[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rnasywnego dodge'a rarna, a Dallas trzymal Genny w ramionach na
siedzeniu pasazera.
- Dobra, i gi do, gdzie zaczynarny? - Jacob pochylil si~ i polozyl
r~k~ na ramieniu Genny.
Zamkn~la oczy. Wszyscy milczeli. Nikt si~ nie ruszal. Slychae bylo
jedynie oddechy trzech os6b. Az nagle w oddali rozleglo si~ wycie wilka.
Genny w jednej chwili otworzyla oczy.
- Teraz jl'!.przewozi - powiedziala Genny, unoszl'!.cglow~ z piersi
Dallasa. - Widz~ dlugl'!.wst~g~ wijl'!.cejsi~ drogi. Wywozi jl'!.w g6-
ry. - Westchn~la cicho i wyczerpana oparla si~ 0 Dallasa.
- Natychrniast zablokowae drogi! - Jacob krzyknl'!.ldo Bobby'ego
Joe, opuszczajl'!.cszyb~. Odwr6cil si~ do Genny. - Cos jeszcze?
- Cholera, czy pan nie widzi, ze jest kornpletnie wyczerpana? -
Dallas spojrzal gniewnie na Jacoba. - Wi~cej nie wytrzyrna. Nie wiern,
co si~ z nil'!.dzieje, ale widz~, ze to pozbawia jl'!.resztek energii.
:- Wsch6d - wyszeptala. - Jedicie na wsch6d.
Jacob, nie przejmuj~c sit( nadopiekunczym wybuchem Dallasa,
wycofal samoch6d, zawr6cil {zjechal podjazdem tuz za Bobbym
Joe. Policjant skrt(cil na poludniowy zach6d, do miasta. Jacob ruszyl
w przeciwnym kierunku.
- Jedziemy po Sally - odezwal sit( Jacob po kilku minutach. -
Jezeli znajdziemy sit( w poblizu Misty, psy Sally od razu wyczuj~jej
zapach.
- Bt(dzie pan potrzebowal czegos ... - zaczlll Dallas.
- Mam w worku jej bluzkt(. - Jacob wskazal glow~ tylne siedzenie.
- Bobby Joe wzi~l j~ od niej z domu, kiedy tam byl dzis wieczorem.
On zawsze mysli na zapas.
Drobne, delikatne cialo Genny spoczywalo w ramionach Dallasa. Jej
cit(zar wydawal mu sit( slodki. Jej cieplo przenikalo przez ubranie i go
ogrzewalo. A chyba nie dalej niz godzin~ temu postanowil, ze odsunie
sit( od tej kobiety.
Tyle ze nie byl w stanie trzymae sit( od niej z daleka, podobnie
jak nie bylby w stanie przestae oddychae. Za zadne skarby swiata nie
potrafil dociec, dlaczego Genny ma na niego taki wplyw. Moze dlatego,
ze powoli dawal sit(wci~~e w jej czary? Jezeli Genny ma racjt(,jezeli
jej przewidywania sit( sprawdzq, moze uda im sit( dzis zlapae zab6jct(.
Bye moze zab6jct( Brooke.
Dswiadomil sobie, ze po raz pierwszy od osmiu miesit(cy - od
smierci Brooke - cos innego nabralo dla niego r6wnie duzego znaczenia,
jak poszukiwania zab6jcy siostrzenicy. Ochrona Genny. Jak
by post'IPil, gdyby musial wybierae mit(dzy bezpieczenstwem Genny
a schwytaniem mordercy Brooke? Kilka dni temu nie mialby zadnych
dylemat6w. Ale to bylo, zanim Genny Madoc rzucila na niego czar.
Rozdziat IS
Zaparkowal na piaszczystej drodze i wyl~czyl reflektory. Istnialy
nikle szanse, ze ktos bt(dzie przejezdzal tt(dy bladym switem i dojrzy
jego auto, ale wolal nie ryzykowae. Stodola znajdowala sit( dobrych
pit(tnascie metr6w od zarosnit(tej drogi. Kt6regos dnia zeszlej jesieni,
jezdZ~c po okolicy, natrafil na to miejsce i zapamit(tal je sobie. Opuszczony
budynek na srodku pustkowia. Idealne miejsce na ceremonit(.
Byloby lepiej, gdyby ksit(zyc swiecil mocniej, ale latarka mu wystarczy.
0 swicie otworzy drzwi stodoly, zeby wpuscie poranny blask. Byl
tak podniecony oczekiwaniem, ze krew sit(w nim gotowala, powoduj~c
przyplyw adrenaliny. Trzecia ofiara. Jest juz coraz blizej. Sarna mysl
o tym, co ma nast'IPie, przyprawiala go 0 dreszcz rozkoszy. Otworzyl
bagaznik i upewnil sit(, czy Misty nadal jest nieprzytomna. Wlozyl
czarny plaszcz z kapturem. Wyci~~l drewniany futeral z mieczem,
wsun~l go sobie pod ramit( i wzi~l wielk~ latarkt(, ktorej potrzebowal,
zeby dojse do stodoly.
Chociaz noc byla zimna i w wielu miejscach lezaly pozostalosci
lodu i sniegu, prawie nie czul chlodu. Byl silny ... i z kaZd~ kolejn~
ofiar~ stawal sit( coraz silniejszy. Juz niedlugo stanie sit( niepokonany.
Wyj~l z bagaznika kalosze i wsun~l je na buty. Nastt(pnie wloZyI
grube rt(kawice. Mial na nogach buty z wloskiej sk6ry i nie chcial,
zeby zniszczyla je nocna wilgoe albo blotnista breja, ktora pozostala po
stopnialym sniegu.
Powoli, ale pewnie, przemierzyl otwart~ przestrzen. Kiedy dotarl
do stodoly, otworzyl rozklekotane, drewniane drzwi. Przy wt6rze skrzypienia
i jt(ku zawias6w, ukazalo sit( ponure wnt(trze. Nikt chyba nie
slyszal tych zalosnych odglosow? Poswiecillatark~ dookola. Przestronne
wnt(trze bylo niemal puste, nie licz~c dw6ch wysuszonych, drewnianych
kozlow, kt6re znalazl na poddaszu, kiedy po raz pierwszy przeszukiwal
stodolt(. Futeral z mieczem polozyl na podgnilym drewnianym korycie.
Oswietlil latark~ ziemit( i zorientowal sit(, ze jest wilgotna. Skierowal
snop swiatla do gory i zauwazyl, ze brakuje czt(sci sufitu, a to, co z niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]