[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieoczekiwanie drobna. Tęgawy Shimamura, który biegł obserwując w dodatku sylwetkę
Komako, zmęczył się prędzej niż ona. Wreszcie i dziewczynie zabrakło widać oddechu:
zachwiała się, ale znalazła w Shimamurze podporę.
 Oczy mi się łzawią, bo zimno!  Policzki miała rozpalone, tylko oczy jej marzły.
yrenice Shimamury również były wilgotne. Ledwo poruszył powiekami, gdy nagle
cała Droga Mleczna wypełniła jego oczy. Z wysiłkiem powstrzymał łzę, która miała już
zawisnąć na rzęsach.
 Czy każdej nocy Droga Mleczna jest taka jak dziś?
 Droga Mleczna? Piękna, prawda? Ale nie jest taka co noc. Dziś jest wyjątkowo
pogodnie.
Droga Mleczna zdawała się płynąć od strony, skąd oboje przybiegli, i opadać gdzieś
przed nimi w dół, a twarz Komako była jak gdyby skąpana w jej blasku.
Ale ani kształt jej wąskiego, wydatnego nosa nie występował wyraznie, ani nie można
było rozpoznać barwy jej maleńkich warg. Shimamurze wprost wierzyć się nie chciało, żeby
złoża światła, które wypełniały całe nad nimi niebo, mogły tak mało zsyłać na ziemię
odblasku. Poświata gwiazd była chyba bardziej nikła niż w noc księżycowego nowiu, a
przecież Droga Mleczna jaśniała silniej, niż kiedykolwiek jaśnieje niebo w czas pełni
księżyca; tymczasem na ziemię nie padał żaden cień, a w panującym dokoła półmroku twarz
Komako jawiła mu się niby starożytna maska teatralna i tylko dziw brał, że jakoś nie traciła
przez to powabu kobiecości.
Podniósł znowu wzrok ku górze i tak samo nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Droga
Mleczna opada w dół, aby otulić sobą ziemski glob.
Zbiorowisko gwiazd, królujące na niebie niczym olbrzymia w swych rozmiarach
zorza, płynęło pogrążając w swym nurcie postać Shimamury i każąc mu odczuwać również
siebie samego tak, jakby stał gdzieś na krańcu ziemskiego okręgu. Ogarnęła go cicha i
dojmująca chłodem samotność, a jednocześnie jakieś przynoszące rozkosz zdumienie.
 Gdy już sobie pojedziesz, moje życie stanie się bardziej stateczne.  Komako,
mówiąc to, znowu ruszyła naprzód; ręką starała się poprawić rozluznione uczesanie. Po
przejściu kilku kroków obróciła się w jego stronę.  Co się znowu stało? Ja tak nie chcę!
Shimamura stał ciągle w tym samym miejscu.
 Aha! Więc poczekasz, prawda? Ale potem zabierzesz mnie do siebie...
Komako uniosła nieco lewą rękę i ruszyła biegiem. Zdawało się, że jej widoczną od
tyłu sylwetkę powoli wchłania w siebie ciemniejący w oddali masyw górski. Droga Mleczna,
tam. gdzie ją rozcinał pofałdowany kontur szczytów, rozchylała na boki najwyższe skupiska
gwiazd, a siłą kontrastu zdawało się wtedy, że w tychże miejscach niebo rozpościera się w
rozsrebrzony bezkres, od którego zanurzony w blasku łańcuch górski odcina się tym
ciemniejszą barwą.
Niemal w tej samej chwili, gdy Shimamura rozpoczął swój dalszy marsz, Komako
znikła za domami przy głównym trakcie.
 Raz, dwa, trzy, cztery! Raz, dwa, trzy, cztery...  usłyszał głosy kilku mężczyzn,
którzy ciągnęli wzdłuż traktu pompę przeciwpożarową, pomagając sobie okrzykami. Po
drodze tej biegli zapewne bez przerwy coraz to nowi ludzie. Shimamura również wypadł w
pędzie na trakt. Droga, którą wraz z Komako tutaj dotarł, stykała się z nim pod kątem
prostym.
Znowu nadjechała jakaś pompa. Shimamura dał się jej wyminąć i pobiegł dopiero za
nią.
Była to stara drewniana pompa o ręcznym rozruchu. Sekcja strażaków ciągnęła ją na
długiej linie, ale poza tym również dokoła otaczali ją strażacy. Pompa była maleńka, co tym
bardziej czyniło tę scenę śmieszną.
Komako również usunęła się na skraj drogi, aby tej pompie pozwolić przejechać.
Spostrzegłszy Shimamurę pobiegła obok niego. Wszyscy ludzie, którzy stawali na skraju
drogi, aby pompa mogła ich wyminąć, zaczynali gonić za nią, zupełnie jakby przyciągała ich
za sobą jej siła ssania. Ich dwoje stanowiło teraz jedynie cząstkę tłumu, który śpieszył na
miejsce pożaru.
 Jednak przybiegłeś? W pogoni za niezwykłością!
 No... Patrz, jaka to beznadziejna pompa. Ma pewno ze sto lat!
 Racja! Uważaj, żebyś się nie przewrócił!
 Zlisko, prawda?
 Tak. Ale spróbuj tu kiedyś przyjechać choć raz, gdy całymi nocami szaleją śnieżne
zadymki! Pewno zresztą nie przyjedziesz... Bażanty, króliki, wszystko, co żyje, chroni się
wtedy w obejściach ludzkich.  Komako mówiła jeszcze na ten temat, a jej głos
podporządkowany rytmowi wyliczanemu przez biegnących strażaków i rytmowi uderzeń stóp
ludzkich, był jasny i razny. Shimamura również czuł się jakoś rześko.
Słychać już było trzask płomieni. Na ich oczach podnosiły się ku niebu słupy ognia.
Komako chwyciła Shimamurę za łokieć. Niskie, czarne dachy domów stojących przy trakcie
wyłaniały się w blasku pożaru z ciemności, jakby nabierały głębokiego oddechu, i na jakiś
czas znowu zapadały w uśpienie. Drogą pod ich stopami spływała woda z pomp strażackich.
Shimamura i Komako zbliżyli się do tłumu otaczającego zwartym murem miejsce pożaru i
odruchowo zatrzymali się. Do zwykłego zapachu spalenizny po pożarze przyłączał się swąd
jak po wygotowaniu kokonów.
Ludzie tu i ówdzie rozmawiali ze sobą podniesionymi głosami, wymieniając niewiele
różniące się między sobą informacje: a to, że pożar powstał od taśmy filmowej, że dzieci,
które były na filmie, zrzucano w pośpiechu z balkonu, że nie było ofiar w ludziach, że na
szczęście nikt z wioski nie przechowywał w składnicy w tych dniach ani kokonów, ani ryżu...
Ale mimo to, każdego, ktokolwiek kierował wzrok na pożar, włączała w całość jedynego w
swoim rodzaju widowiska owa absolutna powaga, z jaką tłum na ogół zdawał się
zachowywać milczenie i z uwagi na którą wszelkie związki z dalszą i bliższą przeszłością
zdawały się już dla nikogo nie mieć żadnego znaczenia. Wyglądało na to, że wszyscy są
zasłuchani w odgłosy pożaru i pracujących pomp.
Raz po raz nadbiegał jakiś opózniony mieszkaniec osady i kręcił się wśród
zgromadzonych, wywołując imię swego krewniaka. Jeśli ktoś mu odpowiedział, witali się
okrzykami radości; jedynie te głosy dzwięczały pewnym ożywieniem. Dzwon alarmowy
przestał już bić.
W obawie, że ludzie i tu mogą ich mieć na oku, Shimamura odsunął się
niepostrzeżenie od Komako i stanął za grupką jakichś malców. Dzieci te były tam w żarze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •