[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głowie! Chodziłam utartymi ścieżkami, aż tu nagle zjawia się Bill i wprowadza zam,ęt w moje w miarę
spokojne życie. Sama nie wiem, jak to się stało. Powiem więcej, nie mam pojęcia, co dokładnie się stało.
- Czas pokaże - z uśmiechem stwierdziła AJ.
- Być może. Teraz najważniejsze jest zakończenie śledztwa.
- Zatem powodzenia.
W samych dżinsach i boso, Bill wpatrywał się w otwartą lodówkę. Był głodny, ale nie miał siły ani ochoty
przygotowywać sobie czegoś do jedzenia. Umiał gotować, nie był skazany na podgrzewanie zup z puszki.
Nauczył się tego w domu - matka była znakomitą kucharką. Lodówka była pełna. Mógł zrobić omlet,
szpinakową sałatkę z grzankami lub upiec pierś kurczaka. Ale jakoś trudno było mu się na coś zdecydować.
Poza tym o tej porze należało raczej iść spać.
Wieczorem przejrzał niezliczoną ilość raportów, potem usiłował oglądać telewizję, ale nie bardzo mógł się
skupić i tylko przerzucał się z kanału na kanał. Kilka minut temu wyłączył telewizor i w domu zapanowała
cisza. Przerazliwa cisza. Dotychczas nigdy Billowi nie przeszkadzała. Zaczął ją zauważać dopiero od
tygodnia.
Zdegustowany brakiem zdecydowania zamknął lodówkę.
Nie interesowało go jedzenie. Odwrócił się i obrzucił kuchnię ponurym spojrzeniem. Dzięki wysiłkom
sprzątaczki blaty z niebieskiej terakoty lśniły, podobnie jak biała podłoga i wiszące nad centralnie
umieszczonym trzonem kuchennym miedziane rondle. Reszta domu też była imponująco zadbana i
racjonalnie urządzona.
Tak jak cała egzystencja Billa. Już dawno pogodził się z odejściem Julii. Kochał ją i bardzo cierpiał, gdy
go odrzuciła i wybrała innego. Poradził sobie z tym traumatycznym przeżyciem i chociaż uznał, że jeszcze
nie jest gotów do trwałego związku, z optymizmem patrzył w przyszłość.
Aż nagle pojawiła się Whitney i odebrała mu spokój ducha. Zauroczyły go przepastne zielone oczy,
kasztanowe włosy i zgrabna, smukła sylwetka; ajej bliskość pobudziła zmysły i uderzyła do głowy ja15.
dobry trunek.
Po raz pierwszy od czasu odejścia Julii zainteresował się kobietą, a ona uznała, że w jej ramionach szuka
jedynie pocieszenia, potwierdzenia własnej atrakcyjności.
Cóż za bzdura, pomyślał zirytowany. Już dawno zapomniał o Julii, przebolał tę stratę, myślał o
przyszłości.
Rzecz w tym, że nie bardzo wiedział, jaką rolę w tej przyszłości ma odegrać Whitney Shea. Pragnął jej,
pozostawał pod jej urokiem. Ale czy chciał zaangażować się w poważny, trwały związek? Czy znowu
potrafiłby pokochać? Czy w ogóle urniałby sobie poradzić w takim układzie?
Potarł dłonią piekące powieki. Był bardzo zmęczony. Miał za sobą bezsenne noce. Jedno wiedział na
pewno - musi postępować rozważnie. Nie chciał narażać ani siebie, ani Whitney na przykre przeżycia i
niepotrzebne komplikacje.
Należy dać im trochę czasu. Powinni dobrze rozeznać się w sytuacji, zrozumieć, co się z nimi dzieje, a
potem świadomie podjąć decyzję. Na razie lepiej zachować dystans.
Ostry brzęczyk telefonu wyrwał Billa z zamyślenia. Może to Whitney?
- Wpadłeś po uszy, chłopie - powiedział do siebie Bill, podnosząc słuchawkę.
- Mam nowe informacje.
Bill zesztywniał. Dzwonił ten sam mężczyzna, "który wcześniej kontaktował się z nim przez telefon
komórkowy. Teraz udowodnił, że zna także numer domowy. A przecież numer telefonu zastępcy prokuratora
jest zastrzeżony.
Bill zerknął na wyświetlacz urządzenia ujawniającego numer i nazwisko rozmówcy. "Połączenie
anonimowe" - przeczytał i wcisnął przycisk włączający nagrywanie.
- Muszę znać pańskie personalia - oświadczył stanowczo.
- Musi pan znać tylko dane, które zaraz podam.
- I pańskie nazwisko - z uporem odparł Bill. Nie potrafił stwierdzić, czy elektronicznie zniekształcony
głos należy do Andrew Copelanda. - Pańska tożsamość zostanie utajniona, panie ...
- Chce pan doprowadzić do zakończenia śledztwa czy nie?
- Wezmę pod uwagę pańskie in(ormacje.
- Proszę wziąć pod uwagę to, co teraz powiem. Policjant, o którym wspomniałem poprzednio, nazywa się
Jake Ford.
Bill zamknął oczy.
- Jake Ford - powtórzył przez zaciśnięte zęby.
- Nie inaczej.
- Jakie dokładnie ma pan dowody potwierdzające ...
-Ford to drań, który od trzech lat wyczynia bezeceństwa tuż pod waszym nosem. Z pańskim włącznie.
- Pan i ja musimy się spotkać. Proszę podać godzinę l rrnejsce.
- Przykro mi, Taylor. Nie ma na to czasu. Właśnie w tej chwili Ford popełnia kolejne przestępstwo. -
Gdzie on jest?
- To już wasza sprawa.
Połączenie zostało przerwane.
ROZDZIAL DZIEWITY
Zdziwił się na widok domu. Nie przypuszczał, że Whitney Shea mieszka w eleganckiej, piętrowej
rezydencji i hoduje róże. Nie podejrzewałby też, że lubi przesiadywać na drewnianej huśtawce zawieszonej
na ganku. Whitney Shea sprawiała wrażenie osoby zbyt aktywnej, aby wyobrazić ją sobie wypoczywającą w
leniwej pozie czy snującą się po ogrodzie.
Okazuje się, że jej osobowość jest znacznie bardziej złożona niż się wydaje. Bill poczuł przemożną chęć
odkrycia wszystkich cech kobiety, która coraz bardziej go fascynowała. I coraz bardziej pociągała.
Przeszedł przez ganek i zatrzymał się w bursztynowym świetle mosiężnej latarni. Był prawie pewien, że
Whitney jest w domu. Na podjezdzie stało jej brązowe służbowe auto, a w pokoju na piętrze paliła się
lampa.
Oczywiście mógł zatelefonować, zamiast przychodzić tutaj o północy. Prawdę mówiąc, planował dopiero
rano zawiadomić Whitney o telefonie anonimowego informatora, oskarżającego jej partnera J ake' a o
potworną zbrodnię.
Chciał skontaktować się bezpośrednio z Fordem. Niestety, sierżant Jake Ford zapadł się pod ziemię. Nie
odpowiedział na wysłaną na jego pager wiadomość ani nie pokazał się w żadnym z lokali, w których często
bywał. Bill obdzwonił i odwiedził wszystkie te miejsca.
Teraz przejechał dłonią po napiętych mięśniach karku. Nie dawał wiary ,temu, co powiedział anonimowy
rozmówca, to tylko donos. Miał jednak dziwne przeczucia i musiał pomówić o nich z Whitney.
Chyba po raz setny powtórzył w myśli słowa wypowiedziane przez Whitney tamtego wieczoru po
wyjściu z klubu "Encounters". "Boję się o Jake'a. To mój partner, potrzebuje pomocy, aja nie umiem do
niego dotrzeć".
Bill nie miał pojęcia, jak można pogodzić się ze stratą żony i dzieci, i nadal normalnie żyć.
Odetchnął głęboko i nacisnął dzwonek.
Chwilę potem wielkie wykuszowe okno na parterze rozjaśniło się bladym światłem, ktoś odsunął zasuwę
i otworzył drzwi.
- Nie za pózno na wizyty, Taylor?
Bill na chwilę zapomniał, po co tu przyszedł, i napawał się widokiem Whitney. W twarzy bez makijażu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •