[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nia i realizuje...
- Mam kontakty - rzekł, odwracając się.
Podniosła wzrok znad talerza.
- Kontakty?
- W branży wydawniczej. Umówię cię na rozmowy kwalifikacyjne w Sydney.
Popatrzyła na niego rozszerzonymi oczami, wstała.
- Zrobiłbyś to dla mnie?
Byłaby blisko siostry, mając dobrą pensję, utrzymałaby dom. Wystarczy, że przyj-
mie stanowisko, które jej wyszykują, gdy przemówi do właściwych osób. Odetnie się od
niej.
- Przepraszam cię, ale nie mogę się zgodzić.
- Do diabła, niby dlaczego? - zdenerwował się.
- Muszę sama zawalczyć o posadę, sobie ją zawdzięczać.
Jednak tu trafiła po znajomości. I nie miała oporów, by przespać się z bogatym
nieznajomym, skoro to mogło poprawić jej los.
- Bardzo szlachetne podejście.
R
L
T
- Nie chodzi o to. Dostałam nauczkę. Następną pracę muszę zdobyć samodzielnie.
Zwęził oczy. Znowu go bajeruje. Cholera, naprawdę jest w tym dobra.
- Ustalmy coś. Potrzebujesz pracy, w której będziesz mogła się wykazać, a ja chcę
ci w tym pomóc.
- Nie.
- Nawet jeśli to szansa na powrót do domu? Mówiłaś, że chcesz się odnalezć. Tu
tego nie zrobisz.
- Masz rację. Jednak muszę wierzyć, że moje kwalifikacje zaprocentują i zdobędę
odpowiednią pracę. Nie powtórzę błędu i nie pójdę na skróty.
Mimowolnie przypomniał sobie wczorajszą noc. Zacisnął zęby.
- Nino, nie możesz tu dłużej pracować.
Nozdrza jej zadrgały, powoli kiwnęła głową.
- Rozumiem. - Popatrzyła na wystygłe jedzenie. - Jeśli pozwolisz, zrezygnuję z de-
seru.
Odwróciła się i ruszyła do wyjścia. Kulała lekko.
Nic jej to nie pomoże, pomyślał cierpko, jednak po chwili zawahał się.
Utykała coraz bardziej. Pewnie przez wiele godzin była na nogach. Dorset miał na
nią haki, więc nie ryzykowała i nie prosiła o taryfę ulgową. Do lekarza też pewnie nie
poszła.
Zaklął i szybkim krokiem poszedł za nią. Ta kobieta doprowadza go do szału.
- Na litość boską, Nino, chodz tu i usiądz.
Nie usłuchała. A on wręcz słyszał głos Anthony'ego, coraz głośniejszy. Wzywał
go, by pomógł jego siostrze.
- Nino!
Nie zwolniła, tylko obróciła się do niego. Co za uparta dziewczyna! Irytująca i...
niesamowicie pociągająca. Serce zabiło mu mocniej.
Nie pozwoli jej odejść. Przez cały dzień odsuwał od siebie tę niezbitą pewność, że
znów będzie ją trzymał w ramionach. Choć wiedział, że tak się stanie. %7łe tak być musi.
A ta wczorajsza noc była jedynie przygrywką.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Podszedł i mocno przygarnął ją do siebie. A potem zgniótł jej usta pocałunkiem.
W jakiejś mierze spodziewała się tego. Jednak po tej rozmowie za nic nie pokaże
po sobie, jak on na nią działa.
Chciał, żeby odeszła. Proszę bardzo.
Odchodzi...
Oderwał od niej usta i popatrzył spod półprzymkniętych powiek. Przesunął palcem
po linii jej brwi.
- Teraz będziesz słuchać?
Przełknęła ślinę, hardo uniosła brodę.
- Nie.
Znowu ją pocałował. Wiedziała, że powinna się wyrwać, wymierzyć mu policzek -
no bo kto się tak zachowuje? - jednak ciało wyrywało się do niego.
