[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było mu już wszystko jedno.
- Tobie powiem. Wiem, że dochowasz tajemnicy.
- Przysięgam na Boga!
- Ta, którą kocham, to Ginewra.
- Królowa? - wybełkotał giermek.
Rycerz skinął potakująco głową i spuścił wzrok.
- Trudno uwierzyć! Królowa, żona króla Artura? Jak to
się stało?
Lancelot roześmiał się gorzko.
- Mówisz tak, jakbym zachorował lub był ofiarą wypad-
ku. Choć w sumie masz rację: ta,miłość niszczy mnie jak
nieuleczalna choroba.
Machnął ręką.
- Dość już! Nie ma o czym mówić.
Galehot usiadł bliżej.
- Właśnie, że jest! Powinieneś powiedzieć, co leży ci na
sercu. Poczujesz ulgę, a poza tym przemyśUsz wszystko jesz-
cze raz i może zrozumiesz, dlaczego cię odtrąciła.
- Nie ma co rozumieć. Nienawidzi mnie i to wszystko.
- Jej nienawiść musi mieć jakąś przyczynę. Co jej uczy-
niłeś?
199
- Służyłem jej swoim mieczem, walczyłem w jej obronie,
uwolniłem ją z rąk Malaganta.
Galehot przykucnął obok i cierpliwym głosem powiedział:
-Wszystko to prawda, Lancelocie. Uważam jednak, że
mówisz zbyt skrótowo, zbyt pobieżnie. Spróbuj opowiedzieć
wszystko dokładnie, przypomnij sobie więcej szczegółów
staranniej dobieraj słowa.
- To nie takie proste. Każesz mi przeżywać wszystko od
nowa, rozdrapywać dawne rany, ujawniać uczucia, które od
miesięcy staram się w sobie zdusić.
- Zrób to dla twojego dobra!
Lancelot oparł się plecami o kominek i zmrużył oczy.
- A więc, posłuchaj...
- ...i odeszła, trzymając pod rękę Iwena. Więcej jej już
nie zobaczyłem.
Galehot z uwagą słuchał wynurzeń Lancelota. Kiedy ry-
cerz skończył, siedział dłuższą chwilę oparty o kominek,
obejmując rękami kolana, i milczał.
Lancelot wstał z ławki i podszedł do okna, za którym pa-
nowała głęboka noc.
-1 co o tym wszystkim sądzisz?
- Moim zdaniem w całej historii jest wiele tajemniczych
okoliczności, które mnie niepokoją: niewiadomych, dziw-
nych znaków, nagłych zmian sytuacji.
- Mów jaśniej!
Galehot wstał i masując zbolałe krzyże, rzekł:
- Obaj mieliśmy okazję spotkać Morganę. Ty poznałeś
ją jako Errandę. Przyjęła cię w swoim zamku i zaoferowa-
200
ła gościnę, podczas której omal nie straciłeś życia. Zataiła
przed tobą obecność Malaganta i jego branki, a następne-
go ranka, bez uprzedzenia, wyjechała razem z nimi. Potem
trafiła do mnie. Przybyła do Sorelois pod nieobecność mo-
jego ojca i rzuciła na miasteczko zły czar. Nie uczyniła te-
go osobiście. Wykorzystała Baudemagusa, czarownika
Malaganta, któremu poleciła zamienić je w przyszły cmen-
tarz.
- To wszystko wiem. I co dalej?
-Zastanawiałeś się, dokąd udała się z synem Mordre-
tem? Odpowiedz jest oczywista: z Malagantem do Gorre.
Mówisz jednak, że jej tam nie widziałeś, prawda?
- Nie widziałem ani jej, ani Mordreta.
-A jednak byli w Gorre, to pewne. Dlaczego zatem
Morgana nie interweniowała w czasie pojedynku? Dlaczego
nie użyła magicznej mocy, by pomóc Czarnemu Rycerzowi,
który był jej sojusznikiem? Dlaczego wreszcie wcale się nie
pokazała?
- Nie mam pojęcia, ale ty, zdaje się, znasz odpowiedz.
