[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I słusznie.
Ukazały się światła na granicy miasta. Przystanęłam i wyjęłam plan. Zabudowa stawała
się coraz mniej zwarta, domów ubywało. Południowa część Rosy w zasadzie była
pustkowiem. Ośrodek KORP-u stał na zachodzie, najgorsza część slumsów rozciągała się na
wschodzie. Tutaj nawet drzewa były nieliczne. Przed nami leżało płaskie pole gdzieniegdzie
porośnięte trawą. Bez wątpienia korporacja kazała je oczyścić, żeby utrudnić wykradanie się z
miasta. Cały teren był oświetlony jaśniej niż w dzień.
Leb nie wskazał nam osłoniętego miejsca zauważyłam, przypadając do drzewa i
kiwając ręką na Calluma.
Wątpię, czy w którymś sektorze można liczyć na osłonę powiedział. Przysunął się do
mnie.
Prawdopodobnie miał rację, niestety. Leb narysował gwiazdkę dokładnie pomiędzy
dwiema wysokimi metalowymi wieżami, z pewnością uważając tę trasę za najbezpieczniejszą.
Wieże stały w odległości stu metrów. Wyjrzałam zza pnia i zobaczyłam wartownika
chodzącego w tę i z powrotem wzdłuż ogrodzenia, z wielkim pistoletem u pasa.
Popędzimy co sił w nogach dodał. Co mamy do stracenia? Zrobił krok, jakby
chciał wystartować od razu.
Głowy odparłam z irytacją, pociągając go za ramię. Tam mają strzelców
wyborowych.
A co innego możemy zrobić? Postukał w hełm. Poza tym mamy to.
Miał rację, ale znów mnie wkurzyło jego beztroskie podejście do własnego życia.
Te hełmy nie są niezniszczalne zaznaczyłam. Nie uratowałam cię przed śmiercią po
to, żebyś zginął tu dzień pózniej. Przynajmniej udawaj, że ci zależy na życiu. Spojrzałam na
plan. To nie może być najlepsze miejsce. Wydaje się beznadziejne.
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
Zależy mi na życiu.
Twoje zachowanie wcale na to nie wskazuje.
Już raz umarłem. Wcale nie żałuję. Uśmiechnął się do mnie.
To nie jest zabawne. Tym razem śmierć będzie nieodwracalna. I co wtedy? Mam sama
iść do tego głupiego rezerwatu? Gdyby nie ty, nigdy nie opuściłabym ośrodka.
Nie prosiłem cię o to mruknął. I co masz na myśli, mówiąc, że nigdy byś stamtąd nie
odeszła? Było ci tam dobrze? W więzieniu?
Tak. Miałam lepiej niż w poprzednim życiu.
Ale kazali ci zabijać ludzi.
Było mi... Objęłam rękami brzuch i urwałam. Nie mogłam mu tego powiedzieć.
Było ci wszystko jedno? podsunął. Nie czułaś się winna? Smutna?
Nie odparłam, patrząc w ziemię. Może z początku, ale teraz... nic nie czuję.
Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że ma żałośnie markotną minę.
Nie wiem, dlaczego wciąż to powtarzasz powiedział.
Bo taka jest prawda.
Wcale nie. Widziałem twoją twarz, gdy zabierali tamte dzieci. Czujesz wszystko tak jak
my wszyscy. Urwał, patrząc na mnie. Po chwili psotna iskra zamigotała w jego oczach. I
naprawdę na mnie lecisz.
Zaśmiałam się, zaskoczona.
No co? Taka jest prawda dodał.
Nie mogłam się z tym sprzeczać, więc tylko się uśmiechnęłam. Złapał mnie za rękę,
przyciągnął do siebie i delikatnie pocałował w usta.
Leb chciał, żebyśmy się wydostali podjął. Nie uratujemy jego córki, jeśli zginiemy.
Najwyrazniej uznał, że ten sposób jest najlepszy.
Tak przyznałam, chowając plan do kieszeni. Po prostu wolałabym, żeby żadne z nas
nie straciło głowy.
W takim razie będziemy pędzić co sił w nogach. Uniósł brwi, czekając na moją
aprobatę.
Przytaknęłam.
Zacznij zygzakować, gdy nas zauważą. To powinno utrudnić trafienie.
Rozumiem.
Rozejrzałam się jeszcze raz, po czym wyskoczyłam zza drzewa i ruszyłam przez otwarte
pole. Zdążyliśmy zrobić tylko kilka kroków, gdy na wieży ryknęła syrena. Poczułam kule,
zanim je usłyszałam.
Siekały moje ramiona i stukały w hełm. Stopami ledwie muskałam ziemię, Callum
dotrzymywał mi kroku, nawet gdy zwiększyłam tempo i zacząłem biec zygzakiem.
Nagle świat zbielał i ziemia się zatrzęsła, gdy upadłam. Druga eksplozja, bliższa,
przeturlała mnie po polu. Palący ból przeszył mi nogę.
Niczego nie słyszałam. Niczego nie widziałam. Podniosłam się, ale świat znowu
zadygotał. Wybuch był tak potężny, że wylądowałam kilka kroków dalej. Pocisk drasnął mnie
w ucho, gdy się podniosłam. Kule świszczały wokół mnie, uderzając w ziemię jak ciężkie
krople.
Callum. Nie widziałam go.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]