[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A. - Popatrzył na nią dziwnie, oczy mu się zwęziły.
- Tutejsza fauna i flora są nam bardzo drogie, panie Stewart. Caransay to wyjątkowo piękna i
idylliczna wyspa. Właśnie dlatego, między innymi, ńie chcemy mieć latarni morskiej tak
blisko.
- Lady Strathlin zgadza się z panią. Bez wątpienia pochwala też pani albumy z fauną i florą.
- Bez wątpienia. - Meg spojrzała na niego spod oka, uświadamiając sobie, że musiał czytać jej
ostatni list, w którym zwracała się z gorącą prośbą, by inżynier zatroszczył się o los ptaków
na Sgeir Caran.
Odwróciła wzrok i popatrzyła na Iaina. Ucieszyła się, że ma wymówkę i może zmienić temat.
Zobaczyła, że dziecko chlapie się i podskakuje w przybrzeżnych falach. Osłoniła oczy dłonią.
- Iain! Nie wchodz za daleko!
- Nic mu nie będzie. Lubi przygody ten chłopak.
- Za bardzo. Ma skłonności, by nurkować i wdrapywać się na
skały bez jednej myśli o własnym bezpieczeństwie.
Dougal się uśmiechnął.
- Mówi pani bardziej jak matka niż kuzynka. - Rozejrzał się. -Czy jego matka jest tutaj? Nie
widziałem jej. To bezpośrednie pytanie było jak cios prosto w serce. -%7łona Fergusa
MacNeilla umarła, rodząc malutką Annę,
która siedzi tam z matką Elgą. Iain wychowuje się u Fergusa jako jego przybrany syn i teraz
on... teraz bez matki. - Ruszyła po wilgotnym piasku w stronę wody. Dougal poszedł za nią,
ślady jego butów odciskały się tuż obok jej śladów.
-T o bardzo smutne. Może Fergus wezmie sobie następną żonę, by dbała o jego dzieci.
- Przyjdzie dzień, że wezmie - zgodziła się Meg. - A chwilowo mieszka z moimi dziadkami.
Szli ramię w ramię. Mewy nurkowały i trzepotały nad ich głowami, kojący szum oceanu
wypełniał powietrze. Meg starała się kontrolować, lecz w obecności Dougala czuła się
zdumiewająco rozluzniona. Mogłaby tak iść w jego towarzystwie po plaży przez wieczność,
pogodna i spokojna.
-Ja również jako dziecko byłem takim trochę zwariowanym ryzykantem jak Iain - powiedział
z zadumą inżynier, obserwując, jak chłopiec chlapie się na płyciinie. - Moja matka trzymała
mnie krótko, tak jak pani jego trzyma, żebym się nie wpakował w tarapaty albo nie zrobił
sobie jakiejś krzywdy.
72
- Nadal jest pan ryzykantem, skoro stawia pan latarnie morskie w tak niebezpiecznych
miejscach. I nie lęka się pan stawać twarzą w twarz z baronowymi i parlamentem, żeby dostać
to, czego pan pragnie. Co pana matka o tym myśli?
Dougal się roześmiał, a Meg zachwyciła się tym głębokim, swobodnym, gardłowym
odgłosem, chociaż przecież nie chciała niczego w tym człowieku polubić. Kiedy jednak
podniosła na niego oczy, zobaczyła, że spoważniał i posmutniał.
- Mam nadzieję, że moja matka byłaby dumna, gdyby o tym wiedziała. Umarła, kiedy miałem
trzynaście lat, w tym samym czasie co ojciec. Nigdy nie zobaczyli, jak pracuję nad latarniami
morskimi, i nigdy nie dowiedzieli się o moich... wybrykach. -Szedł z rękami w kieszeniach i
opuszczoną głową, wiatr rozczesywał mu włosy. >
- Och, przykro mi. Nie wiedziałam. \
- Oczywiście, że pani nie wiedziała. A co do konfrontacji; z baronową i parlamentem...
przyznaję, że narobiłem baronowej trochę kłopotów.
- Z tego jest pan znany na Caransay, panie Stewart.
- Takie odnoszę wrażenie. Wiem, że chciałaby pani, żebym się stąd wyniósł, i jestem pewien,
że inni też by tego chcieli. Ale ostrzegam panią, panno MacNeill. Nie dam się wypędzić i czy
odwieść od mego celu. Widzi pani, mam jedną cechę, która jest zarówno wadą, jak zaletą.
- A jaką to, sir?
Zatrzymał się i popatrzył na nią.
- Kiedy się raz zdecyduję na coś, nigdy nie rezygnuję. Nigdy. -
Zielone tęczówki stały się twarde jak szkło. - Proponuję, by wy* jaśniła to pani swojej
baronowej. I proszę, by pani zapamiętała moje słowa, panno MacNeill, bo odnoszą się
również do pani.
- Do mnie? Jak to? - Głos jej się załamał.
Pochylił się nieco.
-Cz y chce pani, bym o tym mówił w obecności tamtych
dam, czy może trochę zaczekamy? Podniosła na niego oczy, serce jej tłukło się w piersi.
- Zaczekamy.
- Bardzo dobrze. - Spuścił wzrok na oprawny w skórę szkicownik, który wciąż niósł. - Jest
godzien podziwu, panno MacNeill. Mam nadzieję, że wezmie pani pod uwagę możliwość, by
go kiedyś opublikować.
73
- Wątpię, by ktokolwiek zainteresował się moim albumem.
- Wręcz przeciwnie, to rzecz unikalna i śliczna. Szkocja stała się ostatnio bardzo popularna
wśród turystów i literatów. Myślę, że dobrze by pani zrobiła, publikując to dzieło.
- To tylko hobby. Ja nigdy... - Urwała, przynajmniej w tym jednym przedmiocie chciała być z
nim szczera. Marzyła, by kiedyś wydano jej szkicowniki, ale nie sądziła, by były tego warte,
nawet gdyby opublikowała je anonimowo i na własny koszt.
- To prawda - podjęła - że wyobrażałam je sobie w postaci kompletu pięknych ksiąg. -1 z
lekkim uśmiechem ciągnęła: W zielonej skórzanej oprawie, z wytłoczonym na froncie kwia-
towym wzorem i złotymi literami na grzbiecie.
-  Hebrydzkie albumy pióra M. MacNeill, taki tytuł widniał
by na każdym tomie - podsunął Dougal. Meg wzruszyła ramionami.
- Niemądre marzenia.
Położył jej dłoń na ramieniu i zajrzał w oczy, a ona zadrżała z radości, czując jego dotknięcie.
- To bardzo cenne marzenie, panno MacNeill. Proszę się go trzymać. I nigdy nie rezygnować.
- Głos miał głęboki i szczery.
-Ale ja nie jestem ani pisarką, ani malarką. Tyle że lubię przenosić na papier piękne widoki z
mojej... z tej wyspy. Nic więcej.
- Spodziewam się, że przyjdzie taki dzień - rzekł, wręczając
jej z powrotem książkę - kiedy pani marzenie się ziści. Meg odebrała szkicownik, ich palce
się przy tym zetknęły.
- Dziękuję panu - szepnęła. - Nigdy jeszcze nie rozmawiałam z nikim tak dużo o moich
szkicownikach. Doceniam to, że mi pan... dodaje otuchy.
Uśmiechnął się, a ona patrzyła z zachwytem, jak w jego uśmiechu splata się figlarność z
serdecznością. Nikt nie posądziłby, że ten człowiek zdolny jest do okrutnego oszustwa.
- Miałem wuja, który pisywał książki, głównie wiersze - powiedział. - Szalenie romantyczne i
wzniosłe, pełne legend i tragedii, w których co rusz to ktoś składał uroczystą przysięgę i w
ogóle. Może słyszała pani o nim. Sir Hugh MacBride.
- Osobisty szkocki bard królowej! To pana wuj? Czytałam wszystko, co napisał. Jak
cudownie mieć w rodzinie takiego geniusza, panie Stewart.
Popatrzył na nią zagadkowo.
- Pani hebrydyjska edukacja obejmowała również romantyczną poezję?
74
-Moja wyspiarska edukacja była aż nadto wystarczająca, uprzejmie panu dziękuję. W naszej
wiejskiej szkółce uczyliśmy się angielskiego oraz innych przedmiotów. Mieliśmy matematy-
kę, czytanie, pisanie i... i nawet poezję.
- Nie chciałem pani obrazić, panno MacNeill.
- Na dodatek już jako mała dziewczynka spędzałam każdą zimę na stałym lądzie w domu
mojego dziadka, ojca matki. Angażował dla mnie guwernantki. I znowu były lekcje poezji,
języków, nauk ścisłych oraz według mnie stanowczo za dużo matematyki. Uczono mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •