[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwie. Wyniósł je na zewnątrz i oparł o ścianę. Potem
odciągnął kaloryfer i ławkę od drzwi do piwnicy.
Zobaczył wybrzuszenia w drewnie, gdzie szczury
niemal przegryzły się na wylot. Boże, ależ muszą mieć
siłę w tych szczękach! Szybko wrócił do magazynku i
zabrał zasłonę. Pospieszył z powrotem na czas, by
zobaczyć pierwsze drzazgi lecące z drewna.
Niemal w panice utykał materiał w szczelinę nad
progiem, składając go tak, by uzyskać jak najwięcej
warstw. Chwycił tablice i oparł je o drzwi, tak blisko
dolnej krawędzi, jak pozwalała na to zasłona. Potem oparł
o nie stół, dalej kaloryfer, wzmacniając barykadę
krzesłami i pudłami wszystkim, co mógł znalezć w
magazynku.
W końcu, zadowolony, oparł się o ścianę i odzyskał
oddech. Zdawało mu się, że słyszy piski z tamtej strony,
ale nie był pewien, czy to nie złudzenie.
Teraz już woda sięgała mu do kolan. Dobrnął do
schodów i wszedł na górę. Właśnie stawał na najwyższym
stopniu, kiedy usłyszał trzask dobiegający od drzwi do
pokoju nauczycielskiego. Zobaczył wydostający się
stamtąd długi, czarny spiczasty łeb, wciąż jeszcze gryzący
drewno. Zamarł w bezruchu. Czy to się nigdy nie
skończy? Rozejrzał się wokoło rozpaczliwie i zauważył
na korytarzu ciężki pogrzebacz, którego używał
wcześniej, niemal niewidoczny pod płynącą wodą.
Skoczył naprzód, pośliznął się na zalanej posadzce i runął
jak długi. Odwrócił się i ujrzał kłąb szczura wynurzający
się z powiększającego się otworu. Szaleńczo ruszył
naprzód na czworakach, chwycił pogrzebacz i podniósł
się, opierając dla równowagi o ścianę.
Szczur jak gdyby odgadł jego zamiary i podwoił
swoje wysiłki, by wydostać się z poszarpanego drewna.
Większa część jego ciała była już na zewnątrz, tylko
ciężki zad tkwił jeszcze w potrzasku.
Harris podbiegł, tym razem uważając, żeby się nie
przewrócić. Bez zwłoki zamachnął się swoją bronią na
miotający się łeb. Ku jego zdziwieniu pogrzebacz chybił,
gdy gryzoń wykręcił głowę, i Harris rąbnął we framugę.
Szczur wyszczerzył swoje wielkie, ostre zęby na
nauczyciela, wpatrując się weń jadowicie. Ale z pewnym
strachem w ślepiach, co Harris zauważył niemal z
satysfakcją. Gdzie się teraz podziała jego tajemniczość?
Boi się. Mnie! Wydał okrzyk, waląc mocno
pogrzebaczem w cienką czaszkę. Ta pękła szeroko i
zawartość wypłynęła, a całe ciało szczura zesztywniało, a
potem obwisło bezwładnie.
Harrisowi zrobiło się niedobrze. Zabijanie nawet
takich potworów nie było przyjemne ani
satysfakcjonujące. Cofnął się, wiedząc, że zwłoki
blokujące teraz wyjście innym szczurom nie przetrwają
długo. Zostaną albo przepchnięte, albo zeżarte od zadu.
Cofając się widział, jak poruszają się, jak gdyby szar-
pane od tyłu. Nagle połowa ciała wypadła z otworu. Tylko
tyle to trwało, pomyślał. Mniej niż pół minuty na od-
gryzienie jego zadu! Kolejny czarny kształt zaczął się
przepychać. Harris odwrócił się i rzucił do ucieczki,
ciskając najpierw pogrzebaczem w stronę drzwi, bardziej
z frustracji niż paniki. Pogrzebacz chybił celu i grzmotnął
o podłogę.
Szczur przedostał się, a następny natychmiast zajął
jego miejsce, podczas gdy pierwszy ruszył pędem za
cofającym się nauczycielem.
Drzwi otwierały się powoli wskutek ciśnienia kilku
cali wody i Harris ledwo zdążył na czas. Gdy prześliznął
się i pociągnął je za sobą, usłyszał ciężki łomot, gdy
szczur wpadł na drzwi z drugiej strony. Wkrótce dały się
słyszeć odgłosy gryzienia. Na schodach nie było nic, z
czego mógłby zrobić barykadę. Pomknął w górę po
schodach na następne piętro, zamykając drzwi za sobą.
Wpadł do gabinetu dyrektora, gdzie Ainsley podskoczył
ze strachu. Dyrektor nadal był w stanie szoku.
Harris podbiegł do okna i wychylił się. Drabiny z
wozów strażackich były już przystawione do okien
sąsiedniej klasy i strażacy szykowali się do wejścia.
Tutaj! zawołał. Dajcie jedną tutaj, z wężem!
Jeden ze strażaków spojrzał na niego.
Węże są używane niżej, sir powiedział, po czym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]