[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Więc nie spiesz się z podejmowaniem decyzji - doradził John. - Nie dawaj
Stuartom pretekstu do usunięcia cię z rodziny. Zawsze obawiali się plotek. Lepiej
uważaj, jeśli chcesz mieć wolny wybór.
- Uważaj - powtórzyła Cynthia. W jej głosie zabrzmiał ból. - Nienawidzę tego słowa.
Przez całe lata ludzie rzucali mi je w twarz, mdli mnie od tego... Takie to nudne! %7łeby
choć raz...
-Tylko raz, teraz, pomyśl, zanim zrobisz coś głupiego - powiedział John
niecierpliwie. - Skandal rodzinny jest ci teraz najmniej potrzebny.
- Ty mi mówisz o skandalu rodzinnym?! - zdziwiła się Cynthia. Jej twarz stała się
surowsza, oczy zabłysły, jak zawsze, gdy miała powiedzieć coś gorszącego.
Zadowolona, że zaintrygowała Johna i Serenę, kontynuowała: - Ty podnosisz raban w
obronie imienia starego rodu...?! To kpina, John! Dobre imię rodu zostało już splamione.
Oczywiście, nie możesz o tym wiedzieć.
- Nikt prawie o tym nie wie - ciągnęła, wyraznie ciesząc się, że skupiła na sobie całą
uwagę Johna i Sereny, która zupełnie nie miała pojęcia, o co chodzi.
- Wielu ludzi ma podejrzenia. Ale niczego nie mogą udowodnić... I o tych rzeczach
nikt ci nigdy nie powie.
Ty jesteś z zewnątrz, nikomu by się nie śniło, żeby wyjawić nasze mroczne
tajemnice komuś z zewnątrz. Stare rodziny trzymają się razem.
-Jestem tego świadom - potwierdził cierpko. - Lecz my oboje jesteśmy z zewnątrz.
Mogłabyś mi powiedzieć.
- Zastanawiam się, czy powinnam - zadumała się Cynthia. - Nie będzie ci
przyjemnie. Zapłaciłeś kupę dolarów za nazwisko, ale dostałeś uszkodzony towar. Nie,
nie obwiniaj swojej żony - zawołała, gdy jego badawcze spojrzenie objęło Serene. - To
sekret taty. I niech nim pozostanie - postanowiła nagle. - A więc nie musisz się
troszczyć o uratowanie naszej rodziny przed jej pierwszym skandalem. On już się
zdarzył... i to o wiele większy niż ten, który wybuchłby, gdybym zażądała rozwodu.
Ku zdziwieniu Sereny Cynthia porzuciła ten temat i jak gdyby nigdy nic powróciła
do błyskotliwej towarzyskiej pogawędki.
- O czym ty mówiłaś podczas lunchu? - zagadnęła Serena, gdy znalazły się w domu
przy Birch Court. Siostra oczywiście wyciągnęła ją na zakupy. Dopiero teraz mogły
spokojnie porozmawiać. - Ja nic nie wiem o żadnym skandalu.
-Ach, o tym? - mruknęła Cynthia z roztargnieniem. Zajęta była selekcją toreb i
pudełek. - Ja też nie wiem. Zmyślałam.
- Zmyślałaś? - powtórzyła zdziwiona Serena. -Dlaczego?
- %7łeby zrewanżować się Johnowi. Miałam dość jego pouczeń i chciałam dać mu
nauczkę. Nie domyśliłaś się?
- Nie! - zaprzeczyła Serena. - Brzmiało to bardzo prawdziwie.
- Zawsze byłam dobra w tych rzeczach. Tylko tak można wytrzymać, gdy nikt nie
chce, żeby było wesoło. Z Johnem to nie wychodzi. On jest gorszy od mamy i ojca:
uważaj... wolny wybór... stąpasz po cienkim lodzie... Można zwariować!
Cynthia podeszła do barku, przyjrzała się karafkom i nalała sobie sporą porcję
whisky.
-To dla twego dobra - ostrożnie zasugerowała Serena. - On tylko próbuje ci pomóc.
- Raczej sobie. To bardziej do niego podobne. Nie widzisz, co on robi? Nie
wystarczy mu, że wżenił się w rodzinę. Teraz chodzi koło mojego teścia, bo Josiah jest
ważniejszy od ojca.
- To chyba nie jest powód - Serena zaczęła powątpiewająco, lecz Cynthia przerwała
jej śmiechem.
- Jesteś taka naiwna! Nie rozumiałaś nawet, dlaczego John się z tobą żeni, więc nic
dziwnego, że nie wiesz, co on teraz robi. Chcesz trochę? - spytała, sięgając po karafkę.
- Tak - zgodziła się Serena. Nie mogła przerwać tej rozmowy. Umierała z
ciekawości, więc wzięła szklankę, którą podała jej Cynthia, i usiadła w jednym z foteli
przy kominku. - Skąd możesz wiedzieć, o co teraz chodzi Johnowi?
-Bo jestem taka jak on - wyjaśniła Cynthia z błogim uśmiechem i zajęła drugi fotel. -
Jesteśmy z tej samej gliny. Wiem, jak jego umysł pracuje. Zawsze poluje na wielką
szansę. Musi. Nikt nie pomaga ludziom z zewnątrz, a my tacy jesteśmy: zawsze poza
czymś, zaglądając, chcąc wejść do środka... A gdy pojawi się okazja, łapiemy się
wszystkich sposobów - zakończyła i wlała w siebie więcej whisky niż Serena
odważyłaby się powąchać.
-A czy uratowanie twojego małżeństwa może pomóc Johnowi?
-Jasne! W przeciwnym razie nic by go to nie obchodziło - odpowiedziała Cynthia,
wzruszając ramionami. Po chwili, gdy zobaczyła zdziwioną twarz siostry, roześmiała
się. - Biedna Renie! Jest jeszcze coś, czego w nas nie rozumiesz. Jesteśmy bez zasad. Nie
obchodzą nas inni ludzie, nie krwawią nam przez nich serca, jak wam. Troszczymy się
o siebie. Dlatego John chce mnie poświecić.
- Poświęcić ciebie?
- Mhm! - Cynthia zmarszczyła brwi. - Wie, że ja nie zamierzam wrócić do męża, że
wolę zostać tutaj. Ale Stuartowie znaczą więcej. Kiedy John gada o uniknięciu skandalu
rodzinnego, nie myśli o nas. On chciałby, żeby Stuartowie byli bez skazy. Jeżeli mu
pomogę, a chyba tak zrobię, już zadba o to, żeby stary Stuart dowiedział się, komu to
zawdzięcza. Nie widzisz, że Josiah mógłby wiele uczynić dla Johna? Nie mówię tylko o
interesach, bo te już robią. Mówię o... - przerwała, by wstać i nalać nowego drinka. - O
lunchu w Klubie Somerset, członkostwie w Wiejskim Klubie w Brooklinie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]