- Nie, ale mam pewne przypuszczenia. Wydaje mi się, że
Morgana miała za nic Malaganta i wasza walka nic ją nie
obchodziła. Pragnęła osiągnąć własny cel, lecz niestety nie
wiem jaki. Wiem jedynie - jak wszyscy zresztą - że nienawi-
dzi swojego przyrodniego brata i poprzysięgła mu zemstę.
Prawdopodobnie, wykorzystując ciebie i Ginewrę, w niego
właśnie zamierzała uderzyć.
Lancelot obruszył się i chciał coś powiedzieć, lecz Gale-
hot przyłożył palec do ust, dając znak, żeby mu nie prze-
rywał.
-W moim rozumowaniu pojawia się jednak pewien
szczegół, którego nie rozumiem.
201 __
- Jaki?
-Wybacz szczerość, ale twój szczęśliwy związek z Gi-
newrą powinien być po myśli Morgany.
- Nie opowiadaj głupstw!
- Powinno jej zależeć, by królowa cię pokochała, ponie-
waż gdybyś odebrał ją królowi, byłby to dla niego okrutny
cios. Tracąc żonę, straciłby nie tylko najdroższą osobę, lecz
także honor i majestat władcy.
- Wiem, że masz rację, i jest mi przykro - przyznał Lan-
celot, nie patrząc mu w oczy. Twoje rozumowanie ma sens,
ale liczą się fakty. Królowa nie tylko nigdy mnie nie kocha-
ła, lecz wprost mnie nienawidzi. Morgana rozumowała
prawdopodobnie tak jak ty. Nienawiść Ginewry pokrzyżo-
wała jej plany. Wszystkie magiczne sztuczki okazały się zbyt
słabe, by wzbudzić w jej sercu wiarołomną miłość.
- Taki wariant jest możliwy, lecz mało prawdopodobny.
Przychodzi mi do głowy inna wersja, bardziej odpowiadają-
ca wrodzonym skłonnościom Morgany. Jako czarownica
jest ona bardziej obeznana z nienawiścią niż z miłością. Kto
wie, czy nienawiść Ginewry, tak okrutna i nieuzasadniona,
nie jest przypadkiem jej dziełem?
- Naprawdę? - zawołał Lancelot, a w jego sercu natych-
miast odżyła nadzieja. - Wierzysz, że to możliwe?
Chwycił Galehota za ramiona i potrząsnął nim radośnie,
po chwili zastanowienia jednak jego entuzjazm zgasł.
- Nie, nie wierzysz. Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć. Po
co Morgana miałaby wzbudzać w królowej nienawiść do
mnie?
- Po to, żeby cię zniszczyć. W walce zbrojnej jesteś nie-
pokonany. Przed czarami broni cię opieka Damy z Jeziora.
Dlatego uderzyła w najczulszy punkt twojego serca.
202
- Za co się na mnie mści? Nic jej nie zrobiłem. Dopóki
jej nie spotkałem, nie wiedziałem nawet, że istnieje.
- Za to ona wiedziała o tobie. Widocznie stoisz na prze-
szkodzie jej planom i postanowiła się ciebie pozbyć.
Lancelot stał oparty o framugę okna i rozmyślał.
-Załóżmy, że masz rację - powiedział. - I co z tego?
Nie wiem, jak walczyć z Morgana. Jak zmusić ją, żeby wy-
rwała z serca Ginewry nienawiść, którą w nim zaszczepiła?
- Wróć do domu, Lancelocie. Wróć do Jeziora.
- Proponujesz mi ucieczkę?
- Jaką ucieczkę, rycerzu? Będziesz walczył, a pomoże ci
w tym jedyna osoba, która oprócz Merlina, zdolna jest
unieszkodliwić Morganę.
Lancelot rzucił się w stronę Galehota.
- Wiwiana! - zawołał.
Chwycił giermka w ramiona i omal nie udusił go
z wdzięczności.
2. Powietrzne Więzienie
Przez kilka dni Lancelot podążał na południe, w kierun-
ku odwrotnym niż podczas swojej pierwszej podróży do Ka-
melotu. Tym razem nie towarzyszyła mu wspaniała świta,
nie miał też na sobie pięknej białej szaty. Podróżował sam
jeden, okryty sukiennym brudnoszarym płaszczem, w po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]