[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Abecedyxowi zrobiło się tu i ówdzie miękko, a gdzie indziej wręcz przeciwnie. Bo był to uśmiech, przy
którym wdzięk i urok pani Boosenhalter bladły niczym płomyk świecy w pełnym słońcu, i przy którym
każdy mężczyzna zapominał, że kobieta może się składać z czegoś więcej niż tylko z uśmiechu. Abecedyx
pomyślał, że raczej jednak nie wyjedzie z samego rana.
* * *
Słońce stało już dość wysoko, kiedy niewielki, dwukonny gig wytoczył się na trakt pozostawiający
Hurenburg za plecami. Na kozle siedział łysy mężczyzna w czarnym stroju, a obok niego krasnolud
w kapeluszu z fantazyjnym piórem. Krasnolud majtał nogami i pogwizdywał. A z tyłu, przytroczony
skórzanymi pasami jechał podróżny kuferek Sztuk Mistrza. W kuferku spała koszatniczka, pobrzękiwały
grawerowane tabliczki. I spoczywała Księga. Jedyna Księga z zaklęciami, jaką Abecedyx kiedykolwiek
widział i o jakiej kiedykolwiek słyszał. Księga, którą Zoltan Jolkov odziedziczył po swym ojcu, którego
nigdy nie poznał. Księga, którą Zoltan Jolkov nie bez bólu, ale jednak oddał w ręce Abecedyxa jako
zadośćuczynienie za wyrządzone miłosnym zaklęciem szkody.
kwiecień  wrzesień 2003 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •  
     
    Book EEn
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • niewolnicy.xlx.pl
  •