[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na której przybycie małpy zdawało się początkowo nie robić wrażenia,
podstawiała się teraz często do wyszukiwania pcheł. Pod tym względem
Hultaj był dla przyjaciół prawdziwym dobrodziejem, nie lenił się w
iskaniu, a jeśli czasem chciał tę czynność przerwać, psy powarkiwały i
posłuszny higienista znowu zabierał się do pracy.
Pewnego popołudnia ubranego w czyste ubranko Hultaja posadziłam na
grzbiecie Kruczka. Jezdziec nie był zadowolony, wyrywał się i złaził, ale
sadzałam go na powrót. Kruczkowi ta zabawa zupełnie nie przypadła do
gustu i choć stał posłusznie, miał dziwne błyski w oczach, wreszcie nie
wytrzymał i postanowił dać drapaka. Małpa nie spadła, bo zdążyła go
złapać za uszy, i zaczął się szalony bieg dokoła ogrodu.
Hultaj zaczął bezlitośnie wykorzystywać przyjaciela za wybieranie
pcheł. Biedna psina nie miała już dnia ani godziny spokoju, a
niezmordowany dżokej wskakiwał Kruczkowi na plecy w najmniej
oczekiwanych momentach, a ten pędził od razu byle gdzie, aby uciec jak
najdalej przed podążającym w ślad za nim wstydem.
Odwalał przejażdżkę w szalonym tempie, a potem z podwiniętym
ogonem i spuszczonym łbem chował się do najciemniejszego kąta.
W ten sposób ani ja, ani Kruczek nie zostaliśmy bohaterami. Ja - bo u
nas w Kodży ciągle jeszcze nie było wojny, a Kruczek? Cóż to za bohater,
cóż to za Saba, na którym małpa jezdzi na oklep?
RS
57
ROZDZIAA ÓSMY
Malaria
Dwie sprawy ogromnie mnie ucieszyły. Dowiedziałam się dziś, że
pojadę na wycieczkę do Dżindżi, żeby zwiedzić wodospady Ovena, i... że
jestem już człowiekiem! Z tą drugą sprawą było dużo śmiechu, a
wyglądało to tak.
Mama opowiadała właśnie, jak umierała babcia. Było to bardzo dawno
temu, kiedy moja mama miała osiem lat, a więc akurat tyle, ile ja teraz.
Babcia długo chorowała, ale w chwili kiedy umierała, nie było w domu
nikogo oprócz mojej mamy, bo pomimo choroby babcia była bardzo
młoda i nikt się nie spodziewał, że umrze, tym bardziej że tego dnia czuła
się już lepiej, toteż mogła pozostać na chwilę z taką małą dziewczynką,
jaką była wówczas moja mama. Ale właśnie wtedy zrobiło się jej nagle
słabo, zemdlała i już się więcej nie obudziła.
- Wyobrazcie sobie - opowiadała mama - jak strasznie to przeżyłam.
Przez całe lata nie mogłam się obronić przed myślą, że umarła tylko
dlatego, że nie umiałam jej pomóc. Co się człowiek wtedy tym nagryzł, to
trudno opisać!
- Ależ, mamo! - przerwałam. - To ty już wtedy byłaś człowiekiem?!
- Jak to, czy byłam człowiekiem?
- Przecież miałaś dopiero osiem lat!
Mama wybuchnęła śmiechem, chociaż przed chwilą opowiadała takie
smutne rzeczy:
- Głuptasie, przecież człowiek rodzi się jako człowiek, czym mogłam
być!
- To ja też już jestem człowiekiem?
- Naturalnie! Przecież nie jesteś pieskiem ani małpką, tylko małym
człowiekiem.
- Nie wiedziałam.
- Czego nie wiedziałaś, że nie jesteś małpką?
- Nie wiedziałam, że jestem człowiekiem.
- A to dobre!
Wszyscy aż zanosili się od śmiechu. Skąd mogłam to wiedzieć. Nigdy
nie słyszałam, żeby zwracano się do dziecka człowieku" lub żeby
mówiono o nim człowiek".
RS
58
Powiadają ludzie, że nieszczęścia chodzą parami, i mają rację. Nie
pojechałam na wycieczkę, miałam gorsze zmartwienie, myślałam, że świat
się zawali. Akurat w przeddzień wycieczki, zaraz po pracy, mama poszła
wziąć prysznic. Aazienki były w oddzielnych domkach razem z pralniami,
stały przy głównych uliczkach. Nasza znajdowała się na samej górce, tuż
obok pasieki Musielaka. Tego dnia Musielak wybierał miód. Pszczoły
były szczególnie niespokojne. Wykurzone z uli latały jak szalone i właśnie
kiedy mama weszła pod prysznic, setki pszczół zaczęły nad nią krążyć.
%7łeby je przepłoszyć, mama prędko puściła wodę i to je dopiero tak
zdenerwowało, że zaczęły ciąć żądłami jak wściekłe.
Moja biedna, obolała Pchełka" zupełnie straciła głowę. Złapała ręcznik,
owinęła się nim i wybiegła z łazienki, a pszczoły za nią. Bosa, mokra i już
spuchnięta przybiegła do domu, a rozwścieczone pszczoły za nią. Kruczek
pierwszy zobaczył, co się stało, i zaczął rozpaczliwie ujadać. Grabiłyśmy z
panią Hanią grządki w ogródku po drugiej stronie domu, gdy zaniepokoiło
nas jego rozpaczliwe ujadanie. Przybiegłyśmy zobaczyć, co go tak
zirytowało. Już zaledwie kilka pszczół krążyło nad mamą, dużo martwych
natomiast leżało na podłodze. Trudno było uwierzyć, że ta opuchnięta
osoba to moja mama. Nie wiedziałam, co mam robić, i zaczęłam płakać.
Dopiero po chwili zrozumiałam, że muszę natychmiast jej pomóc.
Pani Hani już nie było, pobiegła zawiadomić pomoc. Usiłowałam
wybierać mamie pszczoły ze splątanych włosów, nie przestając płakać.
Mama nie była w stanie wypowiedzieć słowa, jęczała cichutko, bezradna
jak dziecko. Twarz i całe ciało miała okropnie zniekształcone, wyglądała
strasznie. Bardzo bałam się pszczół, ale zapomniałam o strachu i
odpędzałam je od mamy. Nie mogłam doczekać się lekarza. Nie
wiedziałam, jak mogę pomóc mojej biednej mamie, a było z nią coraz
gorzej, bałam się, że umrze, zanim przyjadą. Kiedy wreszcie przyjechali,
była już nieprzytomna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]