[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przygotowuje posiłek, spoglądają na siebie i uśmiechają się. Potem dziewczynki
idą popływać. Alistair bierze ją na kolana, przytula, całuje, szepce do ucha...
Morgan zabrakło tchu. Z rozkoszną jasnością wyobraziła sobie dalszy
ciąg - upajające szepty, gorące wargi, niecierpliwe dłonie... Z wrażenia zaschło
jej w ustach, a po plecach chodziły bardzo przyjemne dreszcze.
Nagły dzwięk telefonu wyrwał ją z miłego snu.
Pózniej często zastanawiała się, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby
zignorowała tamten dzwonek. A tak niewiele brakowało. Tamtego wieczoru nie
miała ochoty z nikim rozmawiać. Pomyślała jednak o Minty, która zawsze
wyczuwała, kiedy z siostrą coś się działo. Zresztą często do siebie dzwoniły.
Niestety, głos w słuchawce nie należał do Minty.
- Cześć. Mówi Bethany.
Rozczarowana Morgan odsunęła słuchawkę od ucha. Niemożliwe!
Musiała się przesłyszeć.
- Bethany Harrington-French... kiedyś Bethany Simmons. Spotkałyśmy
się w pazdzierniku na zjezdzie. Pamiętasz?
Morgan w duchu spłonęła ze wstydu na wspomnienie wymyślonego
wtedy kłamstwa.
- Ach, to ty... Dobry wieczór.
Była pewna, że nie dała Bethany wizytówki. Jakim cu- dem ta okropna
kobieta ją wytropiła?
-Dostałam twój numer od Minty - powiedziała; Bethany, jakby czytała w
myślach. - Ucięłyśmy sobie miłą pogawędkę, bo mamy dzieci mniej więcej w
tym samym wieku. Wiesz, jak to jest z matkami, gdy zaczną opowiadać o
swoich pociechach.
Bethany zaśmiała się perliście, a Morgan zazgrzytała zębami. Już jako
dziecko Bethany była irytującą samochwałą. %7łycie zawsze ją rozpieszczało.
Była najładniejszą uczennicą w szkole, poślubiła zamożnego bankiera, urodziła
troje wyjątkowych dzieci, należała do ekskluzywnego klubu tenisowego, bywała
w eleganckim towarzystwie. Wszystko te potęgowało jej samozadowolenie.
To jednak nie przeszkadzało Morgan. Do białej gorączki doprowadzał ją
fakt, że rozmawiając z Bethany, czuła się brzydką, niezdarną, nielubianą
dziewczynką, choć Bethany na pozór była miła.
Morgan nie cierpiała fałszywej słodyczy, z jaką w szkolnych czasach
Bethany próbowała jej pomóc". Stale udzielała jej dobrych rad - jak poprawić
wygląd, jak zgrabnie się poruszać, jak nawiązać nowe znajomości. I zawsze
wsadzała jakąś szpilę.
- Naucz się umiejętnie malować, a twój nos będzie mniej rzucać się w
oczy - radziła słodziutkim głosem. Kiedy indziej mówiła: - Mam płyn
usuwający pryszcze. Mogę ci go dać, bo mnie już nie jest potrzebny. - Albo z
chytrą miną tłumaczyła: - Nie bądz taka przewrażliwiona. Wygląd to nie
wszystko.
- Czemu dzwonisz? - zapytała Morgan nieuprzejmie. Bethany wybierała
się do niej z całą rodziną!
- Przeczytałam artykuł o twoim fantastycznym domu. Chętnie go zobaczę.
Nie wiedziałam, że tak daleko zaszłaś. Poszczęściło ci się - dodała jakby z
wyrzutem. - Na zjezdzie nie puściłaś pary z ust o firmie i rezydencji.
Zabrakło okazji, ponieważ zarozumiała gaduła nikogo nie dopuszczała do
głosu. Opowiadała o wspaniałym mężu, genialnych dzieciach, udanym życiu, a
Morgan czuła się coraz nędzniej.
Co za ironia, pomyślała z rozbawieniem, teraz Bethany umizguje się do
mnie. Wiedziała, dlaczego. Była osobą znaną, przynajmniej w pewnych
kręgach. Prasa pisała o jej osiągnięciach i... o stanie cywilnym. Jakby fakt, że w
życiu osobistym jej się nie powiodło, umniejszał sukcesy zawodowe. Cóż,
widocznie do zdobycia pełnego uznania czytelniczek potrzebny był mąż i dzieci,
nie tylko świetnie prosperująca firma i pokazne konto w banku.
Snobka Bethany nie da jej teraz spokoju. Chciała przyjechać, by móc
potem opowiadać o pobycie w wiejskiej rezydencji" sławnej koleżanki ze
szkolnej ławy.
O nie, tylko nie to!
- Byłoby miło, ale teraz jestem szalenie zajęta - powiedziała Morgan. - A
kiedy chciałabyś się wybrać? - dodała i zaraz pomyślała: retoryczne pytanie,
zawsze będę zajęta, niezależnie od terminu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]