[ Pobierz całość w formacie PDF ]

już nie wróciliśmy na górę.
Siedzisz i jesz. Aawy pełne więzniów zajętych łyżkami i żuciem.
Wygląda to niemal po ludzku. Gdyby wszyscy, którzy już jutro żyć nie
będą, zmienili się w tym momencie w kościotrupy, zgrzyt łyżek i
kamiennych naczyń zanikłby w chrzęście kości i suchym szczękaniu
zębów. Ale tego nikt jeszcze nie przeczuwał. Każdy z apetytem zasilał swe
ciało, aby żyło jeszcze tygodnie, miesiące, lata.
Nieomal dałoby się powiedzieć: pogoda. Potem nagle gwałtowny poryw
wiatru. I znowti cicho. Tylko z twarzy dozorców mógłbyś się domyślić, że
coś się dzieje. A potem już wyrazniej z tego, że nas wywołują i ustawiają w
szeregi do odjazdu na Pankrac. W południe! Niebywałe! Pół dnia bez
przesłuchań, gdy już jesteś wyczerpany pytaniami, na które nie masz
odpowiedzi, to niczym dar boży. Ale tak nie jest.
 80 
Na korytarzu spotykamy generała Eliasza. Ma błyszczące z podniecenia
oczy, spostrzega mnie i nie zważając na dozorców szepce:
 Stan wyjątkowy.
Więzniowie mają 'zaledwie ułamek sekundy na najważniejsze
wskazówki. Na nieme pytanie nie mógł już odpowiedzieć.
Dozorcy na Pankracu są zdziwieni naszym przedwczesnym powrotem.
Ten, który mnie prowadzi do celi, wzbudza najwięcej zaufania. Nie wiem
jeszcze, kim jest, ale mówię mu o tym, co słyszałem. Kręci głową. Nic nie
wie. Może zle słyszałem. Tak, możliwe. To uspokaja.
Ale jeszcze tego wieczoru przychodzi i zagląda do celi.
 Miał pan rację. Zamach na Heydricha. Ciężko ranny. W Pradze stan
wyjątkowy.
Drugiego dnia ustawiają nas na korytarzu w drogę na przesłuchanie. Jest
między nami także towarzysz Wiktor Synek, ostatni żyjący członek
Komitetu Centralnego partii, aresztowany w lutym .1941 roku. Wysoki
klucznik w mundurze SS macha mu przed oczyma białym papierem, na
którym dostrzec można napis tłustym drukiem:
Entlassungsbefehl.
Brutalnie chichocze:
 Więc widzisz, %7łydzie, przecieżeś się doczekał. Rozkaz zwolnienia!
Figa...
I przeciąga palcem po gardle w miejscu, gdzie odpadnie Wiktorowi
głowa. Otto Synek został stracony jako pierwszy podczas stanu
wyjątkowego 1941 roku, Wiktor, jego brat, jest pierwszą ofiarą stanu
wyjątkowego 1942 roku. Odwożą go do Mauthausen.  Na odstrzał", jak to
szlachetnie* nazywają.
Dróg" z Pankracu do Petschkowego Pałacu i z powrotem staje się teraz
codzienną kalwarią dla tysięcy więzniów. Esesowcy pilnujący nas w
wozach  mszczą się za Heydricha". Zanim auto więzienne ujedzie kilometr,
dziesięciu więzniom cieknie krew z poranionych ust albo głów
porozbijanych kolbami rewolwerów. Dobrze się składa dla reszty, gdy ja
również jadę, ponieważ moja długa broda zajmuje esesowców i skłania ich
do pomysłowych żartów. Trzymać się jej jak uchwytu w rozchybotanym
 81 
aucie należy do ich najulubieńszych zabaw. Dla mnie jest to dobra zaprawa
do przesłuchiwań, które wypadają zależnie od sytuacji ogólnej i kończą się
regularnym:
 Jeśli do jutra nie zmądrzejesz, zostaniesz rozstrzelany.
To już wcale nie przeraża. Co wieczór słyszysz na dole w korytarzu
wywoływanie nazwisk. Pięćdziesięciu, stu, dwudziestu ludzi, których za
chwilę załadują związanych do aut ciężarowych, jak bydło na rzez, i
odwiozą do Kobylis na zbiorową egzekucję. Jaka jest ich wina? Przede
wszystkim to, że są bez winy. Nie zostali aresztowani w związku z żadnym
ważnym przypadkiem, nie potrzeba ich do żadnego śledztwa, wobec czego
nadają się na śmierć. Satyryczna piosenka, którą towarzysz przeczytał
dziewięciu innym, spowodowała ich aresztowanie na dwa miesiące przed
zamachem. Teraz ich wiozą na stracenie  za pochwalanie zamachu. Przed
pół rokiem aresztowano kobietę pod. zarzutem kolportażu nielegalnych
ulotek. Nie przyznaje się do tego. Teraz więc zamkną jej siostry i braci oraz
mężów jej sióstr i żony jej braci i wszystkich stracą dlatego, że
wymordowywanie całych -rodzin jest hasłem stanu wyjątkowego.
Pocztowiec, zamknięty przez pomyłkę, stoi na dole pod ścianą i czeka na
wypuszczenie. Słyszy swoje nazwisko i zgłasza się. Włączają go do
kolumny przeznaczonych na śmierć, wywiozą, rozstrzelają, a dopiero na
drugi dzień okaże się, że to była pomyłka, że miał zostać stracony ktoś inny
o tym samym nazwisku. Rozstrzelają więc jeszcze i tamtego i wszystko jest
w porządku. Sprawdzać dokładnie personalia ludzt, którym się odbiera
życie, kto by sobie tym głowę zawracał?! Czyż to nie jest zbyteczne, gdy
idzie o to, aby odebrać życie całemu narodowi?
Wracam pózno wieczór z przesłuchania. Na dole przy ścianie stoi
Władysław Wanczura z małym tłumoczkiem swych rzeczy u nogi. Wiem
dobrze, co to znaczy. I on to wie. Zciskamy sobie ręce. Jeszcze go widzę z
góry korytarza, jak tam stoi z głową spokojnie schyloną i ze spojrzeniem
dalekim, dalekim, poprzez całe życie. Za pół godziny wywołali jego
nazwisko...
W kilka dni pózniej przy tej samej ścianie: Miłosz Krasny, dzielny
żołnierz rewolucji, aresztowany już w pazdzierniku zeszłego roku, nie
złamany ani torturami, ani izolatką. Wpółodwrócony od ściany tłumaczy
coś spokojnie dozorcy, który stoi za nim. Spostrzega mnie, uśmiecha się,
kiwa głową na pożegnanie i ciągnie dalej:
 82 
 To wam nic a nic nie pomoże. Nas jeszcze zginie wielu, ale przegracie
wy...
Potem znowu jakieś południe. Stoimy na dole w Petschkowym Pałacu i
czekamy na obiad. Przyprowadzają Eliasza. Ma gazety pod pachą i
wskazuje na nie z uśmiechem: piszą tam o nim, że jest związany z tymi,
którzy dokonali zamachu.
 Brednie!  mówi krótko i zabiera się do jedzenia.
Rozprawia o tym wesoło jeszcze wieczorem, gdy wraz z innymi wraca
na Pankrac. W godzinę pózniej wyprowadzają go z celi i odwożą do
Kobylis.
Stosy trupów rosną. Już nie dziesiątki, nie setki, ale tysiące. Wciąż
świeża krew drażni nozdrza bestii.  Urzędują" pózno w noc  urzędują" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •