[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zakonu. Został też ostrzeżony, że kiedyś może nadejść dzień, gdy dawny przyjaciel powróci.
 Czego żądasz, synu?  zapytał, gestem wskazując krzesło.
 Zakon dominikanów zawsze był bliski mojemu sercu  Sędziwój nie odpowiedział wprost.
 Czasy mamy ciężkie, więc jak to bywało w przeszłości, chciałbym wesprzeć was skromnym
datkiem.
Połówka sztabki ze szwajcarskimi oznaczeniami spoczęła na blacie z cichym brzęknięciem.
 Czy wyznaczasz cel, na który mamy to przeznaczyć?
 Lepiej znacie swoje potrzeby&
Mnich w zadumie zważył kawałek metalu w dłoni.
 A więc ciągle żyjesz  mruknął  opowiadano mi o tobie. Jesteś alchemikiem&
 Owszem. Ale i wasz zakon zawsze parał się tą sztuką. Nawet kiedyś podpaliliście przy
okazji miasto&
 Stare dzieje. Wypadek przy pracy  uśmiechnął się opat.  Zresztą sami też ucierpieli-
śmy, bo pożar strawił w pierwszej kolejności naszą siedzibę&
 Jak widziałem i dziś wasza pracownia nie stoi pusta. Obiło mi się o uszy, że istnieje tajna
bulla papieska piętnująca  fałszywą naukę alchimistów .
126
 Owszem, swojego czasu taka obowiązywała, jednak Jan XXIII ją uchylił na wieść, że
mnisi prawosławni na świętej górze Atos podjęli prace. Nasz zakon, jako od wieków zgłębiają-
cy tajniki alchemii& Zresztą wiesz o tym.
 Wiem.
 Nie przybyłeś, synu, po to, aby nas oświecić?
 Jeśli wyrazicie takie życzenie.
Mnich pokręcił głową.
 %7łycie wieczne to zbyt duża pokusa  powiedział.  Duch ludzki jest zbyt słaby, by
stawiać go przed takim wyzwaniem.
 Nie przesadzajmy z tą wiecznością&  skrzywił się.
 Kto wie, jak długo przeżyjesz? Może całe milenium& Zawsze byłeś naszym przyjacie-
lem, więc będzie nam miło, jeśli nadal będziemy mogli wyświadczać sobie nawzajem przysłu-
gi.
Sędziwój skłonił głowę, ale nie odrzekł nic.
 Jak możemy się zrewanżować za hojną ofiarę?  zapytał opat.
 Ofiary wręcza się z potrzeby serca. Jednak istotnie przybyłem, by prosić was o pewien
drobiazg.
 Jeśli tylko będzie to w naszej mocy&
Milczał przez chwilę.
 Usiłowałem odnalezć piątkę moich uczniów. Prawdopodobnie nie żyją, ale muszę spró-
bować.
 Jak możemy ci pomóc?
 Gdyby ktoś o mnie pytał, dajcie mu to  położył na blacie wizytówkę z numerem telefo-
nu komórkowego.
 Spełnimy twoją prośbę&
 Jeszcze jedno pytanie. Widzę, że idziecie z duchem postępu i wasz mały arsenalik zaopa-
trzony został w broń automatyczną& Ale czy gdzieś pod ścianą nie znajdzie się skrzynka z kulami
do krócicy? Potrzebuję kilku sztuk.
 Choćby i cały kilogram  na twarzy opata pojawił się uśmiech.
* * *
Mercedes parkuje na trawniku, a zatem ptaszek prawdopodobnie jest w domu. Czteropiętro-
wy blok w Nowej Hucie. Drzwi jak każde inne, dwa zamki gerdy.
Pokazała kuzynce, gdzie ma stanąć. Stanisława wyjęła z torebki nagana. Może się przydać.
Katarzyna zadzwoniła i cofnęła metr od drzwi. Uśmiechnęła się słodko, żeby gangster, gdy
spojrzy przez wizjer, zobaczył mile wyglądającą dwudziestolatkę. Nie spojrzał, otworzył od
razu. Na widok blondynki z warkoczem aż oblizał się w duchu.
127
I w tym momencie czubek buta trafił go miedzy nogi. Gdy leciał do przodu, zainkasował dwa
kolejne kopniaki: w splot słoneczny i szczękę. No dobrze, to ostatnie uderzenie trochę jej nie
wyszło, za to złamała mu nos&
 Yyyy  zawył, gdy już mógł złapać oddech.
 Centralne Biuro Zledcze  pokazała mu legitymację.
