[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fali. Harriet zastygła, nie mogła się ruszyć. A zatem zaraz umrze, a Ty-
lerowi będzie przykro, że nie znalazł odpowiednich słów, nie wziął jej w
ramiona. W ostatniej chwili, nim zniknęła pod śniegiem, myślała o nim, a
nie o sobie i nieuchronnej śmierci.
Zanim utonęła w białej masie, Basil mocno popchnął ją w bok. Nie na
tyle jednak daleko, by uchronić przed toczącą się lawiną. Nic nie widząc,
Harriet spadała zupełnie bezwładnie.
Gdy zatrzymała się, doznała ulgi. Niestety tylko na chwilę, bo
przestraszyła ją martwa cisza i ciężar przygniatający piersi. Czuła się jak
uwięziona w zimnym cemencie. Z przerażeniem stwierdziła, że nie może
ruszyć nawet palcem.
Została żywcem pogrzebana!
Nie, to jeszcze nie koniec, bo w tym lodowatym grobie mogła oddychać,
czyli skądś dochodziło powietrze. Ucieszyła się, otrząsnęła z niemocy,
zapragnęła walczyć o życie. Postanowiła, że jeśli wyjdzie cało z tej
przygody, będzie cieszyć się nawet najdrobniejszymi przyjemnościami.
Ogarniała ją senność i przed oczami zaczęły przesuwać się obrazy z
przeszłości, głównie z pierwszego pobytu na ranczu. Rozmyślając o
108
skutkach miłości do Tylera, doszła do wniosku, że dzięki niej rozwinęła się
emocjonalnie. Nieodwzajemniona miłość wzbogaciła jej duszę, rozbudziła
głębsze uczucia, wrażliwość na los bliźnich. Dzięki temu stała się lepsza,
nauczyła się inaczej patrzeć na świat i rozumieć wiele spraw.
Miłość opromieniała wszystkie zdjęcia, które kiedykolwiek zrobiła.
Chciała żyć, ale śmierć nie napawała jej przerażeniem. Wraz z uczuciem
poddania się losowi spłynął na nią wielki spokój.
Usłyszała jakiś daleki dźwięk, jakby szczekanie. Wstrzymała oddech i
nadstawiła uszu.
- Boże, proszę cię, żeby Tyler był razem z Basilem.
Po pewnym czasie usłyszała wołanie, a trochę później odgłosy kopania.
Odezwała się. Wołała tak długo, aż zachrypła.
Przygniatający ciężar stopniowo zelżał i zrobiło się odrobinę jaśniej.
Wreszcie ujrzała niebo i słońce. Gdy Tyler pochylił się nad nią, w jego
oczach wyczytała prawdę. Kochał ją.
- Jeszcze trochę cierpliwości - powiedział łagodnie. -Zaraz cię wyciągnę.
Nie bój się. Najważniejsze, że cię znalazłem. Zaopiekuję się tobą,
przyrzekam.
Harriet nie była w stanie nic odpowiedzieć. Bała się uwierzyć w swoje
szczęście.
- Słyszysz mnie? - Mówił spokojnie, ale widziała strach w jego oczach. -
Od dziś zawsze będę cię pilnował, będziesz pod moją opieką. Doszedłem do
wniosku, że jestem ci potrzebny. Jak mogłaś żyć tyle lat samotnie? Beze
mnie i Basila?
Bernardyn lizał ją po twarzy, ale choćby nawet chciała, nie mogła się
odwrócić.
- No, już niedługo. - Tyler ostrożnie dotknął jej głowy. - Bogu dzięki,
masz całe kości.
Przypomniała sobie, że tak samo ją pocieszał, gdy przed laty spadła z
konia. Jednak tym razem nie bała się, nie czuła bólu. Chciała powiedzieć o
tym Tylerowi, lecz nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Gdy odkopał jej
rękę, Harriet spróbowała nią poruszyć. Ręka ani drgnęła. Co się dzieje?
109
- Nie ruszaj się, nawet nie próbuj.
Zawsze lubił rządzić, ale ona nie pozwoli, by jej rozkazywał. Gdy
odgarnął śnieg z drugiej ręki, Harriet spróbowała poruszyć palcami, lecz
poczuła przeszywający ból. Wszystko wokół zaczęło wirować, coraz
prędzej i prędzej, aż zrobiło jej się niedobrze. Ogarnęła ją ciemność. Gdzieś
z oddali dobiegł ją głos Tylera, lecz nie zdążyła odpowiedzieć. Zemdlała.
Zdawało się jej, że płynie albo leci. Unosiła się na ogromnej fali, po
chwili szybowała w obłokach. Pamiętała, że jest do połowy przysypana
śniegiem, ale czuła się bezpieczna i szczęśliwa. To cud. Starała się nie
zważać na ból, odsuwała go od siebie myślami o miłości. Potem jednak ból
nasilił się i już nie było od niego ucieczki. Bolało ją całe ciało.
Lekko uniosła powieki i zobaczyła, że nie leży pod błękitnym niebem,
lecz pod białym sufitem. A zatem przewieziono ją do szpitala.
- Gdzie Basil? - szepnęła.
- Basil? - powtórzył lekko zdziwiony męski głos. -O mnie nie zapytasz?
Harriet odwróciła głowę, syknęła z bólu, lecz uśmiechnęła się.
- Czułam twoją obecność i wiedziałam, że tu jesteś. Tyler delikatnie
zamknął jej dłoń w swojej.
- Niedługo wyzdrowiejesz. Już nigdy cię nie opuszczę.
- Boli mnie głowa.
- Bo leżała pod toną śniegu.
- I ręka.
- Masz kruche kości. - Podał jej kubek i przytknął słomkę do ust. - Napij
się.
- A Basil?
- Zdrów jak ryba.
- Co z aparatem?
- Nie znalazłem.
- Przepadły takie dobre zdjęcia!
- Nie szkodzi. Zrobimy nowe. W razie czego na sztucznym śniegu.
- Chcesz, bym już wyjechała, prawda? Czy zmieszczę się w terminie?
Jaki mamy dzień? - pytała coraz mniej przytomnie.
110
- Nie chcę, żebyś wyjeżdżała, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Już nic
nas nie rozłączy. Zrobisz mi tyle fotografii, ile tylko będziesz chciała.
- Powiedziałeś, że zrobiłam horrendalne głupstwo, zakochując się w
tobie.
- Bo według mnie to szczyt głupoty, żeby zakochać się w ponurym
odludku, który lubi wszystkimi rządzić. Ale skoro jesteś taka nierozsądna,
postanowiłem z tego skorzystać. Niezły pomysł, co?
- Tylko dlatego tak surowo oceniłeś moje postępowanie? Mógłbyś mnie
pokochać?
- Skarbie, ty za szybko reagujesz, a ja za wolno. Zaskoczyłaś mnie
wyznaniem i uciekłaś, zanim ochłonąłem z wrażenia i znalazłem stosowne
słowa.
- Nie zamierzałeś dać mi kosza?
- Może spróbowałbym, dla twojego dobra. Bo mam mnóstwo wad. Na
pewno nie zdajesz sobie sprawy z tego, co cię czeka. Panicznie boję się
miłości...
- A ja, dopiero gdy byłam jedną nogą w grobie, zrozumiałam, że bardziej
niż utraty życia, boję się braku miłości. Gdybym cię straciła, moje życie
zamieniłoby się w jałową egzystencję. Myślałam, że nie mam szans na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •