[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi się, że sami się tego domyślacie tu, we dworze - dodała.
- Ja nie wiedziałam - płakała Margrethe. - Mały Peder,
powinniśmy go zawiezć do szpitala...
- A co by to dało? Nic nie można było poradzić, powta-
139
rzam ci. A jemu najlepiej bylo przy tobie. Przez ten krótki
czas, gdy bylo mu dane żyć, bylo mu przynajmniej dobrze,
Margrethe. Póki nie zachorowaÅ‚ na tÄ™ strasznÄ… grypÄ™ - do­
dała powoli.
Siostra odsunęła siÄ™ nieco i popatrzyÅ‚a na Mali pociem­
niałym z rozpaczy wzrokiem.
- Ale ty nie zachorowaÅ‚aÅ› - powiedziaÅ‚a jakby z wyrzu­
tem. - Nie przyniosłaś ze sobą do domu śmiertelnej zarazy.
Nikogo nie zabiłaś.
Mali nic jej nie odpowiedziała. Różnie można odebrać
komuÅ› życie, pomyÅ›laÅ‚a. SÄ… gorsze sposoby niż zarazić ko­
goÅ› chorobÄ…...
ROZDZIAA 10
Mali zauważyÅ‚a wozy i dym ze stodoÅ‚y, kiedy schodziÅ‚a zbo­
czem gdzieś na wysokości letnich obór. Wybrała się do lasu,
żeby rozejrzeć siÄ™ za jagodami, ale Å›pieszyÅ‚a siÄ™, wiÄ™c nie za­
brała ze sobą dzieci. Nie miała wiele czasu, a maluchy tylko
by jÄ… opózniaÅ‚y. PowiedziaÅ‚a Ane, że wróci na podwieczo­
rek.
Na moment zatrzymaÅ‚a siÄ™ w zaciszu zaroÅ›li i popatrzy­
Å‚a w dół. Nie byÅ‚o wÄ…tpliwoÅ›ci, że do dworu przybyli Cyga­
nie. Poczuła w sercu gwałtowny skurcz. Jak zwykle ogarnął
jÄ… strach. Kto jest tym razem w taborze? Tak czy inaczej
za pózno, by trzymać Siverta z boku, ktokolwiek zatrzymał
siÄ™ w stodole. Zapewne krÄ™ci siÄ™ już wÅ›ród Cyganów, rozga­
dany i pełen entuzjazmu, i rozgląda się, czy jest wśród nich
jakiÅ› skrzypek.
Trudno, tak już musi być. Mali westchnęła, odgarnęła
zarośla i przecisnęła się w kierunku ścieżki prowadzącej
w dół. Miała nadzieję, że zdąży zajrzeć po drodze do chaty
Sigrid i Gudmunda, stojÄ…cej nieopodal letniej obory. Zbu­
dowali ją w ubiegłym roku na jesieni w wielkim pośpiechu
i na Boże Narodzenie można się już było tam wprowadzić.
MÅ‚odzi wziÄ™li Å›lub, a pod koniec lutego urodziÅ‚a siÄ™ im zdro­
wa córeczka. Zarówno Sigrid, jak i Gudmund pracowali
w Innstad i z tego, co Mali słyszała, układ ten funkcjonował
141
bez zarzutu. Wszyscy byli zadowoleni, a Sigrid i Gudmund
promienieli ze szczęścia. Dobrze, że ta znajomość miała tak
szczęśliwy finał. Mali zerknęła pośpiesznie na pomalowaną
na czerwono chatÄ™ i zadecydowaÅ‚a, że z odwiedzinami wy­
bierze siÄ™ innym razem.
- Przyjechali Cyganie - oznajmiÅ‚a Ane, kiedy Mali we­
szła na podwórze. Służąca rozłożyła koc na porośniętym
trawą pagórku i zebrała wokół siebie dzieci, swoją córeczkę,
Oję i małą Ruth.
-Widziałam z góry, kiedy przechodziłam obok letniej
obory - odparła Mali i rozejrzała się za Sivertem.
- JeÅ›li szukasz Siverta, to musisz iść do stodoÅ‚y - roze­
śmiała się Ane. - Był zachwycony, kiedy cygańskie wozy
skręciły do nas, i od tej pory straciłam go z oczu. Ale słyszę
go co chwiłę - dodała z uśmiechem. - Nakłonił już kogoś,
by mu dał pograć na skrzypcach, więc dochodziły mnie
dzwięki kociej muzyki. I co, były jagody?
- Jagody? - Mali, rozmyÅ›lajÄ…c o Sivercie i cygaÅ„skim ta­
borze, popatrzyła na Ane niezrozumiałym wzrokiem.
- Zdaje siÄ™, że wybraÅ‚aÅ› siÄ™ do lasu na jagody? - odpar­
ła Ane. - Chciałaś sprawdzić, czy już dojrzały.
-A, tak - Mali pokazała pełne wiaderko. - Krzaczki
wprost uginają się od jagód. Będę więc musiała poświęcić
dzieÅ„ lub dwa na wyprawÄ™ do lasu. Teraz zbieraÅ‚am w po­
Å›piechu, bo pomyÅ›laÅ‚am sobie, że można je podać na pod­
wieczorek - dodała.
- Dobrze, zostaw mi wiaderko, żeby siÄ™ nie zrobiÅ‚a mar­
molada - zaÅ›miaÅ‚a siÄ™ Ane, starajÄ…c siÄ™ trzymać OjÄ™ z dale­
ka od jagód.
- Nie, wstawiÄ™ je od razu - zadecydowaÅ‚a Mali. - A po­
tem pójdę do stodoły poszukać Siverta.
- On sobie świetnie radzi - rzekła Ane.
- Nie o to chodzi. ChcÄ™ go tylko przyprowadzić na pod­
wieczorek - odparła Mali krótko i weszła do budynku.
142
Nie od razu po wejÅ›ciu do stodoÅ‚y zobaczyÅ‚a Siverta. Dopie­
ro po chwili w półmroku rozÅ›wietlonym promieniami prze­
nikajÄ…cymi przez okienka i nieszczelne deski ujrzaÅ‚a sy­
na w kącie. Siedział u stóp mężczyzny ze skrzypcami,
którego Mali widziała po raz pierwszy. Mężczyzna coś mu
wyjaÅ›niaÅ‚, a Sivert siedziaÅ‚ prosty jak struna i sÅ‚uchaÅ‚ uważ­
nie. No to znowu siÄ™ zacznie, pomyÅ›laÅ‚a Mali zrezygnowa­
na. Znów Sivert zacznie marudzić o skrzypcach, tak jak
ostatnio. Nie chciał zrozumieć, że tylko dorośli mogą mieć
taki piękny i drogi instrument.
- O, Mali Stornes, jak miło!
Mali odwróciła się na pięcie i stanęła twarzą w twarz
z Karolinę, siostrą Jo. Serce zabiło jej gwałtownie i zrobiło
jej się słabo.
Ze wszystkich Cyganów, którzy wÄ™drowali miÄ™dzy dwo­
rami, tej kobiety pragnęła ze wszech miar uniknąć.
Mali bała się reakcji Karolinę, kiedy zobaczy Siverta,
który przecież był niesamowicie podobny do swojego ojca.
W ustach zrobiło jej się sucho.
- O, to ty, KarolinÄ™ - odezwaÅ‚a siÄ™, silÄ…c siÄ™ na natural­
ność. - Dużo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania
w Innstad.
- Czas leci - przyznała kobieta. - Wspaniały jest ten
twój dwór. Nigdy tu nie byÅ‚am, choć zawsze bardzo pragnÄ™­
łam go zobaczyć. To takie niezwykłe być w tym samym
miejscu, gdzie swego czasu pracował Jo - dodała cicho.
Rozejrzała się dookoła i zatrzymała wzrok na Sivercie.
Położyła ciepłą szczupłą dłoń na ramieniu Mali i zapytała
cicho:
- Nie wiesz, co to za chłopiec? Przybiegł tu, gdy tylko
przyjechaliśmy, ale najbardziej ciekawi go skrzypek. Ten
malec potrafi grać na skrzypcach! Sama słyszałam. On
jest... jest tak bardzo...
UrwaÅ‚a, nie przestajÄ…c wpatrywać siÄ™ w Siverta. W sÅ‚oÅ„­
cu padającym przez okienko jego włosy wydawały się czarne
143
jak smoła, a śliczna śniada twarzyczka promieniowała, gdy
tak siedziaÅ‚ wpatrzony w siedzÄ…cego naprzeciw niego męż­
czyznÄ™.
- O mój Boże - wyszeptała Karolinę. - Pomyślałam
o tym, gdy tylko go zobaczyłam. Czy to nie jest...
OdwróciÅ‚a siÄ™ gwaÅ‚townie do Mali i popatrzyÅ‚a na niÄ… in­
tensywnie.
- Nie wiesz czasem, czy mój brat, Jo, byl z kimś blisko,
gdy pracował tu, we dworze? - zapytała cicho. - Z jakąś
twojÄ… sÅ‚użącÄ… czy może z kimÅ› z sÄ…siednich gospo­
darstw? - dodała zaintrygowana.
- Chłopiec, któremu się tak przyglądasz, to Sivert Stor-
nes, mój syn - odparła Mali krótko. - Jest dziedzicem Stor-
nes.
Karolinę oblała się płomiennym rumieńcem. Patrzyła
na Mali wielkimi ze zdumienia oczami.
-Twój syn? - powiedziała cicho. - Dziedzic Stornes?
Syn Johana Stornesa, tego...
Mali nie odpowiedziaÅ‚a. PatrzyÅ‚a na siedzÄ…cego w pół­
mroku Siverta, który wyglądał jak wierna kopia Jo. Strach
Å›cisnÄ…Å‚ jÄ… za gardÅ‚o. LÄ™kaÅ‚a siÄ™, jak gÅ‚Ä™boko KarolinÄ™ zamie­
rza drążyć ten temat.
- Nie myślałam nic... to znaczy...
KarolinÄ™ nerwowo gniotÅ‚a szal, widać byÅ‚o, że jest zdu­
miona, ale i zgnębiona swoim zachowaniem.
- To chyba przez to Å›wiatÅ‚o - wymamrotaÅ‚a. - Przez mo­
ment zdawaÅ‚o mi siÄ™, że już go gdzieÅ› widziaÅ‚am, ale to nie­
prawda - powtórzyła i popatrzyła na Mali swymi pięknymi
oczami ze zÅ‚otymi cÄ™tkami. - Nie sÄ…dz, że chciaÅ‚am w jaki­
kolwiek sposób cię urazić ani coś sugerować...
- Po co miałabyś to robić? - odparła Mali, unikając jej
wzroku.
- Mam nadzieję, że... że nie jesteś zła ani...
- Zła? - zaśmiała się Mali. - A dlaczego miałabym być zła?
Przecież wiem, kim jest mój syn, Karolinę, i kto jest jego ojcem.
144
Podeszła pośpiesznie do Siverta i chwyciła go za ramię.
- Czas na podwieczorek - oświadczyła i podniosła go
na nogi.
- Aleja chcę tu zostać i posłuchać...
- Wiem, ale zrobisz to, czego ja chcÄ™ - odparta Mali
krótko. - Idziemy jeść.
- Ten chÅ‚opiec powinien zacząć siÄ™ uczyć grać - powie­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •