[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A więc tak - mówiła April. - Czy pan uważa, że osoba, która ma pewne informacje,
cenne dla władz prowadzących śledztwo w sprawie morderstwa, powinna donieść o tym
policji, mimo że matka tej osoby surowo jej zabroniła mieszać się do tej historii?
- Bardzo trudny problem - orzekł sierżant O'Hare z namysłem, chociaż z góry
wiedział, co odpowie na pytanie April. - Nie chciałabyś okazać nieposłuszeństwa matce. Ale
przecież nie chciałabyś także, by morderca bezkarnie pozostawał na wolności i kręcił się po
okolicy.
April zadrżała.
- Ach, nie! Ale, widzi pan, nikt nie wie, że ja tam byłam i że podsłuchałam tę
rozmowę. Nie powinnam była tam chodzić. Będę miała masę przykrości, jak się to wyda. Bo
właśnie Henderson... Henderson to jest żółw mojego braciszka... Więc Henderson uciekł i
szukałam go. .Wcale nie chciałam podsłuchiwać, słowo honoru! Mimo woli słyszałam
wszystko. Bo ona strasznie się zlękła, a on mówił okropnie głośno.
- Aha - powiedział sierżant O'Hare, z trudem opanowując głos, żeby nie zdradzić
podniecenia. - Kto się zląkł?
- No, pani Sanford. On jej groził...
April urwała. Po chwili powiedziała:
- Ale ja skończę ten syrop i już muszę iść. Powinnam przygotować jarzyny do obiadu.
- Masz jeszcze masę czasu - uspokoił ją sierżant O'Hare. - Wypij, drugą porcją.
Stawiam!
- Ach, dziękuję! - zawołała serdecznie April. Wiedziała, że nie może bezkarnie
pozwolić sobie na więcej niż jeden syrop. Sytuacja wszakże była wyjątkowa. Wychyliła
szklankę do dna w dwóch łykach. Zaraz zjawiła się przed nią nowa porcja. Podwójna, z
kremem. April upiła troszkę i spojrzała ze szczerą niechęcią na niemal pełną jeszcze szklankę.
- Nie zapamiętałabym tak dobrze - ciągnęła swoją historie dalej - gdyby nie groził, że
ją zabije. Nie przypuszczałam, oczywiście, że mówi poważnie. Ach, nie! Nie powinnam tego
panu opowiadać! Mamusia zabroniła nam wtrącać się do tej nieszczęśliwej historii.
- Słuchaj - rzekł sierżant O'Hare. - Poradzę ci dobrze. Jestem twoim przyjacielem.
Możesz mi zaufać, to znaczy, poufnie zwierzyć, co wiesz. Rozumiesz? Nikomu nie powiem,
że to od ciebie się tego dowiedziałem. - Zaniepokoił się po ojcowsku: - Co to? Czy ci nie
smakuje?
- Nie, nie. Pyszne! - zapewniła go April. Zdołała przełknąć jeszcze odrobinę, krzepiąc
się myślą, że cierpi dla ważnej sprawy.
- Mów, mów - zechęcał sierżant dobrotliwie. - U mnie sekret jak w studni.
- Więc to było tak - podjęła April. - Henderson... ten żółw... przegryzł sznurek i uciekł.
Szukaliśmy go wszędzie. W ogrodzie państwa Sanford jest altanka obrośnięta winem,
myślałam, że Henderson pewnie się tam schował. Podeszłam blisko i wtedy usłyszałam jakieś
głosy w altanie. Starałam się zachowywać cichutko, bo pani Sanford gniewa się, kiedy
wchodzimy na jej teren. Nie podsłuchiwałam, słowo honoru! - April podniosła wielkie, mokre
od łez oczy na sierżanta. - Pan mi wierzy, prawda?
- Wierzę, wierzę - skwapliwie odparł sierżant O'Hare. - Taka grzeczna panienka nie
podsłuchiwałaby umyślnie, to pewne.
- Dziękuję panu! - rzekła April. Wbiła wzrok w podłogę i szepnęła: - Może jednak nie
powinnam o tym mówić nikomu... Bo on się odgrażał. A nie chciałabym nikomu przyczynić
kłopotów... - Uśmiechnęła się uroczo do sierżanta. - To może już reszty me
opowiem, zgoda?
- Słuchaj - poważnie rzekł sierżant. - Jeśli tamten człowiek jest niewinny, musisz mu
dać szansę usprawiedliwienia się przed policją. A jakże będzie mógł się usprawiedliwić, jeżeli
policja nie zna wszystkich faktów dokładnie?
- No, tak... - przyznała April. - Skoro pan tak uważa...
Sierżant O'Hare tryumfował w duchu, lecz odezwał się słodkim tonem:
- Jak się ten człowiek nazywa, pewnie nie wiesz?
- Wiem, oczywiście - odparła April. Na gwałt szukała w pamięci jakiegoś stosownego
nazwiska.
W pierwszej chwili nie przychodziło jej nic do głowy prócz nazwiska pewnej postaci z
opowiadań pisanych przez matkę dla własnych dzieci, kiedy jeszcze były małe: Persyflaż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •