[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Qorl jednak nigdy się nie poddał.
Stwierdził, że znów znalazł się sam w dżungli. Tym razem jego myśliwiec został tak
poważnie uszkodzony, że nie nadawał się do naprawy. Drugie Imperium poniosło druzgocącą
klęskę. Qorl nie miał dokąd iść, ale nie musiał wykonywać niczyich rozkazów& Nie miał do
roboty nic poza poszukiwaniem nowej kryjówki.
Może i lepiej, że koleje jego losu potoczyły się właśnie w taki sposób.
Wiedział, że potrafi znalezć miejsce, które zapewniłoby mu schronienie i spokój. Znał
tę dżunglę i wiedział, jakie owoce nadają się do jedzenia i które zwierzęta najłatwiej
upolować. Uświadomił sobie także, iż mimo uniesienia, jakie czuł, kiedy służył Drugiemu
Imperium i walczył ku chwale Imperatora, z radością wspomina wszystkie lata, które przeżył
samotnie w zaciszu ostępów dżungli.
Doszedł nawet do przekonania, że mimo wszystko, los okazał się dla niego łaskawy.
Odwrócił się i utykając ruszył w głąb lasu, żeby znalezć nową kryjówkę. Tym razem
zamierzał spędzić w niej resztę życia.
144
ROZDZIAA 26
Poranek następnego dnia, który nastał po zaciętej bitwie, jaka rozegrała się na
powierzchni i w przestworzach wokół Yavina Cztery, okazał się rześki i pogodny. Dopiero po
kilku godzinach jaskrawe promienie słońca rozproszyły snujące się strzępy mlecznobiałej
mgły, aż dotąd skrywające podnóże wielkiej świątyni, brukowany dziedziniec i skraj dżungli.
Wisząca nad głowami młodych uczniów Jedi pomarańczowa kula gazowego giganta, Yavina,
zajmowała spora część nieba.
Stojąc obok Lowiego i Jacena na lądowisku, Jaina nie mogła się nadziwić, jaki wpływ
na samopoczucie może wywierać mocny sen, wypoczynek i dobry posiłek. Jeszcze
poprzedniego wieczoru Luke, Tionna, Lando i grupa inżynierów z orbitalnej stacji
wydobywczej stwierdzili, że eksplozja właściwie nie naruszyła dwóch najniższych poziomów
prastarej świątyni. Pozostali uczniowie i pracownicy akademii Jedi uprzątnęli zatem leżące
przed wejściem kamienie i odłamki skał i weszli do środka, po czym uwolnili nie
posiadającego się z zachwytu Aorto-Detoo, który spędził cały dzień, zamknięty w hangarze.
Admirał Ackbar przyjął na pokład swoich transportowców najciężej rannych uczniów, by
przewiezć ich na Coruscant. W tym czasie pozostali, którzy odnieśli tylko lekkie rany albo
obrażenia, zostali opatrzeni i wrócili do własnych komnat znajdujących się na najniższych
piętrach wielkiej piramidy.
Jaina czuła wyrzuty sumienia na myśl o tym, że dopisało jej wielkie szczęście i w
trakcie walk nie odniosła niemal żadnych obrażeń. Miała wprawdzie kilka ran ciętych i
siniaków w miejscach gdzie trafiły ją rozrzucone siłą eksplozji odłamki kamieni, ale nie było
to nic poważnego.
Dziewczyna spojrzał z aprobatą na Lowbaccę. Młody Wookie miał nastawione ramię,
a rękę unieruchamiał szeroki pas materiału. Także klatkę piersiową ciasno obandażowano,
aby uniemożliwić przemieszczanie się pękniętych żeber. Zazwyczaj Lowie miał na sobie
tylko pas, spleciony z połyskujących włókien syreniowca; temblak i opasujące tors bandaże
sprawiały więc bardzo dziwne wrażenie.
Jaina usłyszała nagle jakiś świergoty i piski. Odwróciła się i ujrzała, że przez pełniącą
funkcję lądowiska polanę kroczy wujek Luke w towarzystwie Aorto-Detoo. Wprawdzie na
twarzy mistrza Jedi malowały się zdecydowanie i powaga, ale w oczach błyszczały iskierki
rozbawienia.
145
- Wydaje mi się - zaczął Luke bez jakiegokolwiek wstępu - że nawet ja wyglądałem
gorzej po tamtej przygodzie, jaką przeżyłem na Hoth, kiedy spotkałem się z lodowym
stworzeniem, wampą.
- Lowie wygląda dziś o wiele lepiej - powiedziała Jaina.
Luke zachichotał.
- Miałem na myśli to, że wyglądałem gorzej niż ta świątynia - oświadczył.
Jaina odwróciła się, żeby spojrzeć na wzniesioną przez Massassów prastarą piramidę.
Najwyższy poziom, na którym eksplodowały detonatory, praktycznie przestał istnieć.
Fragmenty kamiennych murów, stanowiących ściany wielkiej komnaty audiencyjnej, zapadły
się do środka. Nierówne i wyszczerbione, przypominały teraz blanki, wieńczące obronne
mury starożytnej fortecy.
- Z początku sądziłem, że może będziemy musieli przenieść akademię Jedi do innej
świątyni - ciągnął Skywalker - ale teraz& Nie jestem pewien, czy okaże się to konieczne.
- Uważasz, że zdołamy ją odbudować? - jęknął Jacen. - Wspaniale& Jeszcze więcej
ćwiczeń Jedi, unoszenie kamiennych bloków i dzwigania belek.
Aorto-Detoo zaświergotał i zapikał, jakby uznał to za doskonały pomysł. Lowie
zaryczał na znak, że chciałby jeszcze zastanowić się nad tą propozycją, ale w następnej chwili
złapał się za bok i jęknął z bólu.
- Tak - odparł Luke. - My wszyscy, którzy zetknęliśmy się z ciemną stroną,
odnieśliśmy takie albo inne obrażenia. Uważam, że odbudowa wielkiej świątyni może stać się
częścią procesu zablizniania naszych ran, zwłaszcza duchowych.
- To dotyczy także Zekka - mruknęła Jaina, czując w sercu bolesny skurcz na myśl o
ciemnowłosym młodzieńcu. - Myślę, że w jego sytuacji proces leczenia będzie szczególnie
trudny i długotrwały.
- Przypomniałem sobie, wujku, że chciałem zapytać cię o jedna sprawę - odezwał się
Jacen. - Co stanie się z pochwyconymi przez nas Ciemnymi Jedi?
- Tionna i ja będziemy musieli nad nimi popracować. Uczynimy wszystko, co
zdołamy, by nawrócić ich na jasną stronę, ale jeżeli okaże się to niemożliwe& - Rozłożył
ręce. - Zapewne porozmawiam na ten temat z Leią, a pózniej&
- Och, panie Lowbacco, niech pan spojrzy! - odezwał się Em Teedee, przyczepiony do
pasa młodego Wookiego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]