A potem wepchnęła do mieszkania i weszła za nim. Stanisława szybko zlustrowała wszyst-
kie cztery pokoje. Nikogo.
 Mam prawo do adwokata  wybełkotał.
 Gówno  powiedziała z przekonaniem i przyładowała mu jeszcze raz.  Gdzie byłeś
dziś rano między szóstą a ósmą?
 W domu  odparł szybko i zaraz pożałował.
Umiejętnie zadany kopniak w kolano jest potwornie bolesny.
 Kłamiesz. Nie słyszałeś, że organom ścigania należy mówić wyłącznie prawdę? Co ci się
stało w nogę?
Któreś z uderzeń musiało uszkodzić opatrunek; na dresie pojawiła się plamka krwi
 Skaleczyłem się&
 Kasiu  Stanisława pojawiła się w drzwiach kuchni z bułatowym sztyletem w ręce. 
Miałaś rację.
 Gdzie jest dziewczyna?  agentka zwróciła się do byczka.
 Nie wiem.
Stanisława przeżyła czterysta lat, ale dotąd sądziła, że wyrażenie  wdeptać kogoś w podło-
gę to tylko taka przenośnia. Efekt działań kuzynki był na tyle paskudny, iż cofnęła się do
pokoju. Katarzyna skończyła. Dresiarz leżał na ziemi i charczał. Złamana ręka, potrzaskane
żebra, zapuchnięte oko, zęby jak perły rozsypane po całym przedpokoju.
 Skłamiesz raz jeszcze i nie żyjesz  powiedziała spokojnym, rzeczowym tonem. 
I zrobię to tak, żeby wyglądało na robotę psychopaty  zacytowała kwestię zasłyszaną w jakimś
filmie.
Uwierzył natychmiast.
 Naprawdę nie wiem  połamanymi palcami zasłonił się przed kolejnym ciosem.  Po-
szliśmy ją porwać z chłopakami, pobiła nas czterech, wtedy szef użył strzelby usypiającej&
 Zaczął gadać  poinformowała kuzynkę.  Dalej. Gdzie ją zabrał?
 Nie wiem. Pewnie do siebie.
 Gdzie mieszka?  zainteresowała się Katarzyna.
 Nie wiem&
 Nie pasuje.
Kuzynka znowu musiała wyjść. Gdy wróciła, dresiarz był już gotów zeznawać dalej. Kasia
myła ręce pod kranem w kuchni. Buty trzeba będzie kupić nowe. Takie plamy ciężko wywabić.
 Naprawdę nie wiem  wycharczał.  Przysięgam. Kontaktujemy się z nim na komórkę.
128
 Numer  warknęła.
 To on dzwoni do nas. Jak jesteśmy potrzebni. Czasem raz w miesiącu, czasem rzadziej&
Ale nie podaje nigdy swojego numeru.
Wzięła ze stolika jego telefon. Schowała do kieszeni.
 Po co ją porwał?
 Nie wiem, nie mówił nam.
Uniosła stopę do góry.
 A co dla niego robiliście?  zapytała.
 Włamania do mieszkań. Do kolekcjonerów; stare księgi, obrazy, dawna broń. Aż nas to
zdziwiło. To nie była taka zwykła dziewuszka  dodał wypluwając jeszcze jeden złamany ząb.
 Spuściła nam czterem łomot. Ona się tak szybko ruszała& Jakby nie była człowiekiem.
Ugryzła mnie w nogę jakoś tak, że wyrwała dziurę jak po strzale z obrzyna&
 Jak się nazywa wasz szef?  zapytała mrużąc nagle oczy.
 Kazał mówić na siebie Dymitr.
Agentka zamyśliła się na chwilę.
 Jakbyś sobie coś przypomniał  wycedziła,  to masz zadzwonić. Jeśli włos jej spadł
z głowy, wrócę, i cały blok usłyszy, jak umierasz.
Pokiwał zdefasonowaną gębą. Wyszły na korytarz.
 Jej?  zapytała tylko dla porządku.
 Nie sądzę, żeby w Polsce znalazł się drugi sztylet z bułatu. Po co Dymitr porwał naszą
księżniczkę?
 Może ma to być przynęta na ciebie?  spojrzała z troską na kuzynkę.  O ile to ten
Dymitr, o którym wspominałaś&
 Ja mu dam przynętę  zakręciła bębenkiem nagana.
* * *
Usłyszała ich kroki, gdy byli jeszcze daleko na korytarzu. Dwu. No cóż, bywało gorzej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •