[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zciemniło się. Kilku czarnych i Arabów nie skończyło jeszcze wieczerzy, gdy ciszę
przerwał huk wystrzału. Jeden z Arabów padł na ziemię. Kraski zerwał się i ujął Florę za
ramię.
Bluber, któremu strach przypiął do nóg skrzydła, pobiegł pierwszy, za nim reszta
pomknęła ku bramie palisady.
W powietrzu rozlegały się chrapliwe wrzaski ludzi i huk strzałów. Arabowie, których było
tylko dwunastu, walczyli bohatersko. Byli znacznie lepszymi strzelcami od czarnych i wynik
bitwy był jeszcze wątpliwy, gdy Kraski rozwarł bramę i pięciu białych znikło w ciemnościach
dżungli.
Czarni tak wielce przeważali Arabów liczebnie, że mimo małej celności swych strzałów,
wybili do nogi północnych koczowników. Wówczas Luvini zwrócił uwagę na Europejczyków
i zauważył, że znikli. Murzyn zrozumiał niezwłocznie dwie rzeczy: po pierwsze, że ktoś go
zdradził, po drugie, że biali nie mogli w tak krótkim czasie nazbyt się oddalić.
Przywołał wojowników, wyjaśnił co się stało i przekonawszy ich, że jeśli dopuszczą do
ucieczki białych, tamci powrócą z posiłkami, by ich ukarać, skłonił ich do puszczenia się w
pościg za zbiegami.
ROZDZIAA XVI
SKARB DIAMENTOWY
Gdy pierwotne bomby ogniste napełniły salę tronową cesarskiej wieży duszącym dymem,
Gomangani skupili się dokoła Tarzana, błagając go, by ich ratował, gdyż oni również dojrzeli
Bolganich, zgromadzonych przed wszystkimi wyjściami, i liczny ich oddział, oczekujący w
ogrodach i na tarasie.
Zaczekajcie chwilę rzekł Tarzan póki dym nie stanie się dosyć gęsty, by ukryć
nasze poruszenia przed Bolganimi. Wówczas rzucimy się do okien, wychodzących na taras,
bo znajdują się bliżej, niż inne wyjścia, bramy wschodniej. W ten sposób część nas będzie
mogła łatwiej uciec.
Mam lepszy projekt odezwał się starzec. Gdy dym nas zasłoni, idzcie za mną.
Istnieje wyjście nie strzeżone, prawdopodobnie dlatego, że im się nie śni, byśmy z niego
mogli skorzystać. Gdy przechodziłem przez wzniesienie poza tronem, zauważyłem, że żaden
Bolgani go nie pilnuje.
Dokąd ono wiedzie? zapytał Tarzan.
Do fundamentów wieży diamentowej, wieży, w której cię spostrzegłem. Ta część
pałacu leży bliżej bramy i jeśli tylko dotrzemy do niej, zanim się oni spostrzegą, mało jest
wątpliwe, byśmy się nareszcie nie dostali do lasu.
Wspaniale! zawołał człowiek małpa. Niebawem dym zasłoni nas przed
Bolganimi.
Istotnie tak był gęsty, że z trudnością można było oddychać. Wielu ludzi kaszlało i
krztusiło się, oczy pełne mieli łez od gryzącego dymu. Nie byli jednak zasłonięci przed
wzrokiem śledzących ich goryli.
Nie wiem, ile jeszcze zdołamy wytrzymać rzekł Tarzan. Co do mnie, mam już
dosyć.
Trochę gęstnieje odparł starzec. Za chwilę staniemy się niewidzialni.
Nie wytrzymam dłużej! zawołała La. Duszę się i jestem na pół ślepa.
Bardzo dobrze rzekł starzec. Wątpię, czy mogą nas widzieć, tak jest gęsty.
Pójdzcie za mną i poprowadził po stopniach wzniesienia i przez otwór za tronem wąski
otwór, zasłonięty kotarą. Starzec szedł pierwszy, za nim La, potem Tarzan z Jad bal ja i
wreszcie Gomangani, którzy nie napierali tak gwałtownie jakby pragnęli, gdyż obecność Jad
bal ja trzymała ich w przyzwoitej odległości.
Wyjście otwierało się do ciemnego korytarza, którym po stromych schodach spuszczało się
na niższy poziom, a potem, wśród nieprzeniknionych ciemności cały oddział podążył ku
wieży diamentowej. Wszyscy byli tak radzi, że wydostali się z gęstego dymu sali tronowej, że
nikt nic zważał na otaczające ciemności i cierpliwie szli za starcem.
Przy końcu korytarza przewodnik zatrzymał się przed ciężkimi podwojami, które, nie bez
trudności, ustąpiły pod naporem.
Zaczekajcie chwilę rzekł póki nie znajdę kaganka i nie zapalę światła.
Usłyszeli jak szukał czegoś za drzwiami i wkrótce rozjarzył się słaby błysk, a po chwili
zamigotał knot kaganka. Tarzan dostrzegł prostokątną komnatę, której obszernych rozmiarów
można było tylko się domyślać w chybotliwych promieniach.
Niechaj wszyscy tu wejdą, a potem zamknijcie drzwi za sobą rzekł przewodnik. Gdy
tak uczynili, zwrócił się do Tarzana. Pójdz rzekł. Zanim opuścisz tę komnatę, chcę
pokazać ci widok, jakiego żadne oko ludzkie nigdy nie oglądało.
Poprowadził go do najodleglejszej części komnaty, gdzie Tarzan w blasku kaganka
zobaczył całe rzędy polic, a na nich całe sterty skórzanych woreczków. Starzec postawił
kaganek na policy, wziął jeden woreczek i otworzywszy go, wysypał na dłoń jego zawartość.
Diamenty objaśnił. Każdy taki woreczek waży pięć funtów, wszystkie zawierają
diamenty. Gromadzono je przez niezliczone wieki, gdyż Bolgani dobywają ich więcej, niż
mogą sami zużytkować. Legendy ich głoszą, że pewnego dnia powrócą Atlantydzi i że kupią
te diamenty. Dobywają je więc i gromadzą, jak gdyby mieli stały i zapewniony na nie rynek
zbytu. Wezcie sobie po woreczku i wręczył jeden Tarzanowi a drugi La.
Nie wierzę, byśmy żywi wydostali się z doliny, ale kto wie? I trzeci wziął sobie.
Ze skarbca diamentowego wywiódł ich po drabinie na górne piętro, a następnie
poprowadził do głównego wejścia do wieży. Jedynie para cienkich podwojów,
zaryglowanych od wnętrza, oddzielała ich teraz od tarasu, potem już czekały ich otwarte
wrota wschodnie. Starzec miał już otworzyć podwoje, gdy Tarzan go zatrzymał.
Zaczekaj rzekł aż nadejdzie reszta Gomanganich. Idą dopiero po drabinie. Gdy
wszyscy staną za nami, rozewrzesz podwoje i wówczas ty i La wraz z dziesięciu lub
dwunastu Gomangani, którzy są już za nami, pomkniecie ku wrotom. Reszta nas zasłoni
odwrót i powstrzyma Bolganich, gdyby na nas napadli. Baczność dodał po chwili zdaje
mi się, że wszyscy już nadeszli.
Wyłożył Gomanganim swój plan, potem zwrócił się do starca.
Już! Rygle ustąpiły, rozwarły się podwoje i cały orszak pędem rzucił się ku wrotom.
Bolgani, wciąż skupieni dokoła sali tronowej, nie zauważyli, że ofiary im się wymknęły.
Dopiero gdy Tarzan wraz z Jad bal ja, zamykający pochód, mijał wrota, dostrzegli go i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]