[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wreszcie ryknęły silniki vulturów. Ardo patrzył, jak Peachesowi pot
występuje na czoło, kiedy uruchamiał działka pojazdu.
Breanne podniosła nieznacznie głos. Być może patrzyła w te same zęby,
o których myślał Ardo.
 Szeregowy, nie możemy tu ster...
 Udało się, pani porucznik!  zawołał Peaches.  Możemy ruszać!
 Dobrze  powiedziała Breanne tym razem głośniej, aby przekrzyczeć
wycie motocykli. Odwróciła się powoli.  Wszyscy załadowani i
zarepetowani? Peaches i Windom, zróbcie mi przejście. Teraz!
Vultury zawyły i wystrzeliły do przodu, kiedy poczuły gaz dociśnięty do
dechy. Z przednich miotaczy motocykli posypały się gromy. Pociski
wybuchły, ledwie dotknęły pierwszego napastnika.
W odpowiedzi Zergi podniosły przerażający jazgot, jakby z oburzenia, że
ich łup ma czelność rzucać im wyzwanie.
 Teraz, żołnierze!  wrzasnęła Breanne.
Jak na komendę zewnętrzny pierścień przyczajonych napastników złamał
się nagle i wszystkie Zergi rzuciły się do środka ku swoim ofiarom, opętane
jednym pragnieniem  rozerwać zbroje na strzępy, wysączyć krew, oddzielić
mięso od kości.
Lecz żołnierzy już tam nie było. Jak jeden mąż rzucili się w stronę
eksplozji, gdzie ognista pomarańczowa kula wydymała się i rosła z sekundy
na sekundę. Karabiny szczęknęły zgodnym chórem. Gęsty słup płomieni i
rzezi drążył głęboki korytarz w zwartych liniach rozwścieczonych Zergów.
 Nie oglądać się za siebie! Biec, skurczybyki! Biec!
Ardo pędził obok Littlefielda. W wolnej ręce ściskał gaussa, który
podskakiwał i huśtał się gwałtownie, prując gdzie popadnie i rozwalając
wszystko, co znalazło się na linii strzału. Ardo nie próbował nawet celować,
mógł tylko na oślep siać zniszczenie i powiększać spustoszenie dokonane
przez pociski vulturów.
Byli tuż przed ścianą płomieni. Z góry spadały na nich potoki lepkiej,
żrącej mazi i porozrywanych kończyn.
 Dalej! Nie zatrzymywać się! Nie przerywać ognia!
Kątem oka Ardo widział Cuttera. Firebat pędził po lewej stronie, jedną
ręką bez chwili przerwy tryskając płonącą plazmą w zastępy Zergów, drugą
przytrzymując na ramieniu nieprzytomną kobietę. Z każdym krokiem
olbrzyma jego żywy bagaż podskakiwał jak szmaciana lalka.
Płomienie owinęły się wokół Arda, kiedy przekraczał linię eksplozji.
Trudniej było teraz biec, ziemia była śliska od zwęglonych i rozszarpanych
ciał Zergów. Skrzynka obijała mu się o nogę, ale dzięki temu wiedział, że
Littlefield biegnie obok i ciągnie go do przodu.
Nagle w hełmofonie rozległ się nieludzki wrzask, a po nim piski
przerażenia.
 Esson! Jezu, pani porucznik! Opadły go ze wszystkich stron! Musimy...
 Nie zatrzymuj się, Collins! To rozkaz!
 Ale, pani porucznik! Nie słyszy pani tego?
 Biegnij, do cholery! Nie oglądaj się!
Temperatura w kombinezonie Arda podskoczyła gwałtownie. Ręce i stopy
zaczęły go piec. Nagle wpadł na stojącego zerglinga. Krzyknął, ale nie zwolnił
kroku. W pędzie przewrócił Zerga na ziemię i pognał dalej. W morzu ognia
przeciwnik szybko zniknął mu z oczu.
Prawie się przestraszył, kiedy w następnej chwili płomienie po prostu
rozstąpiły się przed nim i odsłoniły rozległą równinę południowego krańca
basenu. Sutek Molly. Zapory. Musi tylko dotrzeć do brzegów krateru. Musi
tylko...
 Doganiają mnie! Już mnie gryzą w tyłek! Boże...
Wrzask przeszył uszy Arda jak szpila. Zanim ucichł, zlały się z nim dwa
następne, niemożliwe do pomylenia z żadnym innym dzwiękiem  odgłosy
umierania.
 Nie zatrzymywać się, dranie!  zasyczała Breanne w hełmofonach.
Ardo uchwycił w jej słowach ton, którego dotąd nie słyszał. Czy to
dlatego, że była zasapana, czy też to dzwięczał w jej głosie strach?
 Nie zatrzymywać się i nie oglądać!
Ardo nie wytrzymał i spojrzał w tył.
Zergi były bliżej, niż sądził i było ich więcej, niż to sobie wyobrażał. Po
obu stronach jak okiem sięgnąć rozciągał się dywan krwiożerczych stworów,
pędzących za nimi przez równinę.
Na ten widok Ardo się potknął i stracił równowagę. Littlefield z całej siły
pociągnął za skrzynkę i przyspieszył gwałtownie. Tylko to nagłe szarpnięcie
utrzymało Arda na nogach.
 Zrób to jeszcze raz, mały  sapnął ostro sierżant  a zostawię cię tam w
tyle.
Przemierzali teraz płaską równinę. Kombinezony bojowe niosły ich z
niewiarygodną prędkością w stronę stromej ściany basenu. Ardo
przypomniał sobie, z jaką przyjemnością pokonywał tę samą drogę i ten
sam stok jeszcze kilka godzin temu. A może to było miesiąc temu?
Na otwartej przestrzeni udało im się odskoczyć Zergom, ale teraz czekał ich
bieg po stromym, gładkim stoku. Z nagłym przerażeniem Ardo zdał sobie
sprawę, że pionowe zbocze znacznie spowolni ich bieg, zwłaszcza w
kombinezonach bojowych, nie przeszkodzi natomiast ścigającym ich
rozjuszonym Zergom.
 Sierżancie  wysapał.  Mój magazynek jest pusty. Muszę załadować
nowy.
 Wyrzuć go  wychrypiał Littlefield przez zaschnięte gardło.
 Słucham?
 Wyrzuć karabin!
Littlefield był silnym i wytrenowanym żołnierzem, ale nawet jego
wyczerpał ten długotrwały sprint.
 Broń już nie ma znaczenia, synu  wydyszał.
 Ale, sierżancie...
 Wiesz, co jest... na szczycie tej ściany? Aóżko... i gorące jedzenie...
czeka na nas w najśliczniejszych... murach... obronnych Konfederacji, jakie
w życiu widziałeś... Wieżyczki samonapro... wadzające, bunkry...
najpiękniejsze bunkry pełne... wypoczętych żołnierzy, którzy chętnie sobie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •