[ Pobierz całość w formacie PDF ]
broszurowa.
Przy pracy z tą ostatnią znika z natury rzeczy wszelka regularność i określoność. Bo proszę: dzisiaj w
tym stosunku może być potrzebna taka broszura, jutro inna, stamtąd żądają dużo rzeczy do czytania,
skądinąd mniej. Książka i broszura nie jest pismem i przy większym rozpowszechnieniu wymaga
istnienia księgozbioru, z którego przy potrzebie możnaby wziąć akurat tyle egzemplarzy, ile się chce
lub wymaga. Na całym świecie dla zadowolenia tej potrzeby istnieją księgarnie i, naturalnie, coś
podobnego do księgarni musi być urządzonym i dla bibuły broszurowej, jeśli broszura i książka ma być
nie czymś wypadkowym, lecz stałym zjawiskiem.
Rolę księgarni spełniają tzw. w języku technicznym "składy" - składy bibuły. I jedną z trosk
najdrobniejszej nawet organizacyjki lokalnej jest urządzenie takiej właśnie księgarenki - składu na swe
potrzeby.
Jak każdy łatwo zrozumie, te poszczególne składziki muszą być w jakimkolwiek związku z pokazniej
szymi składami, odgrywającymi względem nich taką rolę, jaką odgrywają hurtowne składy dla handlów
detalicznych. Muszą istnieć zródła, z których możnaby czerpać odpowiedni towar w odpowiednich
ilościach. Jeżeli zaś sobie przedstawimy, że stosunki organizacji są liczne i szeroko rozgałęzione, że z
konieczności grupować się one muszą koło jakichkolwiek ognisk, będących centralnymi jedynie dla
pewnej części stosunków, zrozumiemy, że te pokazniejsze składy, będąc hurtownymi dla najdetaliczniej
szych składzików, muszą swoją koleją mieć jeszcze bardziej centralne zródło - centralną lub centralne
księgarnie-składy. Jest to więc cała sieć mniejszych i większych składów-księgarń, obsługujących
odpowiednio do swej wielkości jakąś jedną fabrykę lub fach w danym mieście, albo też całą serię takich
drobnych księgarenek.
Najbardziej pokaznie i poważnie wygląda, naturalnie, skład centralny, główny, nie bawiący się wcale w
żadne detaliczne stosuneczki. Gdyby kto jednak przypuszczał, że jest on choć nieco podobnym z
zewnętrznego wyglądu do najmarniejszej nawet księgarni, gruboby się omylił. Przeciwnie,
przypuszczam, że gospodarze takiego składu, jak ów towarzysz z drukarni, co to życzył sobie, by
otoczenie go podejrzywało o analfabetyzm, unikają jak najstaranniej każdej, widocznej dla otoczenia,
rzeczy, mogącej mieć coś wspólnego z książkami.
Taki skład jest partyjnym interesem równie dobrze, jak i drukarnia, i, naturalnie, musi być
zabezpieczonym, jak i ona, od wszelkich bezpośrednich stosunków z czynnym życiem partyjnym.
Różnica pomiędzy składem a drukarnią polega na tym, iż skład musi być urządzony tak, by bez
narażania jego pozorów możnaby było mieć z nim częste stosunki.
Jeden z towarzyszów, który z obowiązku partyjnego musiał mieć częste z głównym składem stosunki,
tak go opisywał:
- Skład główny - mówił on - był umieszczony u niezamożnej wdowy, staruszki, która zajmowała z córką
niewielkie mieszkanie w dużej kamienicy. Przyznam ci się, że lubiłem tam bywać. Nie uśmiechaj się
podejrzliwie, córka wcale nie była dla mnie tym magnesem przyciągającym.
Panna rozsądna, dosyć inteligentna, ale nie w moim guście. Natomiast serdecznie byłem przywiązany
do staruszki - gospodyni składu. Co za serce, współczujące każdej biedzie, każdemu nieszczęściu,
miała ta kobieta! Jaką zachowała świeżość uczuć! Wiesz, może mię nazwiesz trochę sentymentalnym,
ja nabieram zawsze odwagi do życia, gdy spotkam kogo ze starszej generacji, zdolnego do odczucia
potrzeb nowych pokoleń.
