[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mną zrobiłaś?
- Ja? Z tobą? - Zwlekała z odpowiedzią, żeby nie
stracić panowania nad głosem. - Zdaje się, że nie
wypiłeś jeszcze porannej kawy. Zaraz ci podam.
Chwycił ją gwałtownie za ramiona, zanim zdążyła
się odwrócić.
- Sam zrobiÄ™ kawÄ™.
- Dobrze. - Dostrzegła gniew w jego oczach. -
Może wolisz, żebym wpadła trochę pózniej?
- Nie. ZaÅ‚atwimy to teraz. - Kiedy zniknÄ…Å‚ w ko­
rytarzu, Morgana zacisnęła powieki. Katastrofa
wisiała w powietrzu.  Załatwimy to" zabrzmiało
w jego ustach jak  skoÅ„czymy z tym". ChciaÅ‚a zro­
zumieć natychmiast - pójść za nim do kuchni, ale
zabrakło jej odwagi. Usiadła w salonie na brzegu
krzesła.
Nie spodziewaÅ‚a siÄ™ zastać Nasha w zÅ‚ym humo­
rze. Był zimny i opryskliwy. Tak jak wczoraj, kiedy
rozmawiał z Leeanne. Ogarnęła ją czarna rozpacz.
Aż do dzisiaj nie miała pojęcia, jak bardzo można
zranić człowieka takim lodowatym wzrokiem...
Zaczęła krążyć po pokoju, jedną rękę trzymając
Nora Roberts
190
na brzuchu. Dopiero po chwili dostrzegÅ‚a swój mi­
mowolny gest i blado się uśmiechnęła. Przysięgła
sobie w duchu, że bez względu na to, co się stanie
- będzie bronić tego życia. Za wszelką cenę.
- Twoje kwiaty potrzebują więcej wody - rzuciła
przytłumionym głosem.
- Chyba nie jestem w nastroju do rozmowy
o kwiatach.
- WÅ‚aÅ›nie widzÄ™. WiÄ™c o czym bÄ™dziemy rozma­
wiać?
- Chcę poznać całą prawdę.
Morgana posłała mu twarde, kpiące spojrzenie.
- Do usług. Od czego mam zacząć?
- Wszystko jedno, tylko przestań grać ze mną
w ciuciubabkÄ™. Mam tego serdecznie dosyć, rozu­
miesz? Jestem zmęczony. - Z rękami skrzyżowanymi
na piersiach, ponurą miną i pałającym wzrokiem
Nash zaczął przemierzać salon w tę i z powrotem,
od okna do przeciwległej ściany. - Cała ta historia
byÅ‚a dla ciebie komediÄ…, prawda? Jak dÅ‚ugo mo­
gÅ‚abyÅ› jÄ… ciÄ…gnąć? Od pierwszej chwili, kiedy wszed­
łem do sklepu, upatrzyłaś mnie na swoją ofiarę -
partnera do zabawy, w której tylko ty wiedziałaś,
co jest grane. Mój stosunek do twoich... talentów
drażnił cię, ranił twoją ambicję, więc postanowiłaś
pokazać, co potrafisz.
Jej serce pękało z bólu, ale odpowiedziała silnym
głosem, patrząc mu prosto w oczy.
- Powiedz lepiej otwarcie, o co ci chodzi. Bo jeśli
mówisz, że pokazałam, kim jestem, to nawet nie
mogę zaprzeczyć. I wcale się tego nie wstydzę.
Odstawił z trzaskiem filiżankę i prawie cała kawa
rozlała się po stole. Czuł się zdradzony. To uczucie
było tak dojmujące, że odbierało mu rozum. Kochał
Zniewolenie
191
ją. To ona sprawiła, że ją pokochał. Zdemaskował
jej grÄ™, a ona staÅ‚a teraz przed nim - spokojna, piÄ™k­
niejsza niż kiedykolwiek.
- Chcę wiedzieć, co ze mną zrobiłaś. Chcę, żebyś
to cofnęła... zdjęła ze mnie swój urok.
- Mówiłam ci, że nie...
- Spójrz mi w oczy. - Chwycił ją za ramiona. -
Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie wymachiwałaś
nade mnÄ… swojÄ… różdżkÄ… ani nie wypowiedziaÅ‚aÅ› żad­
nego zaklęcia, przez które czuję do ciebie... to, co
czujÄ™.
- Co czujesz?
- Dobrze wiesz. Jestem zakochany. Nie potrafiÄ™
o tobie nie myśleć, pożądam cię jak opętaniec. Nie
mogę wyobrazić sobie życia za rok, za dziesięć lat...
bez ciebie.
- Nash... - Wzruszenie Å›cisnęło jej gardÅ‚o. Pod­
niosła rękę, ale zanim zdążyła go dotknąć, Nash
odtrącił ją i cofnął się gwałtownie.
- Jak to zrobiłaś? W jaki sposób pomieszałaś mi
w głowie? Do tego stopnia, że zacząłem myśleć
o małżeństwie i rodzinie! I po co ci to było? Chciałaś
potrenować, zabawić się zwykłym śmiertelnikiem?
Do czasu, kiedy nie znajdziesz sobie ambitniejszej
rozrywki?
- Jestem takim samym śmiertelnikiem jak ty -
powiedziała dobitnie. - Muszę jeść, spać i krwawię,
kiedy siÄ™ skaleczÄ™. StarzejÄ™ siÄ™. I czujÄ™.
- Nie jesteÅ› taka jak ja!
- Nie. Masz racjÄ™. Jestem inna i nic na to nie
poradzę. Ale jeżeli nie możesz się z tym pogodzić,
odejdÄ™.
- O, nie. Nie odejdziesz stÄ…d tak po prostu. Nie
zostawisz mnie w tym żałosnym stanie. Wybij to so-
192 Nora Roberts
bie z gÅ‚owy. - PotrzÄ…snÄ…Å‚ niÄ… brutalnie. - Cofnij za­
klęcie.
- Jakie zaklęcie? - spytała zmęczonym głosem,
czując, jak pryskają jej ostatnie złudzenia.
- To, którego użyÅ‚aÅ›. ZmusiÅ‚aÅ› mnie do opo­
wiadania rzeczy, o których nikomu jeszcze nie
mówiłem - i nie miałem zamiaru mówić nigdy
w życiu. Obnażyłaś mnie, Morgano. Podstępnie.
Wbrew mojej woli. GdybyÅ› nie pomieszaÅ‚a mi zmy­
słów, nie paplałbym o swojej cholernej rodzinie,
o swoim dzieciÅ„stwie. Niby po co miaÅ‚bym to ro­
bić? Nie jestem ekshibicjonistą. To należało tylko
do mnie. - Zwolnił uścisk, a potem odwrócił się
gwaÅ‚townie, bojÄ…c siÄ™, że straci nad sobÄ… panowa­
nie. - WyciÄ…gnęłaÅ› to ze mnie, używajÄ…c swoich cyr­
kowych sztuczek. UżywaÅ‚aÅ› moich uczuć... do za­
bawy.
- Nigdy nie używałam twoich uczuć - zaczęła
z furiÄ…, ale natychmiast zawiesiÅ‚a gÅ‚os. Krew odpÅ‚y­
nęła jej z twarzy.
- Doprawdy? - wycedził z satysfakcją.
- Wczoraj, jeden raz, zÅ‚amaÅ‚am zasadÄ™. Po tele­
fonie twojej matki, kiedy opowiedziaÅ‚eÅ› mi to wszy­
stko, chciałam podarować ci spokój.
- Więc zauroczyłaś mnie czy nie?
- Dałam się ponieść uczuciom. Wiedziałam, że
nie powinnam, ale to było silniejsze ode mnie. Jeżeli
postąpiłam zle... teraz wiem na pewno, że popełniłam
błąd... to przepraszam.
- W porządku. Przepraszam, Nash, że zabrałam
ciÄ™ na wycieczkÄ™. A co z resztÄ…?
- Z resztą czego? - Drżącą ręką odgarnęła do tyłu
włosy.
- Dalej masz zamiar twierdzić, że nie ty zamąciłaś
Zniewolenie 193
mi w gÅ‚owie? %7Å‚e nie manipulowaÅ‚aÅ› moimi uczu­
ciami? Nie ty sprawiłaś, że uwierzyłem w miłość,
że zacząłem myśleć o wspólnym życiu, ba, nawet
o dzieciach z tobą? Wiesz równie dobrze jak ja, że
to do mnie nie pasuje. BroniÅ‚em siÄ™ dotÄ…d skute­
cznie, bo nie chciałem się zakochać. Na samą myśl
o rodzinie dostawałem dreszczy.
- Krótko mówiąc uważasz, że przywiązałam cię
do siebie za pomocą magii? Czarami zmusiłam do
miłości?
- Tak właśnie uważam.
Coś w niej pękło. Puściła wodze. Kolor powrócił
na jej policzki, oczy zajaśniały normalnym blaskiem.
Zapadła cisza przed burzą.
- Ty durniu.
Oburzony otworzyÅ‚ usta, ale zamiast słów wydo­
było się z nich beczenie osła. Z przerażeniem
w oczach próbowaÅ‚ jeszcze kilka razy, Morgana tym­
czasem uniosła się w powietrze.
- Czujesz się jak w zaklętym kręgu? Zmuszany
do miłości? - mruczała złowrogo, zrzucając z półek
wszystkie książki, które, zamiast upaść na podłogę,
latały po pokoju jak zbłąkane pociski. Nash pochylał
się, osłaniał głowę, próbował je łapać, ale nie zdołał
uniknąć wszystkich ciosów. Zaklął, kiedy wyjątkowo
ciężki tom wylądował na jego nosie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •