[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nastroju, który dominował w moim życiu do czasu pojawienia się w nim Marion. Ale to też nie było stwierdzenie takie
oczywiste.
Obraz robotów zbierających kwiaty, pomyślałem nagle, to sygnał z głębi mojej psychiki, żeby diametralnie zmienić
nastawienie, odwrócić tę kwestię z Szekspira:
W skrzyniach zamknięte jedwabne rozkosze;
To czas płatnerzy...
3
Nadszedł czas, żebym puścił z torbami moich literackich płatnerzy i wyjął ze skrzyń jedwabne rozkosze. Moja
psyche chciała skończyć ze zbrojnymi ludzmi, ale moje pełne lęków ego musiało zakończyć opowiadanie obrazem
robotów przygotowujących jeszcze cięższe czasy. Cała literatura jest takim właśnie odbiciem wewnętrznej walki.
Załóżmy jednak, że ja swoje ciężkie czasy mam już za sobą... choćby tylko przejściowo... Czy nie powinienem
rozbroić się, póki mogę? Czy nie powinienem, kiedy jest po temu okazja, złożyć w ofierze bogom i moim cierpliwym
stałym czytelnikom jakiegoś pogodnego opowiadania, wychylić się poza moje fortyfikacje i pokazać raz wreszcie
przyszłość, dla której warto żyć?
Nie, to było zbyt powikłane, żeby móc to wytłumaczyć. I dla mnie wystarczająco logiczne, żebym nie czuł potrzeby
tłumaczenia tego komukolwiek.
Wstałem więc i zostawiłem kotkę rozciągniętą nad sadzawką, sięgającą co jakiś czas z nadzieją pod liście lilii
wodnej. Przeszedłem przez kuchnię do gabinetu i zacząłem ładować do kieszeni rzeczy niezbędne, wyjmując z nich
wszystko co zbędne, z myślą o czekającym nas pikniku. Dzień był piękny i prawie bezchmurny. Charles Carr i ja
będziemy chcieli napić się piwa. To oni zapewniali posiłek, ale zdrowy instynkt kazał mi upewnić się co do piwa.
Kiedy wyjmowałem cztery puszki z lodówki, zaczęła znów warczeć. Biedaczka starzała się. Nie miała jeszcze
dziesięciu lat, ale trudno oczekiwać od maszyny, żeby była wieczna. To nie literatura, gdzie można wysłać ożywioną
maszynę papierowym kosmolotem w podróż przez papierowe lata świetlne i być pewnym jej niezawodności. Psyche
się już o to zatroszczy. Może gdybym zaczął pisać optymistyczne opowiadania, psyche poczułaby się tym
podbudowana i zaczęłaby optymistycznie myśleć, jak dziesięć i więcej lat temu.
Zabieram tylko trochę piwa powiedziałem, kiedy Marion zeszła z góry. Zmieniła sukienkę i umalowała usta.
Wyglądała jak przystało na dziewczynę, bez której udany piknik byłby nie do pomyślenia. Wiedziałem też, że
zdobędzie serca dzieciaków.
Otwieracz jest w samochodzie, o ile pamiętam powiedziała. A właściwie co ci się nie podoba w tym opowiadaniu?
Roześmiałem się.
Nieważne. Po prostu wydało mi się tak dalekie od rzeczywistości. Ruszyłem do drzwi i po drodze objąłem ją ręką, w
której trzymałem piwo, recytując: Jakże mógłbym żyć bez ciebie, bez twoich słodkich słów i pieszczot tak
wdzięcznie splecionych? Adam do Ewy, ja do ciebie .
Piłeś piwo, mój stary Adamie. Poczekaj, wezmę torebkę. Co to znaczy dalekie od rzeczywistości? Może nie mamy
jeszcze robotów, ale za to mamy lodówkę, obdarzoną wolną wolą.
Właśnie. Dlaczego więc nie napisać fantystyczno-naukowego opowiadania o tej lodówce, o tym cudownym słońcu i
o tobie, zamiast o kupie bezdusznych robotów? Widzisz tego puszystego kota w ogródku, jak usiłuje złowić złotą
rybkę? On nie wie, że dzisiaj nie będzie trwało wiecznie, że reszta życia nie będzie jednym złotym . popołudniem. My
wiemy, ale czy nie byłoby dobrze, gdybym mógł napisać opowiadanie o tym ulotnym, złotym popołudniu zamiast o
stuleciach nieszczęść i całkowitym braku tlenu?
Wyszliśmy z domu. Zamknąłem drzwi i poszedłem za Marion do samochodu. Byliśmy już trochę spóznieni.
Roześmiała się, zgadując z mojego tonu, że mówię półżartem.
No to napisz o tym powiedziała. Jestem pewna, że potrafisz. Zrób z tego opowiadanie!
Uśmiechała się wprawdzie, ale zabrzmiało to jak wyzwanie. Umieściłem piwo starannie w bagażniku i pojechaliśmy
rozpaloną drogą na piknik.
Przełożył Lech Jęczmyk
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]