Oddychała z trudem. Zacisnęła palce na jego koszuli, by nie objąć go za szyję.
- Co ty ode mnie chcesz? - wymamrotała.
- Naprawdę musisz pytać?
Zamknęła oczy. Musi się uspokoić, opamiętać się. Natychmiast.
- Jeśli myślisz, że pójdę z tobą do łóżka, to się grubo mylisz.
Chwycił ją na ręce i zaczął iść. Wyprostowała się w jego ramionach.
- Będę krzyczeć.
Uśmiechnął się seksownie.
- Obiecujesz?
Powinna go powstrzymać, zwalczyć w sobie to palące pragnienie, wybić go sobie z
głowy. Wczorajsze zapomnienie to było co innego; jeśli teraz ulegnie, przyjdzie jej za to
zapłacić.
Już straciła pracę. Nie chce stracić szacunku dla samej siebie.
Jednak gdy popatrzyła w jego niebieskie oczy, wszelkie opory prysły, zapomniała
o rozsądku. Grało jej w duszy, śpiewał anielski chór. To im było pisane, to ich przezna-
czenie. Nie może nic zrobić, niczego zmienić. Tak po prostu musi być.
R
L
T
Jeszcze tylko ten jeden raz. To więcej niż całe życie z innym.
Jakby czytając w jej myślach, Gabriel uśmiechnął się łagodnie. Zatrzymał się w
sypialni. Nawet się nie spostrzegła, jak zręcznym ruchem ściągnął z niej sukienkę, jego
koszula też spadła na podłogę. Przypadł do jej ust.
Wczoraj w nocy jego pocałunki budziły w niej dzikie żądze, oszałamiały ją i rozpa-
lały. Myślała, że teraz będzie tak samo, lecz czekało ją zaskoczenie.
Dzisiaj było jeszcze coś więcej. Zdumienie i zachwyt, niedowierzanie, że może być
aż tak cudownie, tak idealnie. Jakby znalezli się w innym wymiarze, przenieśli w ma-
giczny świat.
Objęła go za szyję. Niemożliwe, by jeszcze ktoś był zdolny doświadczać podob-
nych uczuć, były pisane tylko im dwojgu, nikomu więcej. Ani teraz, ani nigdy wcześniej.
Obsypywał jej twarz i szyję drobnymi pocałunkami, a ona z radością poddawała
się jego ustom, prężyła pod dotykiem jego dłoni błądzących po jej skórze. Serce trzepota-
ło jej w piersi, ciepłe tchnienie oddechu Gabriela budziło w niej rozkoszne dreszcze.
Pieszczoty stawały się coraz gorętsze, coraz bardziej namiętne, doznania coraz bardziej
zmysłowe, odurzające. Oboje wiedzieli, że to, co między nimi się dzieje, wymyka się
zwyczajnym określeniom, jest czymś prawdziwym, rzeczywistym.
Odniesienia do przeszłości i Anthony'ego nie miały znaczenia. Podobnie jak fakt,
że Gabe uratował jej życie. To coś działo się na poziomie fizycznym, ale nie tylko.
Wszystko zaczynało się idealnie składać. I oni idealnie do siebie pasowali.
Pod każdym względem.
Niech więc ta noc trwa.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Uśmiechnęła się, jeszcze nim otworzyła oczy. Ma przed sobą wspaniały dzień.
Ciemność rozjaśniało blade światło poranka, w ciszy było słychać tylko szum fal
rozbijających się o brzeg. Przekręciła się na bok. I od razu zatęskniła za dotykiem Ga-
briela.
Z czułością popatrzyła na śpiącego mężczyznę, wsłuchując się w jego równy od-
dech. Jest wyjątkowy, jedyny. Cudownie było im razem, po prostu bosko. Od pierwszej
chwili ciągnęło ją do niego, lecz to było coś więcej niż tylko chemia.
Na palcach poszła do łazienki, wzięła prysznic, a potem otuliła się puchatym szla-
frokiem. Na progu salonu zatrzymała się jak wryta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]