[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zważywszy, że osoba przywiązana do świata doczesnego jest grozbą dla naszej społeczności,
ponieważ ma wyobrażenia i wiedzę, które prowadzą do kwestionowania życia, które my tutaj
prowadzimy, tak więc od tej chwili społeczność nie będzie przyjmować osób powyżej lat trzynastu.
Wszyscy inni będą straceni zaraz po zatrzymaniu, ponieważ można powiedzieć, że przeżyli już swoje
życie i nie mogą dać naszej społeczności niczego ponad rozdział i niezgodę, podburzając do ucieczki
i nowych odkryć. Dziecko jest jak ubogi obiad, jego talerz może być napełniony odpowiednim
pokarmem dla myśli; talerz dorosłego jest już wypełniony niezdrowym pożywieniem.
Jakiś cień pojawił się w wejściu do szałasu, zasłaniając światło. Kobieta, Beth, otworzyła zamek
łączący końce łańcucha. Zdjęła jeden koniec z belki w dachu, zostawiając drugi owinięty dookoła
szyi Maynarda.
Wstań.
Maynard wstał. Podniosła z podłogi skórzane spodnie i pomogła mu je włożyć. Wewnętrzna
strona spodni, nadal pokryta warstwą krwi i tłuszczu, natychmiast przykleiła się Maynardowi do
ciała. Włókna oślizgłego mięsa ocierały mu się o kolana, a w nozdrza buchał zgniły odór.
Rozsmarowała mu świński tłuszcz na piersiach i plecach, gestem ręki wskazała drzwi i
powiedziała:
Wychodz.
Dokąd idziemy?
Tue-Barbe zgodził się porozmawiać z tobą.
Kto to jest Tue-Barbe? Jego zmysły były przytępione bólem. To imię było jak ćma
przelatująca przez mroczne zakamarki pamięci.
Maynard Tue-Barbe, który był twoim synem.
Maynard spojrzał na nią.
Zgodził się? To ładnie z jego strony.
Pamiętaj powiedziała, potrząsając łańcuchem, żeby przynaglić go do wyjścia młodzi są
tutaj szanowani, bo są naszą przyszłością. Podobni tobie są przeszłością. Są martwi.
12
Prowadziła go na łańcuchu, ścieżką wijącą się wśród zarośli. Kiedy zbliżyli się do zakrętu,
Maynard usłyszał śmiech.
Zcieżka wychodziła na polanę. Po prawej stronie stała prostokątna, podobna do chlewu budowla,
osiem albo dziesięć razy większa niż szałas Beth. Niska, plastikowa choinka stała wbita w piasek z
jednej strony drzwi, udekorowana świecidełkami, łupinkami owoców i strzępami kolorowych szmat.
Skąd się to tutaj wzięło? zapytał Maynard.
Aup. Beth przyspieszyła kroku, by szybciej dostać się na drugą stronę polany.
Nastąpił kolejny wybuch śmiechu i dwóch młodych mężczyzn wyszło z budynku, popychając się i
poklepując nawzajem. Maynard zatrzymał się i wlepił w nich wzrok. Aańcuch szarpnął go za szyję.
Jeden z mężczyzn miał na sobie jaskrawą, drukowaną w kwiaty przepaskę, pół tuzina bransoletek
na każdym przegubie i pierścionek na każdym palcu. Drugi był prawie nagi. Miał jasne, ostrzyżone
tuż przy skórze włosy. Jego smukłe, gibkie ciało było opalone, nasmarowane olejkiem i bezwłose.
Jedyne ubranie stanowił woreczek na genitalia z czarnej skóry, nabrzmiały do granic możliwości.
Zobaczywszy Beth i Maynarda, porzucili baraszkowanie.
Beth spojrzała na ich, splunęła w piasek i mocniej szarpnęła łańcuch.
Pociągnięty do przodu Maynard odwrócił głowę i zobaczył, jak mężczyzni oddają Beth jej
pogardliwe pozdrowienie.
Zbliżali się do następnej polany i Beth stanęła kilka metrów przed końcem ścieżki.
Nie zatrzymuj się tutaj powiedziała albo skręcę ci kark. Spuściła głowę, przygarbiła
plecy i weszła na polanę.
Stało tam osiem małych chat. Każdą z nich zajmowała jedna kobieta. Maynard zobaczył dwie
kobiety ubrane w lekkie, przezroczyste koszule, przez które widać było każdy szczegół ich ciała.
Trzecia miała na sobie długą, poplamioną, jedwabną spódnicę, a powyżej pasa nic poza szminką,
którą wymalowała sobie na piersiach koła tak, że sutki stanowiły cel. Czwarta nosiła pełen zestaw
długiej bielizny i kiedy zobaczyła przechodzących, odwróciła się, pochyliła i odpiąwszy klapę z tyłu
pantalonów, zaprezentowała swój goły tyłek, dodając do tego przeciągłe pierdnięcie.
Jedna z nich roześmiała się głośno i zawołała do Beth:
To twój wybawca, Goody? Chudzielec z niego.
Znajdę ci psa, z lepszą bronią niż jego! krzyknęła inna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]