[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podszywać się pode mnie. Ja tego nie znosiłem.
Odsunęła się, by móc na niego spojrzeć.
- On odszedł, Jed. Przykro mi, że nie żyje, ale on nie był mężczyzną dla
mnie. I kiedy patrzę na ciebie, wcale o nim nie myślę. Jesteś silny i prawy,
odnosisz sukcesy. Kochasz rodziców, choć na to nie zasługują. Jesteś wrażliwy i
można na tobie polegać. Kocham ciebie. Nigdy nie pomyliłam cię z twoim
bratem, nigdy. Jedz do Ameryki Południowej, zbuduj swój most, a kiedy
skończysz, przyjedz do mnie. Przekonasz się, czy kochasz mnie tak mocno, jak
- 120 -
S
R
ja kocham ciebie. Ja ciebie pragnę. Pragnę domu, dzieci, psa i miłości, jaką
możemy sobie dać.
- Kusisz mnie. Może za rok lub dwa. Kiedy zapomnisz o nim.
- Wmawiaj tak sobie, ale ja pragnę cię teraz. I wiem, że za rok lub dwa też
będę cię chciała. Każesz mi czekać tak długo? Mam być ci wierna, a wtedy
może kiedyś mi uwierzysz?
- To nie tak - odpowiedział.
- A jak?
- Moja matka myliła się. Jordan i ja nie rywalizowaliśmy o te same
dziewczyny, ani w liceum, ani na studiach, bo po co. Kiedy podobała mi się
dziewczyna, on bez trudu mi ją odbijał. Ulegały jego urokowi.
- Ulegały jego urokowi, bo brakowało ci cierpliwości, ale zadowalając się
fałszywym blaskiem, traciły prawdziwy skarb.
Pocałował ją.
- Zapamiętam tę myśl. Napiszę. Wyszedł, zanim zdążyła zareagować.
Długo wpatrywała się w drzwi. Powiedziała mu tak dużo, a on nadal jej
nie wierzył. Poszedł.
Stała bez ruchu całe wieki, przekonana, że zapuka, przyzna się do głupoty
i wyzna jej miłość. Spędzili kilka wspaniałych dni. Wiele ich łączyło, ich
sprzeczki kończyły się śmiechem. Mogła sobie wyobrazić wspólną przyszłość.
Do końca życia razem. Z Jordanem było zupełnie inaczej.
W końcu ocknęła się. On nie wróci.
Zaczęła sprzątać, poruszając się jak automat.
Położyła się spać, ale wiedziała, że nie zaśnie. Wzięła kołdrę i poszła na
balkon. Wieczór był zimny. Chłodny wiatr znad morza niósł wilgoć. Owinęła
się kołdrą i patrzyła na srebrzyste fale połyskujące w wieczornej mgle.
Gdyby mogła wykreślić coś ze swego życia, byłaby to ta chwila, gdy
podczas pocałunku z Jedem wypowiedziała imię Jordana. Nigdy sobie tego nie
wybaczy.
- 121 -
S
R
Jed wrócił do hotelu. Wieczorna mgła nadała wszystkiemu nierzeczywistą
aurę, co jednak nie wpłynęło na jego nastrój. Był zbyt podekscytowany, by iść
spać, więc postanowił przejść się po mieście po raz ostatni. Trochę już poznał
Miragansett i chciałby przyjechać tu poza sezonem, bo miasto przypadło mu do
gustu.
Nadal słyszał miłosne wyznania Laury. Chciałby jej wierzyć, ale to było
takie trudne. Czy całe życie będzie się zmagać z widmem zmarłego brata?
Gdyby nie znała wcześniej Jordana, na pewno by jej zaufał.
W uszach brzmiało mu wymówione przez nią podczas pocałunku imię
Jordana.
Było chłodno i wilgotne powietrze orzezwiło go. Wracał myślami do
pracy. Jeśli Laura napisze, odpowie na jej list. I tak jak powiedział, pewnie
jeszcze kiedyś ją odwiedzi.
Chciał zawrócić, pognać do jej mieszkania i powiedzieć jej... Co? %7łe
kocha ją, nawet jeśli ona kochała jego brata?
Zmęczony wrócił do hotelu.
Wyznała mu miłość. Po raz pierwszy w życiu był dla kogoś ważniejszy
niż Jordan. Czy tylko dlatego, że Jordan już nie żył?
Tak chętnie uwierzyłby Laurze. Był człowiekiem sukcesu,
obowiązkowym i odpowiedzialnym, nie zmieniał partnerek jak rękawiczki.
Laura mówiła, że go kocha.
Powinien jej zaufać?
Miała w mieście nieposzlakowaną opinię. Podczas wernisażu usłyszał o
niej wiele dobrego.
Zaryzykować? Wiedział, że mógłby być z nią szczęśliwy, ale czy ją
uszczęśliwi?
Pracuje w Ameryce Południowej, to daleko. Wszystko sprowadza się do
pytania, czy Laura była z nim szczera.
- 122 -
S
R
Obudziło ją łomotanie do drzwi. Panowała ciemność. Laura wstała
półprzytomna i poszła otworzyć. Przed drzwiami stał Jed.
- Coś się stało? Wszedł i pocałował ją.
- Mam na dole samochód. Jadę na lotnisko. Nie spałem całą noc i
pomyślałem, że muszę ci powiedzieć, że ja też cię kocham. Też ciebie pragnę.
Pobierzmy się. Kiedy tylko wrócę. Znajdę jakąś pracę i resztę życia spędzimy
razem. Będę takim mężem, jakiego chcesz mieć.
- Zaczekaj. Czy to oświadczyny? - pytała z bijącym rozszalałym sercem.
- Chcę ciebie.
- Powtórz za mną. Wierzę ci, Lauro, i wiem, że bardzo mnie kochasz.
Uśmiechnął się.
- Wierzę ci, Lauro, i wiem, że bardzo mnie kochasz. I niech tak już
zostanie na zawsze!
Z okrzykiem ogromnej radości rzuciła mu się na szyję i pocałowała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]