[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydawało się niewykonalne.
Kelgiański statek już zacumował przy piątce. Był to jeden z najnowszych
międzygwiezdnych liniowców, który został przekształcony w jednostkę szpital-
ną. Częściowa przebudowa nie została jeszcze ukończona, ale technicy Szpitala
wchodzili już na pokład wraz z robotami. Zjawił się też starszy personel oddziału,
który miał się zająć rozlokowaniem pacjentów. W tym samym czasie chorzy byli
przygotowywani do przenosin. Pospiesznie i bez większej troski o całość ścian
oddziału rozmontowywano sprzęt potrzebny przy leczeniu. Mniejsze urządzenia
wrzucano na samobieżne nosze i zaraz odsyłano na statek.
Operacja była na pozór prosta. Na pokładzie statku panowało odpowiadające
Kelgianom ciśnienie i ciążenie, można było zatem obyć się bez sprzętu adaptacyj-
nego. Jednostka była też na tyle duża, by pomieścili się wszyscy i zostało jeszcze
sporo miejsca. Conway mógł dzięki temu szybko ewakuować wszystkie poziomy
DBLF i na dokładkę pozbyć się jeszcze paru Tralthańczyków. Niemniej nawet tak
nieskomplikowane przenosiny musiały potrwać co najmniej sześć godzin. Con-
way spojrzał na drugie stanowisko.
Tutaj obraz był pod wieloma względami podobny. Illensański statek był ide-
alny dla istot PVSJ, jednak jako mniejszy, i to frachtowiec, miał niezbyt liczną
załogę, toteż przygotowań do przyjęcia pacjentów na pokład jeszcze nie ukończo-
no. Conway skierował tam dodatkową ekipę i pomyślał, że na tej jednostce na
pewno nie upchnie pacjentów trzech kolejnych poziomów. Dobrze będzie, jeśli
pomieści ona z sześćdziesięciu PVSJ.
78
Wciąż się zastanawiał, jak poprawić plan, gdy rozjarzył się ekran nad stano-
wiskiem porucznika.
Mamy tralthański ambulans, doktorze powiedział Kontroler. Z pełną
obsadą i zapasami dla sześciu FROB-ów, Chalderescolan i jeszcze dwudziestu
z ich gatunku. Nie potrzebują żadnej pomocy, gotowi są do natychmiastowego
przyjęcia pacjentów.
Mieszkańcy Chalderescola, dwunastometrowe istoty przypominające pancer-
ne ryby, nie mogliby przeżyć poza wodą dłużej niż kilka sekund. FROB-y nato-
miast, cechujące się masywną budową i grubą skórą, pochodziły z planety Hudlar,
gdzie panowało olbrzymie ciśnienie i takież ciążenie. Zciśle rzecz biorąc, Hudla-
rianie w ogóle nie oddychali. Mało co mogło im zaszkodzić i potrafili bez żad-
nych osłon pracować nawet w przestrzeni kosmicznej, zatem przelot w basenie
dla AUGL nie był dla nich żadnym problemem.
Niech cumują przy luku dwudziestym ósmym polecił szybko Con-
way. Gdy zaczną załadunek, wyślij FROB-y przez sekcję ELNT do głównego
basenu AUGL, żeby mogły wejść na pokład przez ten sam luk. Potem każ załodze
przycumować do luku piątego, tam będą czekać następni. . .
Ewakuacja nabierała tempa. Pierwszy etap prac adaptacyjnych na pokładzie il-
lensańskiego frachtowca dobiegł końca i wyznaczeni spośród rekonwalescentów
chlorodyszni pacjenci oraz ich obsługa medyczna ruszyli hałaśliwie przez żółtawą
mgłę do luku. Równocześnie inny ekran ukazywał długi wąż Kelgian przesuwają-
cy się ku wejściu na ich statek. Lekarze i technicy krążyli ciągle tam i z powrotem,
przenosząc sprzęt.
Komuś mogłoby się wydać dziwne, że w pierwszej kolejności ewakuowano
ozdrowieńców, ale były po temu istotne powody. Chodziło o to, żeby na oddzia-
łach i podejściach do luków nie zapanował tłok i łatwiej było przewozić ciężko
chorych na ich często skomplikowanych i obudowanych sprzętem łożach boleści.
Ponadto dzięki temu ci wymagający najtroskliwszej opieki mogli jeszcze trochę
pobyć w lepszych niż na statku warunkach.
Jeszcze dwie illensańskie jednostki, doktorze oznajmił porucznik.
Małe, gdzieś na dwudziestu pacjentów każda.
Luk siedemnasty jest jeszcze zajęty mruknął Conway. Niech pocze-
kają w pobliżu.
Gdy zaczęto roznosić tace z lunchem, przybył stateczek pasażerski z zamiesz-
kanej przez ludzi planety Gregory. W Szpitalu leczono tylko kilku Ziemian, lecz
jednostka z Gregory mogła zabrać każdą ciepłokrwistą tlenodyszną istotę o masie
mniejszej niż masa Tralthańczyka. Conway uporał się ze wszystkim, nie dbając
o to, że musi mówić, a czasem i krzyczeć, z pełnymi ustami.
Potem na ekranie łączności wewnętrznej pojawiła się nagle spocona i ziryto-
wana twarz Skemptona.
79
[ Pobierz całość w formacie PDF ]