[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znowu się napili.
- Theo, mogę ci zadać osobiste pytanie?
- Czekaj, muszę się przygotować. - Teatralnie wziął głę-
boki oddech. - W porządku, strzelaj.
- Och, to nic strasznego. Po prostu jestem troszeczkę
ciekawa... Wczoraj opowiadałeś o tym, jak podrywałeś
dziewczyny. Masz teraz jakąś?
Spuścił wzrok, nie odpowiedział od razu.
- Umawiam się od czasu do czasu, ale aktualnie nie ma
w moim życiu nikogo ważnego - zdradził wreszcie.
- Czy kobiety nadal cię onieśmielają?
Roześmiał się.
- Nie przesiaduję już po kawiarniach z książką i fajką,
jeśli o to pytasz.
S
R
- Dobrze, na razie dam ci spokój w tej kwestii. - Sponta-
nicznie zrzuciła pantofle i usiadła na podwiniętych nogach.
- Pora na łatwiejsze pytanie.
- Już nie mogę się doczekać...
- Co filozofowie mówią o miłości?
Obrzucił ją dziwnym spojrzeniem, jakby nieco ostroż-
nym, i upił trochę brandy.
- Już starożytni filozofowie nie byli szczególnie zaintere-
sowani tą kwestią, raczej zostawiali ją poetom. Niektórzy
unikali jej również w życiu, bo uczucia mogłyby ich od-
ciągnąć od naprawdę poważnych spraw.
Annie parsknęła z dezaprobatą.
- To też jest poważna sprawa! Nie powiesz mi chyba, że
wielcy filozofowie, jedni z najmądrzejszych ludzi, jacy kie-
dykolwiek żyli, nie mieli nic do powiedzenia na ten temat?
Nie wierzę...
- Nie, tego nie powiem... Na przykład według Schopen-
hauera miłość przysparza kłopotów, lecz potrzebujemy jej,
ponieważ od tego zależy istnienie następnych pokoleń.
Annie patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Trudno o wyjaśnienie bardziej pozbawione romanty-
zmu! I właściwie mało błyskotliwe. Naprawdę filozofów
nie stać na nic lepszego?
- Zgadzam się, że mężczyzna nie myśli o podtrzymaniu
gatunku, gdy prosi kobietę o numer telefonu, niemniej nie
jest to powód, by odrzucić tezę Schopenhauera.
- Udowodnij to.
- Otóż chodzi o to, że pociągają nas ci przedstawicie-
le płci przeciwnej, których geny utworzą dobrą kombina-
cję z naszymi, dając odpowiednie potomstwo. Na przykład
mężczyzna o bardzo wydatnym nosie będzie podświado-
S
R
mie szukał partnerki o zgrabnym małym nosku, bo wtedy
ich dzieci mają szansę mieć nosy proporcjonalne.
- Przecież to brzmi jak czyste wyrachowanie! A gdzie
w tym wszystkim emocje, pragnienia, tęsknota, czyli coś,
co każdy z nas w którymś momencie zaczyna odczuwać?
Theo szybko odwrócił wzrok.
- Rozmawiamy teoretycznie - zastrzegł równie szyb-
ko. - Ta teoria mówi, że proces selekcji i doboru przebiega
na bardzo głębokim poziomie, dlatego nie zdajemy sobie
z niej sprawy. To tłumaczy, czemu ludzie często zakochują
się w niewłaściwych osobach. Czują fizyczny pociąg do ko-
goś, kto na innych płaszczyznach do nich nie pasuje i stąd
się potem biorą ludzkie dramaty. Erica i James z dzisiejszej
sztuki byli dobrym przykładem.
Wstrząsnął nią nagły dreszcz, a jej ramiona pokryły się
gęsią skórką.
- Naprawdę myślisz, że to się zdarza tak często?
- Oczywiście. Nieustannie widuje się takie pary.
W zamyśleniu zapatrzyła się w brandy. Zakręciła szkla-
neczką, jak przedtem Theo. Bursztynowy płyn zawirował.
- To pewnie wyjaśnia, czemu tak bardzo mnie pociągasz
- powiedziała do szklaneczki.
- Słucham?!
Serce biło jej mocno, gdy powtórzyła swoje słowa, a po-
tem mężnie podniosła wzrok na Thea. Wyglądał na cokol-
wiek wstrząśniętego, ale na szczęście nie na przerażonego.
- Zobacz, zupełnie do siebie nie pasujemy - ciągnęła. -
Przede wszystkim wez pod uwagę różnicę wykształcenia.
Przez chwilę panowało milczenie, wreszcie Theo ode-
zwał się zmienionym głosem:
- Prędzej martwiłbym się różnicą wieku.
S
R
- Akurat tutaj nie widzę problemu. O ile jesteś ode mnie
starszy? O dziesięć lat?
- Dziewięć - poprawił błyskawicznie, co dało Annie
pewną nadzieję.
Odstawiła szklaneczkę.
- Pewnie znalazłoby się jeszcze sporo powodów, dla któ-
rych do siebie nie pasujemy.
Nie spuszczając wzroku z twarzy Annie, postawił swoją
szklaneczkę obok jej.
- Prawdopodobnie tak.
Zdawało się, że czas się zatrzymał, gdy tak siedzieli bez
ruchu, znajdując się na krawędzi czegoś... czegoś bardzo
ważnego.
Wreszcie Theo, ku wielkiemu rozczarowaniu Annie, za-
mknął oczy i jęknął cicho.
- Nie powinniśmy rozmawiać w ten sposób.
- Nie? - W jej głosie zabrzmiał żal.
- Nie. Przyjechałaś do miasta, by spotkać się z kimś in-
nym. Z kimś młodszym. Tak naprawdę jestem intruzem.
- Jeśli mam być szczera, Damien już zupełnie mnie nie
interesuje.
- Mimo to powinnaś szukać towarzystwa młodszych
osób, chodzić z przyjaciółkami do pubów czy na dyskote-
ki, poznać kogoś interesującego...
- Już poznałam. Ciebie.
Westchnął.
- Nie powinnaś się ze mą wiązać, uwierz mi. Tak będzie
dla ciebie lepiej.
Ogarnął ją niepokój. Czyżby jej podejrzenia były słusz-
ne? Czyżby Theo wcale nie był aż taki porządny i faktycz-
nie prowadził podwójne życie?
S
R
- Czemu? - spytała bez tchu.
- Ponieważ jestem starym nudziarzem od Seneki i Scho-
penhauera.
Aż otworzyła usta ze zdumienia.
- I to wszystko? Właśnie to ma mnie odstraszyć?
Teraz on się zdziwił.
- A czego się spodziewałaś? Długiej listy moich wad? Nie
wystarcza ci, że jestem dla ciebie za stary i że jestem nudny?
- Stary? Różnica wieku wcale nie jest taka duża, już ci to
powiedziałam. Nudny? W żadnym wypadku. Mogę powie-
dzieć z całą odpowiedzialnością, że jeszcze nigdy nie spot-
kałam równie interesującego mężczyzny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]