- Pomyśl - dodał, - przecie ci ludzie przeszli przez takie próby, o jakich nam się nie śniło. Przeżyli,
przeboleli straszny rok 1863. Nadzieje z wiosny ich życia brutalnie rozbito, wciśnięto ich w nowe,
znacznie więcej skomplikowane warunki życiowe. Serce mieli czułe, więc w tym życiu każdy krok ich
musiał być łzą serdeczną - i pomimo to zachować zdolność, jeśli nie do zrozumienia, to do odczucia
nowych, całkiem nieznanych dotąd, prądów, często wyszydzanych i oplwanych przez ich otoczenie.
Zdawałoby się, że tam, w ich sercu, w najlepszym razie są zawarte jedynie groby posępne i krzyże
mogilne, a tym czasem spostrzegasz, że jest ono zdolnym do bicia w takt z najmłodszymi, z
najbardziej żądnymi życia sercami.
- Ale do rzeczy - mówił nieco wzruszony. - Nasze panie zajmowały dwa niewielkie pokoiki, umeblowane
nieco po staroświecku. Sługi nie miały, bo dochody ich były bardzo skromne. Córka miała kilka lekcji,
matka trochę uciułanego grosza. My dla składu odnajmowaliśmy jeden pokój. Skład urządzony był w
pokoju sypialnym, gdzie stał duży kosz, będący naszą księgarnią. Niekiedy, gdy bibuły zbierało się
więcej, oprócz kosza napełniało się i walizki, przechowane pod łóżkiem. W koszu na górze leżała
książeczka, rachunkowa. Każda broszura, każda książka miała osobną stronicę, na której się
zapisywało dochód i rozchód danej książki. Obok leżał plan kosza, ułatwiający poszukiwanie
potrzebnych książek. Gospodyni pilnie przestrzegała, by każdy z upoważnionych do czerpania z
zapasów bibuły nie zapomniał zapisać, co wziął ze składu. Porządek zaś w koszu i walizkach był
starannie utrzymany. Nigdy mi się nie zdarzyło nie znalezć poszukiwanego tytułu w odpowiednim
miejscu podług planu.
Gdy się wychodziło ze składu do pokoju neutralnego, zastawało się zwykle gospodynię, przyrządzającą
herbatę. Nie było sposobu wymówić się od zadowolenia, gospodyni pod tym względem.
- Ależ niech pan siada - mówiła staruszka, - nie puszczę pana bez herbaty. Nabiega się, namęczy
chłopiec, to musi mieć apetyt. Wy tam biedacy nieraz bez obiadu cały dzień przebiegacie. Musi pan
cokolwiek przegryzć!
Przy herbacie umawiano się o następne wizyty, o czas, gdy którakolwiek z gospodyń musiała być w
domu. Gospodyni polecała, by powiedzieć komu należy, że tego lub owego wydawnictwa jest już mało
lub wcale nie ma. Wreszcie odpowiednio do ilości bibuły wywoziło się ją w walizce lub wynosiło na
sobie.
Mniej więcej tak samo wyglądają i mniejsze składy w różnych ogniskach życia partyjnego - następne
etapy bibuły po wyjściu ze składu głównego. Lecz w tym wypadku niepodobna najczęściej urządzać je,
jako partyjne interesy, i tak samo, jak z zajazdami, trzeba wyruszać na poszukiwanie mieszkania dla
składu za peryferie organizacji i ruchu, jako najbardziej zabezpieczone od napaści żandarmów i od
ataków szpiclowskich. Peryferie jednak, jak to zaznaczyłem już przy zajazdach, mają tę złą stronę, że
bardziej, niż czynna armia, podlegają uczuciu strachu i bardziej są kapryśne w drobiazgach przy
stosunku z tym życiem. Więc ludzi, stanowiących łącznik pomiędzy składem a organizacją, bardzo
często spotykają te same przykrości, o jakich mówiłem, opisując zajazdy.
W jednym wypadku trzeba się trzymać ściśle godzin i nawet minut, w ciągu których jedynie skład
załatwia swe czynności; w drugim - nie może utrzymywać stosunku ze składem mężczyzna, w innych,
odwrotnie, kobieta. Najczęściej zaś urządzenie składu zależy od osobistego zaufania gospodarza lub
[ Pobierz całość w formacie PDF ]