[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaspany uśmiech. Ukradkiem wyjmuje pracę domową z matmy, gdy nauczyciel truje o
zbliżającej się wycieczce trzecich klas do Stratfordu.
Widzi przed sobą plecy Cabela. Czuje nagłą ochotę, żeby dotknąć jego włosów.
Gdyby mogła go dosięgnąć, może by to zrobiła. Kręci głową, zdumiona tym pomysłem. Jest
zupełnie zdezorientowana, jeśli chodzi o uczucia wobec niego. To raczej dziwaczne niż miłe
wiedzieć, że on o niej śni. Szczególnie że w tym samym śnie jest okropnym
człowiekopotworem. Janie przyznaje w duchu, że może nawet trochę się go boi.
I teraz wie, gdzie on mieszka.
Zaledwie dwie przecznice od niej.
W małym domku przy ulicy Waverly.
- Wasze przydziały pokoi - brzęczy pan Purcell, wymachując nad głową plikiem
żarówiaście żółtych kartek, co wygląda, jakby z jego czupryny wystrzeliły nagle promienie
słońca. Podaje po garści kartek pierwszym osobom z każdego rzędu. - Nie wolno się
zamieniać, więc nawet nie próbujcie.
Janie podnosi wzrok. Salę wypełniają chichoty i jęki. Chłopak przed nią nie odwraca
się, by podać jej kartkę. Rzuca ją przez ramię. Ale kartka podfruwa i zjeżdża z gładkiego la-
minatu stolika, zanim Janie udaje się ją złapać. Zmiga nad podłogą i ląduje pod butem Cabela
Strumhellera. On kopie ją w stronę Janie, nawet nie patrząc. Jego włosy kołyszą się lekko
wokół ramion.
Zgodnie z listą Janie trafia do pokoju z trzema bogatymi snobkami z północnego
Fieldridge: Melindą Jeffers, która jej nie cierpi, z psiapsiółką Melindy, Shay Wilder, która
nienawidzi jej z definicji, i z kapitanką babskiej drużyny piłki nożnej, Savannah Jackson,
która udaje, że Janie nie istnieje. Janie jęczy w duchu. Będzie musiała wyspać się w
autobusie, podczas jazdy.
Ale jest ciekawa, czy po tylu latach Melinda wciąż śni o Carrie z megabalonami.
HURRA, KANADA
HURRA, KANADA
14 pazdziernika 2005, godzina 3.30
Janie spotyka się z Carrie na jej podjezdzie, pod czarnym niebem. Na powitanie posyłają
sobie tylko zaspane uśmiechy i Janie siada na fotelu pasażera forda Carrie. Po ciemku i w
milczeniu jadą do szkoły. Janie dziękuje losowi, że nie musi prowadzić o tej godzinie.
Już prawie pod szkołą mijają Cabela Strumhellera. Carrie zwalnia i zatrzymuje się,
opuszcza szybę i pyta, czy go nie podwiezć, ale on macha z uśmiechem ręką.
- Już prawie jestem na miejscu - mówi. Przed nimi, na szkolnym parkingu, błyszczy w
świetle latarń autokar firmy Greyhound.
Janie patrzy na Cabela. On przez moment odwzajemnia jej spojrzenie, po czym wbija
wzrok w ziemię. Janie robi się głupio.
Tamta nie - kłótnia, kiedy rozstali się na parkingu, rozpoczęła długą serię nie - kłótni.
Teraz nie tylko się nie kłócą, już nawet ze sobą nie rozmawiają.
Ale Janie go widuje, całuje się z nim w jego bibliotecznych snach.
Widuje go też jako szalejącego maniaka. Jako wariata z blinami na twarzy, z
palconożami, który raz po raz dzga, kroi i pozbawia głowy wciąż tego samego człowieka w
średnim wieku, ciągle od nowa, i od nowa, i od nowa. Dla Janie to niewielka pociecha, że nie
morduje nikogo innego.
Przynajmniej na razie.
Nie ją, dzięki Bogu.
I za każdym razem, gdy mu się to śni, dzwoni dzwonek, zanim Janie zdąży
wykombinować, jak mu pomóc. Pomóc mu w czym? W jaki sposób?
Nie ma pojęcia. Nie ma takiej mocy. Dlaczego wszyscy ci ludzie proszą ją o pomoc?
Przecież ona nie potrafi.
Zwyczajnie.
Nie.
Potrafi.
Ale jedno jest pewne - ostatnimi czasy nauka własna nie idzie jej najlepiej.
Godzina 3.55
Zpiochy, spóznialscy i olewusy albo zdążyli już przyjść, albo zostali skreśleni z listy przez
opiekunów wycieczki. Carrie siedzi z Melindą z przodu autokaru.
Janie siedzi w ostatnim rzędzie po prawej, przy oknie. Tak daleko od wszystkich, jak
tylko się da. Torbę podróżną upchnęła do schowka nad fotelem. Stwierdza z zadowoleniem,
że toaleta jest z przodu. Przekręca wyświetlacz telewizyjny nad głową, żeby błękitna poświata
nie raziła jej w oczy, i rozkłada fotel. Oparcie pochyla się tylko trochę i opiera o tylną
ściankę.
Jeszcze nie wszyscy wsiedli do autokaru, a Janie już zaczyna drzemać.
Godzina 4.35
Budzi ją gwałtownie chlapnięcie wodą w twarz. Jest w jeziorze, całkowicie
ubrana. Drży. Chłopak o imieniu Kyle wrzeszczy, spadając z nieba nad nią, wciąż od
nowa, i od nowa, i od nowa, aż w końcu ląduje w wodzie. Ale nie umie pływać. Janie
czuje, że drętwieją jej palce. Zaczyna wierzgać nogami, próbując to powstrzymać,
próbując się wyrwać.
I nagle jest po wszystkim.
Janie mruga i siada prosto, zdezorientowana. Nad siedzeniem przed nią pojawia się
niewyrazna twarz.
- Co jest, kurna? - pyta Kyle. - Musisz mnie kopać? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •