[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdybybył pewien, żejegostarszybrat przestaniegobić. Może
Dani udałobysię znalezć tegobrata i pogadać z nim.
- Coś mi się widzi, że szykuje się Dani nowa współpra-
cownica - zauważył z uśmiechemksiądz. - Ani się obejrzysz
i wsiąkniesz wnasze sprawypouszy.
- Tobyniebyłotakiezłe, prawda?
- Kimonajest?
Rockyjeszcze raz pomachała ręką przez oknoi odwróciła
się doChase'a.
- Toterenzakazany- odparła.
- Mówiszokościele?
- Nie, o Dani. O Danielle Lanier.
jan+a43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
103
- Aadna. Ruda. Z klasą.
- Za ładnai zabardzozklasą dlaciebie.
- Ej, myślałem, żesię lubimy?
- Owszem- zapewniła go Rocky, zapinając pas. - Ale
całe życie Dani kręci się wokół Niebo może poczekać",
organizacji zajmującej się dzieciakami, które uciekły z domu
i różnymi innymi biedakami, wtenczyinnysposóbpokrzyw-
dzonymi przez los. Oddała się tej sprawie całą sobą. Jej brat
blizniak, ksiądz pracujący wparafii Zw. Tymoteusza, zginął
tragicznie. Zastrzelił go jakiś smarkacz, bowziął goza poli-
cjanta, któryprzyłapał gona sprzedażynarkotyków.
- Tostraszne. Alejai takmamzamiar jąpoznać.
- Jezu, ależ wyDrury'owiejesteścienamolni.
- Możliwe, alewodróżnieniuodmojegobrata, ja pozwa-
lamci popełniać błędy.
Rocky wiedziała, o co mu chodzi. Od dwóch miesięcy,
czyli od kiedy ona i Worth zostali kochankami, Chase stał
z boku i obserwował z niepokojemcałą sytuację, ale skrzęt-
nie toukrywał.
- Dobra, dobra. Zastanowię się. - Wiedząc, ilegotoko-
sztowało, by wyrosnąć na człowieka tak różnegoodbrata
i ojca, uznała, że najlepiej będzie zmienić temat. - Dzięki za
podwiezienie. Co cię przywiodłowte strony?
- Firma rozważa rozpoczęcie tu nowego projektu, więc
zaproponowałem, że obejrzę tomiejsce.
- Todosyć ryzykowne.
- Poprosiłemopomocznajomegopolicjanta.
- Oj, wyDrury'owie- pokręciła głową Rocky.
- O, właśnie. Czymój brat wie, żetujesteś?
- Nie. Napewnomyśli, żejestemna zajęciach. Prowadzą-
cyodwołał jejednakz ważnychprzyczynosobistych.
jan+a43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
104
- Wygląda na to, że nie tylko ja lubię w życiu odrobinę
ryzyka.
Rockywzruszyła ramionami. Jej zdaniemtowcaleniebyło
niebezpieczne. Worth, co prawda, nie jest zachwycony, że tu
bywa, ale najwyrazniej woli myśleć otym, coichteraz łączy,
a nie dzieli.
- Awiesz co - mówił dalej Chase - mamwrażenie, że
Worthostatniobardzosię zmienił. Parę osóbwbiurzebardzo
się z tegocieszyi ma nadzieję, żetaki już zostanie.
Rocky też. Jeszcze nigdy nie spotkała mężczyzny tak
skomplikowanego jak Worth. Ogromnie dumny i zamknięty
wsobie, bardzowymagającyjakonauczyciel. Ajednak, kie-
dybyli tylkowe dwoje... tak, wtedybył zupełnie inny.
Nie potrafił powstrzymać się, by jej nie dotykać. Kontakt
fizyczny był mu potrzebny jak tlen, a i na nią też miał taki
wpływ. Lekkie muśnięcie karku, kiedy przechodził obok niej,
wystarczyło, bynie mogła się już skupić. Delikatne dotknięcie
dłoni wrestauracji pobudzałojej zmysły. Nawet kiedyuczyła
się, a on pracował za biurkiem, spoglądał na nią co chwila,
jakbysprawdzał, czynie zniknęła.
A kiedy ulegał silniejszym namiętnościom... Pocałunek
skradzionywciemnościachteatrusprawiał, żejakpara dzie-
ciakówbiegli doauta, byjaknajszybciej znalezć się wdomu.
Czasem, rozmawiającprzeztelefon, brał ją na kolana, a kiedy
zaczynała gopieścić, kończył nagle rozmowę, chwytał wra-
miona i niósł dosypialni. Czekała na te chwile, kiedypoka-
zywał jej się takim, jakimnaprawdę był - mężczyzną, wktó-
rymzakochała się pouszy.
- Szkoda, że onnie poznał cię takdobrze jakja, Chase
- powiedziała wzamyśleniu.
Naspotkaniachtowarzyskich, naktórychczasemwszyscy
jan+a43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
105
Drury'owie musieli być obecni, Chase zawsze pilnował, by
Rocky miała z kimrozmawiać. Najbardziej była mu wdzię-
czna za to, że starał się wynagrodzić jej niechęć najstarszego
z Drurych. Od pierwszej chwili Drury senior dawał jasnodo
zrozumienia, że nie pochwala jej obecności wżyciu starszego
syna i ma zamiar ją ignorować, z nadzieją żetenromans i tak
szybkosię skończy.
Wiedziała, czemu rubryki towarzyskie wgazetach nazy-
wają Chase'a paskudnympodrywaczem". Uwielbiał kobiety
i zawsze znakomicie się bawił - przynajmniej tak to wyglą-
dało. Rocky czuła jednak, że młodszy brat Wortha jest le-
pszymaktorem, niż to się ludziomwydaje, i że tak samojak
Worthstara się ukryć swoją prawdziwą naturę.
Odpowiedz Chase'abyłatypowadlawszystkichDrurych.
- To, że wodróżnieniu od starego nie staramsię rządzić
każdym, ktostaniemi na drodze, i żeniejestemstaleposępny
i zły jak Worth, nie znaczy wcale, że moje życie jest usłane
różami.
- Aletegoposobieniepokazujesz.
- Myślę, że było mi trochę łatwiej niż Worthowi - przy-
znał pochwili Chase. - Byłemza mały, bytęsknić za matką
i pamiętać jej twarzczyzapach. Noi starynigdytyleodemnie
nie wymagał, coodWortha.
- Czyto utrata matki sprawiła, że Worthtaknie ufa lu-
dziom?
- Tochyba niejest takieproste. Worthtoskomplikowana
mieszanka wielu rzeczy. Nie chodzi tylko o to, że jest pier-
worodnym, następcą tronu i tak dalej. Już od małegosłyszał
poranne notowania tokijskiej giełdy. Pamiętam, jak wktóreś
Boże Narodzenie rano zbiegłemna dół i zastałemojca przy
telefonie (ciekawe, komu zepsuł dzień). Po chwili odłożył
jan+a43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
106
słuchawkę, spojrzał na Wortha i mruknął: Nigdy nikomu nie
ufaj, chłopcze. Jaktylkotozrobisz, zdradzą cię".
- Tostraszne!
- Zależy, jakna topatrzeć. Być możejakoczłowiekWorth
[ Pobierz całość w formacie PDF ]