[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w stronę maty, gdzie zmęczony zabawą Tygrysek spał w najlepsze. Starła szybko
bachory, a potem całą resztę.
 Mój ojciec robił uprzęże dla koni, cięciwy i siodła. Matka zajmowała się
domem. Nie jestem pewien, czy oboje umieli czytać  wypisałem to starannie
w powietrzu.   Nie jestem szlachetnie urodzony i wcale mi tego nie brak .
Jagoda zastanawiała się chwilę.
Nie wyglądasz na wieśniaka.
 Ani ty na księżniczkę.
Nie chciałem być złośliwy, a Jagoda chyba to wyczuła. Wyrównała dłonią
piasek i napisała:
Księżniczka wie, gdzie leżą nożyczki. Może złamać zasady i obciąć włosy sy-
nowi chłopa.
Założyłem ręce za plecy i ukłoniłem się bardzo nisko.
 To będzie prawdziwy zaszczyt, pani.
* * *
Naprawdę całkiem dobrze strzygła. Poza tym zupełnie niezle grała w  ka-
myczki . I potrafiła robić zwierzątka, łącząc rozmaite owoce za pomocą patycz-
ków. Nie dość, że ładne, to jeszcze jadalne.
Po pewnym czasie poukładaliśmy wszystkie rzeczy, które rozsypały się, po-
spadały z półek lub poprzewracały. Zabawialiśmy Tygryska, graliśmy w różne
gry i pisaliśmy do siebie, zupełnie jak normalni ludzie. Woskowe tabliczki okaza-
ły się mało praktyczne. Nasypałem piasku na płaską miskę, by Jagoda mogła na
nim stawiać znaki. Chętnie korzystała z ułatwienia. W pewnej chwili napisała:
Myślałam właśnie, jaki jesteś podobny do Pożeracza Chmur, a jednocześnie
inny.
Zabawne.
 To on jest podobny do mnie  sprostowałem.
Raptem Jagoda drgnęła, jakby ktoś ją ukłuł szpilką. Uderzyła się dłonią w usta,
robiąc przestraszone oczy.
 Co się stało?
Potrząsnęła miską, zacierając poprzedni napis. Szybko nakreśliła następny:
Na otchłań i demony! Pożeracz Chmur. Miałam się z nim spotkać dzisiaj na
klifie. Już dawno powinnam tam być.
 To już pewnie nie czeka.
Tak jak przypuszczałem, pocieszyła się błyskawicznie. Zwłaszcza, że Tygry-
sek domagał się jedzenia i trzeba było się nim zająć. Potem wymyślił zabawę
141
polegającą na wzajemnym karmieniu się z zamkniętymi oczami. Pękaliśmy ze
śmiechu, bawiąc się jak małe dzieci. Ku uciesze Tygryska, oboje z Jagodą usiło-
waliśmy po omacku podać sobie do ust po kawałku melona, niesamowicie upapra-
ni sokiem. I właśnie tę chwilę musiał wybrać zlekceważony adorator, by zjawić
się na progu.
Jeśli napiszę, że Pożeracz Chmur był wściekły, to jeszcze będzie za mało.
Stał przed nami na rozsuniętych i ugiętych nogach, jak zapaśnik gotujący się do
zwarcia. Palce zagiął niczym szpony, aż na dłoniach wystąpiły wyraznie ścięgna.
Poszarzał pod opalenizną. Jego napięte mięśnie rysowały się pod skórą jak grube
węzły. Zciągał wargi, obnażając zęby w złowróżbnym grymasie. W oczach miał
czerwone iskry szaleństwa. Przypominał dzikie zwierzę, które za chwilę zaataku-
je. Patrzył mi prosto w twarz, potem jego oczy wolno skierowały się na Jagodę,
następnie powróciły do mnie. To, co przyszło ku mnie w mentalnym kontakcie,
nie przypominało niczego, czego doświadczyłem wcześniej. %7ładnych wyraznych
znaków, żadnych reguł, tylko czysty gniew, wściekłość, żądza krwi, obietnica
strasznych cierpień. Nie poznawałem go. Kogo. . . Co miałem przed sobą?
Rzuciłem szybkie spojrzenie na Jagodę. Była jeszcze bledsza niż zwykle.
Wpatrywała się w Pożeracza Chmur z przerażeniem, które świadczyło, że i ona
wychwyciła jego przesłanie. A było ono niczym innym, jak wyzwaniem na po-
jedynek. Nie miałem żadnego wyboru. To nie były zawody zapaśnicze, ani zwy-
kła zaczepka, którą można by zlekceważyć. Zdawałem sobie sprawę, że Pożeracz
Chmur nie kontroluje się zupełnie. Gdybym nawet próbował wycofać się, robić
jakieś gesty poddania, krew poleje się i tak.
Nie spuszczając z oczu Pożeracza Chmur, powoli zdjąłem koszulę. Upuściłem
ją na maty i zstąpiłem na gorący piasek podwórza, które nagle stało się areną,
gdzie człowiek miał stawić czoła smokowi.
Rzucił się na mnie bez ostrzeżenia. Ledwo zdążyłem zrobić unik. Padł na
ziemię, przetoczył się i znów zerwał na nogi, giętki i szybki jak kot. I natych-
miast znów zaatakował. Tym razem uderzyłem go głową w pierś, przewróciłem,
oplatając w pasie ramionami. Przeorał mi plecy paznokciami. Potwornie zapiekło.
W nagłym olśnieniu zrozumiałem, że Pożeracz Chmur instynktownie walczy jak
smok  chcąc używać pazurów i kłów. Nie pamiętał o tym, że ludzie uderzają
pięściami i kantem dłoni, łamią kończyny, druzgocą żebra.
Wbił mi zęby w bark. Wyrwałem się z trudem, tracąc skrawek skóry. Uderzy-
łem z rozmachem łokciem w jego krtań. Gdyby był człowiekiem, w tym momen-
cie walka miałaby się ku końcowi. Ale nie był. Złapał tylko konwulsyjnie powie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •