[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się odezwał.
- Nie, bo już obiecałem się tego podjąć. Zresztą zrobię to
bardzo chętnie.
- Ach tak! Chcesz być świadkiem mojego upokorzenia.
Ale dlaczego?
Przyjrzał się Marii uważnie, jakby szukał odpowiedzi na
jej pytanie.
- Dlaczego mam ochotę cię uczyć? Może to ma coś
wspólnego z tym, że nadal postrzegam cię jako moją małą
siostrzyczkę...
- Jako twoją małą siostrzyczkę? Daruj sobie, dobrze?
Owszem, poprzedniego dnia ona też sobie tłumaczyła, że
traktuje Eddiego wyłącznie jak starszego brata, ale kilka
minut spędzonych w jego objęciach na kanapie przekonało ją,
że wcale tego nie chce. I nie chce, by on myślał o niej jak o
siostrzyczce!
Gdyby jednak zaczął myśleć o niej inaczej, oznaczałoby to
poważne komplikacje.
- ... a może jednak wcale nie - dokończył zdanie. - W
każdym razie nie zgadzam się, żebyś skoczyła w tandemie z
kimś innym...
Maria ożywiła się, ponieważ zabrzmiało to obiecująco. A
czemuż to nie podobał mu się ten pomysł?
- ...z kimś, kto miałby mniejsze doświadczenie. Oklapła
jak przekłuty balonik. No tak, Eddiemu chodziło
wyłącznie o bezpieczeństwo skoku, a nie o to, że jakiś
inny facet byłby do niej przyciśnięty w tak intymny i
sugestywny sposób. Pewnie w ogóle o tym nie pomyślał, to
tylko ona miała nieprzyzwoite skojarzenia.
No i znowu to sobie wyobraziła. Zacisnęła powieki, ale
ten obraz za nic nie chciał zniknąć jej sprzed oczu, nawet
nabrał wyrazistości, więc przeklęła swoją bujną fantazję, która
zazwyczaj oddawała jej usługi. A może podświadomie
tworzyła takie wizje, by nie myśleć o tym, jak naprawdę
wygląda skok ze spadochronem? Może te erotyczne rojenia
wcale nie były spowodowane bliskością Eddiego i jego
seksownym głosem?
Przynajmniej miała taką nadzieję.
- Bez przesady. Jest sporo kompetentnych instruktorów.
Nie mam ochoty korzystać z pomocy kogoś, kto
podstępnie próbuje sprzątnąć mi sprzed nosa rodzinną firmę.
- Nie podstępnie, tylko otwarcie, i nie sprzątnąć, tylko
kupić. Płacę naprawdę dużo, a ty dostaniesz część tej sumy,
dzięki czemu będziesz mogła w spokoju bawić się w pisanie.
Bawić się w pisanie? Oczywiście usłyszał to określenie od
jej rodziców. Zacisnęła zęby, by nie wybuchnąć.
- Nie próbuj mnie przekonywać, bo nie odstąpię od
mojego zamiaru. To ty lepiej się wycofaj, bo spełnię te
wszystkie idiotyczne wymagania rodziców, odziedziczę firmę
i będzie po sprawie.
- Nie będzie. Przejmiesz Intrepid Adventures, której nie
cierpisz, i co wtedy?
Miał rację, nienawidziła tych szalonych sportów, nie
chciała mieć z nimi nic wspólnego, za to pragnęła pisać i
rysować, przeżywając niezwykłe przygody za pośrednictwem
Mariusa i innych bohaterów.
Spojrzała za okno, zobaczyła wiszące nisko chmury i
zadrżała, wyobrażając sobie, jak leci przez nie, z ogromną
prędkością zbliżając się ku ziemi. A wcześniej trzeba będzie
wyskoczyć... Luk się otworzy, usłyszą ryk silników i świst
zimnego wiatru. Przerażona, mocno objęła się ramionami.
- Co się dzieje? - Eddie bacznie jej się przyglądał. - Nic.
- Nic? Przecież widzę, że się boisz.
- Oczywiście, że się boję! To żadna nowość! Ale dam
sobie radę, w końcu wypożyczyłam tę książkę z biblioteki -
rzuciła nonszalancko. - Bardzo mi się spodobał pierwszy
rozdział, który ma tytuł I tak wszyscy umrzemy". Zaczyna
się: %7łartowałem". To mnie podniosło na duchu.
Bez słowa wziął ją za rękę, która była lodowato zimna,
gdyż strach zawsze wywoływał u Marii taką reakcję. Za to na
Eddiego reagowała zupełnie inaczej, więc już po chwili
zrobiło jej się gorąco.
- Naprawdę chcę ci pomóc. Wyrwała dłoń.
- Czy ty mnie w ogóle nie słuchasz? Już mówiłam, że nie
życzę sobie twojej pomocy i z pewnością uda mi się
przekonać rodziców do tego, by wyznaczyli innego
instruktora, w końcu mają ich tylu...
- Ale ja jestem najlepszy.
- Proszę, co za poczucie własnej wartości! To podobno
bardzo zdrowe.
- Nie przechwalam się, tylko po prostu stwierdzam fakty.
Mam największe doświadczenie, przy mnie będziesz
najbezpieczniejsza.
- Nie - powtórzyła uparcie, pragnąc jak najszybciej
pozbyć się go ze swego życia.
Westchnął.
- Mario, pozwól sobie pomóc.
- Nie, Eddie. Nie! Pewnie nie jesteś przyzwyczajony do
tego słowa, prawda? Może nawet nie wiesz, co oznacza?
Sprawdz je sobie w słowniku.
Spłynęło to po nim bez śladu, choć Maria myślała, że się
wreszcie wkurzy, wstanie i wyjdzie. Zamiast tego zaczął
głaskać Flare, wstrętną zdrajczynię, która jemu wlazła na
kolana, a nie swojej pani. Kotka zaczęła błogo mruczeć, zaś
Eddie spojrzał na Marię z dziwnym uśmiechem. Wyglądał na
bardzo zadowolonego z siebie. Co on znowu wymyślił?
- Chodzi o Nepal, prawda? - rzucił lekko.
- Jaki Nepal? O czym ty mówisz?
- Przyznaj, wciąż ci się podobam. To dlatego boisz się
mnie widywać.
Powietrza! Maria omal się nie udusiła z furii. Bezczelny,
zarozumiały, nieznośny...
- Wcale mi się...
W tym momencie do domu wróciła Nicole, jak zwykle
robiąc przy tym wiele szumu.
- Już jestem! - krzyknęła od drzwi, po czym stanęła jak
wryta w progu pokoju na widok Eddiego. Spojrzała na Marię,
mrugnęła do niej z nieskrywaną aprobatą, nie zauważając, że
przyjaciółka właśnie gotuje się ze złości, a potem uśmiechnęła
się szeroko do gościa. - Cześć! My się chyba jeszcze nie
znamy?
Maria patrzyła, jak przedstawiają się sobie, zaś Nicole
natychmiast zaczyna flirtować na całego. Wkrótce nie
wytrzymała i pod byle pretekstem zaciągnęła współlokatorkę
do kuchni.
- Zachowuj się! - wysyczała gniewnie. Nicole w ogóle się
tym nie przejęła.
- Miałaś rację, przystojniak jakich mało. Towar pierwsza
klasa. Wszystko jak trzeba, przyjrzałam się uważnie. Nic,
tylko brać.
- Ręce przy sobie!
- Ooo? - zawołała Nicole, uśmiechając się podejrzenie
słodko. - A to czemu?
- Bo to wróg, a ty podobno jesteś moją przyjaciółką. Nie
możesz się z nim sprzymierzyć.
- A może raczej chcesz go dla siebie?
- Nie, nie chcę. I mów ciszej.
- Nie przejmuj się, i tak nic nie usłyszy, Flare mruczy mu
do ucha jak wściekła. Skoro to wróg, to czemu go zaprosiłaś i
siedzisz z nim na kanapie? - Mrugnęła. - Głupie pytanie,
przecież go widziałam...
- Och, przestań! Moi rodzice uparli się, żeby był moim
instruktorem! Dasz wiarę?
Nicole gwizdnęła.
- Szczęściara! Czekaj, niech zgadnę... Odmówiłaś dla
zasady.
- Tak.
Nie przewidziała tylko, że przez tę odmowę Eddie dojdzie
do całkowicie błędnych wniosków. To znaczy, do całkowicie
słusznych wniosków... Och, wszystko jedno! W ogóle nie
powinien wyciągać żadnych wniosków.
- No i po co? Przecież go potrzebujesz. Marię aż zatkało
na moment.
- Co takiego? Ja? Jego? Za nic! O czym ty mówisz? -
wyrzuciła z siebie.
- Oczywiście o Mariusie. Podobno miałaś z nim pewien
mały problem?
- Ach, to...
- Tak, to. Czy nie wspomniałaś wczoraj, że ten
przystojniak byłby idealnym modelem?
- No... owszem.
- A nie narzekałaś dziś rano na szkice robione z pamięci?
- Cóż...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]