani ochoty, aby
pakować torbę i iść do szkoły, trenowałem sam, w domu.
Już miałem włożyć dres. Pomyślałem jednak, że jest za
pózno, aby trenować w domu. W dodatku byłem niemal
zadowolony z wykonanej pracy - co zdarzało mi się rzadko
- nie miałem zatem poczucia winy, które na ogół skłaniało
mnie do okładania pięściami worka.
Postanowiłem przygotować sobie kolację. Odkąd byłem
z Margheritą i często przebywałem u niej, moja lodówka i
spiżarnia były zawsze dobrze zaopatrzone. Przedtem nie,
ale odtąd zawsze.
53
Zdaję sobie sprawę, że może się to wydać absurdalne,
ale tak właśnie było. Może na tym polegał mój sposób
uspokajania samego siebie, że moja niezależność nie jest
jednak zagrożona. A może po prostu życie z Margheritą
sprawiło, że zacząłem zwracać większą uwagę na szczegóły,
to znaczy na rzeczy najważniejsze.
Jednym słowem miałem pełną lodówkę i spiżarnię. W
dodatku nauczyłem się gotować. To również, jak sądzę,
wiązało się z Margheritą, chociaż nie umiałbym wyjaśnić
dokładnie dlaczego. Ale tak było.
Zdjąłem więc marynarkę i buty i poszedłem do kuchni
sprawdzić, czy mam wszystkie składniki niezbędne do
przyrządzenia potrawy, która przyszła mi do głowy. Fasola,
rozmaryn, dwie cebule, prasowana ikra. I spaghetti. Mia-
łem wszystko, co trzeba.
Przed przystąpieniem do pracy wybrałem odpowiednią
muzykę. Postałem trochę przed półką, po czym wyciągną-
łem wiersze Yeatsa z muzyką Branduardiego. Wróciłem do
kuchni, kiedy słychać już było muzykę.
Zagotowałem wodę na makaron i od razu posoliłem.
Robię tak zawsze, bo potem zapominam i makaron wycho-
dzi bez smaku.
Umyłem cebule, pokroiłem i wrzuciłem na patelnię ra-
zem z oliwą i rozmarynem. Po czterech, pięciu minutach
dodałem fasolę i odrobinę ostrej papryczki. Smażyłem
dalej, jednocześnie wrzuciłem do wody dwadzieścia deka
makaronu. Odcedziłem po pięciu minutach, ponieważ lu-
bię, kiedy makaron jest bardzo twardy, i wrzuciłem go na
patelnię do sosu. Po nałożeniu na talerz, który wypełnił się
po brzegi, posypałem makaron obficie (więcej niż zaleca
przepis) sprasowaną ikrą.
Jadłem, a tymczasem zrobiła się niemal północ. Wypi-
łem do kolacji pół butelki białego sycylijskiego wina, które
miało czternaście procent i którego spróbowałem kilka
54
miesięcy temu w enotece . Następnego dnia kupiłem dwie
skrzynki.
Kiedy skończyłem, wziąłem książkę ze stosu ostatnich
zakupów, jeszcze nieprzeczytanych, które trzymam na pod-
łodze przy kanapie. Wybrałem kieszonkowe wydanie Pen-
guin Books.
My Family and Other Animals Geralda Durrella, brata
slawniejszego i o wiele nudniejszego pisarza Lawrence'a
Durrella. Przeczytałem tę książkę wiele lat temu we wło-
skim przekładzie. Wydała mi się dobrze napisana, inteli-
gentna, a przede wszystkim bardzo śmieszna. Jak rzadko...
Ostatnio postanowiłem, że wrócę do angielskiego - w
młodości mówiłem po angielsku całkiem niezle - zacząłem
więc kupować książki autorów angielskich i amerykańskich
w oryginale.
Położyłem się na kanapie i zacząłem czytać, śmiejąc się
do rozpuku.
Nawet nie zauważyłem, kiedy od śmiechu przeszedłem
do snu.
Sen był dobry, płynny, pogodny, śniłem, jakbym był
młodym chłopakiem.
Spałem bez przerwy aż do rana.
12.
Kiedy przyszedłem do kancelarii sądu, aby złożyć wnio-
sek o oskarżenie z powództwa prywatnego, odniosłem wra-
żenie, że urzędnik mający odebrać ode mnie akta dziwnie
mi się przygląda.
Byłem ciekaw, czy zauważył, w jakim procesie mam wy-
stąpić jako oskarżyciel prywatny, i czy to z tego powodu tak
na mnie patrzy. Zastanawiałem się, czy ten kancelista ma
jakieś związki ze Scianatikiem ojcem, a może i z Dellisan-
tim. Potem pomyślałem, że chyba wpadam w paranoję, i
dałem sobie spokój.
Po południu zadzwonił do mojej kancelarii Dellisanti.
Dzięki niemu dowiedziałem się, że jednak nie mam para-
noi. Urzędnik musiał do niego zatelefonować zaraz po mo-
im wyjściu, aby poinformować go o złożonym wniosku.
Dellisanti częściowo zawdzięczał sukces zawodowy te-
mu, że umiał dbać o dobre stosunki z urzędnikami, asy-
stentami i kancelistami. Prezenty dla wszystkich z okazji
Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Specjalne prezenty - albo
nawet bardzo specjalne, szeptano na korytarzach - jeśli
zachodziła taka potrzeba.
Nie tracił czasu na wstępy czy wielkie słowa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •