[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sypialnię na głównym piętrze i upierał się, że będzie jadł tylko to, co ona mu przyrządzi. Kiedy
Ta Zdatna protestowała przeciwko nowym porządkom, Salomon wynajął powóz i odesłał ją z
córkami do Kaszanu.
Dwa lata po poślubieniu Pawicy Salomon Mężczyzna wciąż budził się każdego ranka ze
snów o żonie Ziła as-Sultana i co noc zasypiał, myśląc o kobiecie o szafirowych oczach i
lśniących dłoniach.
Zabrał Pawicę do pierwszej rytualnej kąpieli, po czym przyprowadził do domu i do swojego
łóżka, gdzie głośno się modlił, żeby poczęła dziecko. Pierwszej córce dał na imię Sabrina - na
pamiątkę Rosjanki, którą kiedyś adorował - i celebrował jej narodziny tak, jakby była chłopcem.
Drugą córkę nazwał Heszmat i ani razu nie poprosił Pawicy o syna, a wtedy już Józef Winiarz
wpadł w popłoch.
- To zle! - ryczał na Pawicę za każdym razem, gdy urodziła się córka. - Nie możesz wciąż
sprowadzać na świat dziewczynek jak twoja matka. %7ładen mężczyzna świadom wartości swego
penisa nie będzie trzymał żony chorej na  dziewczynkorództwo .
Jakby na potwierdzenie prawdziwości jego słów Salomon Mężczyzna zapomniał o Pawicy
po narodzinach Heszmat. Poznał w roku 1882 żonę tureckiego ambasadora w Isfahanie i miał z
nią przez rok romans, który skończył się skandalem. Porzucił Turczynkę pod presją Ziła as-
Sultana, wrócił do domu tylko na miesiąc, po czym znalazł sobie Ormiankę, dziewicę, która
uciekła z domu ojca w pasie cnoty. W roku 1884 zawarł tymczasowy kontrakt małżeński z
kobietą spokrewnioną z egipskim księciem, a potem nagle wyjechał do Indii - żeby zobaczyć na
własne oczy najpiękniejszą, jak przysięgało wielu, kobietę kontynentu.
- Urodz chłopca! - krzyczał Józef Winiarz na córkę za każdym razem, gdy Salomon
Mężczyzna znajdował nową namiętność. - Urodz chłopca, inaczej stracisz na dobre swojego
mężczyznę!
W roku 1885 umarła Lejla. Pewnego ranka poszła samotnie do oczyszczającej kąpieli i już
nie wynurzyła się ze studni. Mama Akuszerka zaniepokojona jej długą nieobecnością zeszła na
dół i spędziła wiele godzin przeszukując wodę długim wiosłem, którego używała, gdy zniknęła
jakaś kobieta. W końcu wdrapała się na górę zła i wyczerpana.
- Takiej piękności nie dane jest żyć długo - oznajmiła Pawicy, która przyszła zabrać zwłoki
matki. Lejla umarła, ale ciała nie było, nie było też pogrzebu ani tygodniowego opłakiwania
zmarłej.
- Urodz chłopca - powiedział Józef Winiarz Pawicy, która płakała za matką jak dziecko. -
Urodz chłopca, inaczej ty też pewnego dnia umrzesz, nie pozostawiając po sobie ciała.
Pawica miała dwadzieścia lat. Odwiedzała wszystkie akuszerki w getcie, brała od nich napoje
na poczęcie chłopca. Jadła daktyle, rodzynki i chałwę, opychała się orzechami włoskimi i
szafranem. Chodziła na wszystkie obrzezania i połykała odcięte napletki. Piła nawet wino - stare
wino, które przynosił jej w sekrecie Józef i które popijała z przyjemnością. Gdy Salomon
Mężczyzna wrócił z Indii, wśliznęła się do jego łóżka i poprosiła, żeby się z nią kochał. A on ją
przyjął z otwartymi ramionami, jakby zawsze jej pragnął.
Potem Pawica nie spała i obserwowała Salomona pogrążonego we śnie: jego profil wydawał
się uświęcony, skóra święta. Powtarzała sobie, że z nim zostanie - przez tygodnie i lata
samotności, przez całą młodość, mimo dumy i namiętności - pozostanie z nim, aż on zdobywszy
wszystkie kobiety świata, poczuje się znużony i zniechęcony i powróci do niej, zbyt już stary, by
uciec. Wtedy go zatrzyma i będzie już zawsze należał tylko do niej.
Szalona Maruszka znalazła się w ogniowej pułapce. Leżała w łóżku, mocno spała, a okno
było zamknięte. Płomienie wdarły się pod drzwiami i ogarnęły dywan. Zajęły się zasłony,
buchając słupami dymu w stronę sufitu. Ogień dotarł do kolumienek baldachimu i pochłaniał
moskitierę. Szalona Maruszka obudziła się z krzykiem.
- Pali się! - wrzasnął ktoś na zewnątrz. Szalona Maruszka przeskoczyła przez palącą się
siatkę, pobiegła do drzwi i pociągnęła za klamkę. Sparzyła sobie rękę.
- Pali się! - krzyknął ktoś znowu. - Pomóżcie! Szalona Maruszka dusiła się od czarnego
dymu. Skórę pokryły jej pęcherze. Wytarła dłonie w nocną koszulę i raz jeszcze szarpnęła za
klamkę. Przekonała się, że drzwi zamknięto od zewnątrz.
Pobiegła do okna - też było zamknięte. Wzięła z toaletki lustro i rzuciła w szybę. Wystawiła
głowę za okno, zaczerpnęła powietrza.
Ogień ogarnął cały dom. Przekroczył podwórze i buzował teraz w pokoju, w którym spał
Muhammad %7łyd z córką przytroczoną łańcuchem do łóżka. Uciszył już służące na korytarzu.
Szalona Maruszka była sama i wkrótce miała umrzeć.
Oderwała dół koszuli i zasłoniła sobie twarz. Wydostała się przez płonące jaśminy na balkon [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •