[ Pobierz całość w formacie PDF ]
windy. Jej bose stopy odcisnęły się na przebiegającej po podłodze krwawej ścieżce.
Kapiące z brody łzy pozostawiły na betonie małe ciemne plamki, wyrazniejsze niż
ślady stóp dziewczyny.
Nie zniknęła w jednej chwili jak pojemnik z korespondencją, wessany w przewód
poczty pneumatycznej, nie stawiała oporu ani nie natrafiła na opór. Przejście przez
podłogę między parterem a piwnicą zajęło jej może sześć sekund licząc od
zanurzenia się stóp do zniknięcia ostatniego kosmyka włosów.
Biorąc pod uwagę to, jak bardzo była przerażona stworem z twarzami w dłoniach, i
to, że stwór ten musiał przeciągnąć ją przez cement i dodatki, Angie zachowała
zadziwiający spokój. Nie krzyczała. Nie błagała o pomoc Boga ani nie wzywała
Billy'ego Mareka z nożami.
Powiedziała jedynie: Och , nie z zaskoczeniem, ale jakby godząc się Molly mogła
się jedynie domyślać na co i popatrzyła na swoje znikające w betonie nogi. Jej oczy
rozszerzyły się, lecz wyglądała na mniej przestraszoną niż przedtem.
Molly wyciągnęła do niej rękę.
Sauvez-moi, sauvez-moi - odpowiedziała Angie i również wyciągnęła dłoń.
Dokładnie takich samych słów użyła astronautka Emily Lapeer na pokładzie
międzynarodowej stacji kosmicznej, gdy stanęła twarzą w twarz z nieproszonymi
gośćmi. Uratuj mnie, uratuj mnie , powtarzała Angie po francusku, takim samym
głosem jak Emily Lapeer, a wyraz jej oczu zmienił się, stał się wrogi i szyderczy.
Nie bała się, bo nie była już sobą. Była bezwolnym więzniem, sterowanym przez
coś, co wniknęło w nią i korzystało z jej ciała.
Molly odtrąciła wyciągniętą dłoń i patrzyła, jak nagie ciało Angie zapada się po
brodę, po nos, po czoło, jakby tonęło w dopiero twardniejącym betonie. Po chwili
dziewczyna zniknęła.
Gdyby Molly ujęła jej dłoń, może także zostałaby pociągnięta w dół, prześlizgnęła
się przez beton i pręty zbrojeniowe z taką łatwością, jak mgła przemyka przez światło
księżyca.
Myśl o takiej możliwości niemal ją sparaliżowała. Bała się przesunąć stopę z obawy,
że podłoga rozstąpi się pod nią jak powierzchnia letniego stawu.
W tym momencie przypomniała sobie fragment przekazu radiowego ze stacji
kosmicznej. W komorze próżniowej, tuż przedtem, zanim Arturo zaczął krzyczeć,
Lapeer powiedziała, że coś wchodzi przez zamknięty właz: & przenikają przez
niego& materializują się na powierzchni stali& .
Możliwość wciągnięcia do piwnicy przez podłogę nie była jedynym zagrożeniem
mogło też wyjść stamtąd coś groznego, co zechciałoby pojawić się na parterze
restauracji.
Podłogi, ściany i drzwi sejfu bankowego nie dawały żadnej ochrony. Temu wrogowi
nie mogła się oprzeć żadna forteca. %7ładne miejsce na Ziemi nie mogło zapewnić
bezpieczeństwa, spokoju czy choćby tylko prywatności.
Rzeczywistość nie jest już tym, czym była kiedyś .
Był to ulubiony aforyzm amatorów narkotyków za studenckich czasów Molly w
Berkeley, ludzi grawitujących w stronę sztuk wyzwolonych i kursów literatury.
Odrzucali oni tradycyjne wartości literackie na rzecz wolności intelektualnej,
uzyskiwanej dzięki anarchii emocjonalnej i lingwistycznej cokolwiek to znaczyło.
Rzeczywistość nie była tym co kiedyś. Dziś po południu może się okazać czymś
całkiem innym, niż była rano.
Lewis Carroll spotkał H. P. Lovecrafta.
Możliwe, że pacjenci szpitala Bedlam, nierozumiani i niezdolni do radzenia sobie z
rzeczywistością swoich czasów, potrafiliby w
tych okolicznościach całkiem dobrze sobie radzić, a ich sposób myślenia doskonale
pasowałby do nowej rzeczywistości.
Molly miała wrażenie, że jej zdrowie psychiczne zachowuje się jak pociąg bez
maszynisty, toczący się bez hamulców w dół zbocza.
Jeżeli pozaziemska istota z twarzami w dłoniach dysponowała technologią,
pozwalającą przenikać sufity z taką łatwością, z jaką Angie została wessana w
podłogę, jeżeli można było przemieszczać się w ten sposób bez żadnych ograniczeń,
to zejście schodami w poszukiwaniu Cassie nie było bardziej niebezpieczne od stania
na parterze albo chodzenia z Neilem po ulicach. Ostrożność straciła jakiekolwiek
znaczenie, roztropność nie obiecywała nagrody. Fortuna będzie teraz preferować
odwagę, a nawet lekkomyślność.
Molly ponownie podążyła krwawym śladem do drzwi piwnicy. Kiedy już niemal stała
na ich progu, jakiś dostrzeżony kątem oka ruch kazał jej się zatrzymać i odwrócić.
Pies. W drzwiach wejściowych restauracji stal golden retriever-jeden z trzech psów,
które pozostały z Cassie. Czujna postawa. Poważne spojrzenie. Machnięcie ogonem.
50
Przyjazny ruch psiego ogona przekonał Molly, że powinna pójść za retrieverem do
damskiej toalety. Gdyby pies stracił oddane mu pod opiekę dziecko, nie machałby
ogonem zwłaszcza żaden z tych szczególnych psów, które wydawała się cechować
niezwykła inteligencja oraz lojalność znacznie większa od tej, jaka zwykle cechuje te
czworonogi.
Cassie stała w toalecie, wciśnięta plecami w kąt, osłaniana przez dwa mieszańce.
Psy pokazały Molly kły, lecz z pewnością nie dlatego, że uznały ją za zagrożenie,
prawdopodobnie chciały w ten sposób pokazać, że są czujne i dodać sobie otuchy.
Ktoś zaniknął okno, przez które uciekł Render. Podłoga pod nim w dalszym ciągu
była zalana wodą, nic w niej jednak nie rosło.
Cassie padła Molly w ramiona i przytuliła twarz do jej szyi, drżąc na całym ciele.
Molly zaczęła pocieszać dziewczynkę, gładziła jej włosy i sprawdzała, czy nic się jej
nie stało.
W dawnej rzeczywistości priorytetem byłoby wyjście z restauracji. Najpierw
ucieczka, potem zajęcie się małą.
W nowej rzeczywistości świat na zewnątrz był tak samo niebezpieczny jak każde
pomieszczenie restauracji, z piwnicą włącznie.
Tak naprawdę każde miejsce na zewnątrz było grozniejsze od restauracji. Choć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]