[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zadzwoni. Następnie zastanawiałem się przez kilkanaście minut,
czy prawidłowo je cofnąłem i musiałem powtórzyć całą operację,
żeby sprawdzić, czy ciekłokrystaliczny wyświetlacz wskazuje
siódmą przed południem, czy po południu. Starannie wybrałem
ubranie, decydując się na brązowe buty, spodnie khaki, niebieską
sportową marynarkę oraz świeżo wypraną białą koszulę, z której
na wszelki wypadek nie zdjąłem ochronnej torby z folii, żeby w
nocy nie przyczepił się do niej jakiś włos albo ciemne włókno.
Zrobiłem kilkucentymetrową przerwę pomiędzy wybraną
garderobą i innymi ubraniami, aby mieć do niej szybki dostęp.
Wziąłem również wieczorem prysznic, mimo że miałem szczery
zamiar wziąć go ponownie rano. Zrobiłem te na wypadek, gdyby
coś poszło nie tak z budzikiem i trzeba było się pospieszyć, a
także ponieważ chciałem być nieskazitelnie czysty w trakcie
lektury eseju. Dwa prysznice w ciągu niecałych ośmiu godzin
powinny sprawić, że będę błyszczał jak nowy. Mój sportowy
czternastoletni niebieski blezer z poliestru, na którym nigdy nie
pojawiło się ani jedno zagięcie, powinien
ostro kontrastować ze spodniami khaki. Na górze miałem być
gładki, niebieski i syntetyczny, na dole pomarszczony, brązowy i
naturalny. Wiedziałem, że w idealnym świecie mody, to, co na
górze, i to, co na dole, powinno być takie samo: albo cale gładkie,
niebieskie i syntetyczne, albo całe pomarszczone, brązowe i
naturalne. Nie mogłem się nadziwić, że podobnie jak soja i talk te
dwa przeciwieństwa zawisną na jednym ciele.
W ciągu tych kilku godzin przeprowadziłem się z mego
niedoskonałego świata, gdzie za każdym rogiem czaiła się
niewiadoma, do miejsca, gdzie było się gotowym na wszystko i
przewidywało każdą okoliczność. Ułożyłem szczotkę do włosów,
pastę do zębów, skarpetki, mydło i myjkę. Wyczyściłem lustro w
apteczce, żeby nie zobaczyć na nim czegoś, co wziąłbym za coś,
co jest na mnie. Było to ważne, ponieważ nie chciałem, by
cokolwiek stanęło na mojej prostej drodze do podium i by
cokolwiek odwracało moją uwagę przez cztery i pół godziny
pomiędzy obudzeniem się i przeczytaniem eseju.
Wiedząc, że będę prawdopodobnie zbyt zdenerwowany, by
zasnąć na czas, poszedłem do łóżka o ósmej trzydzieści zamiast
jak zwykłe o dziesiątej trzydzieści, dając sobie dodatkowe dwie
godziny, żeby się powiercić i uspokoić. Ułożyłem się pośrodku
łóżka z zamiarem spania przez całą noc z twarzą zwróconą ku
sufitowi, bez nieeleganckiego ciskania się, obracania z boku na
bok, drapania i hałasowania.
Teraz, gdy leżałem pośrodku łóżka, uniwersalny wyłącznik na
nocnej szafce znajdował się tuż poza moim zasięgiem i musiałem
wygiąć całe ciało, żeby zgasić światło. Uczyniwszy to, wróciłem
do swojej idealnie symetrycznej pozycji. Biała pościel była
świeżo wyprana i wykrochmalona. Nie było na niej żadnych
pozostałych po poprzedniej nocy brudów, które zanieczyściłyby
mnie po wzięciu prysznica. Wygłosiłem w myśli całe swoje
przemówienie i złożyłem sam sobie krótkie gratulacje. Jestem
Najbardziej Przeciętnym Amerykaninem, powiedziałem sobie.
Najbardziej Przeciętnym i Najbardziej Zwyczajnym. Dokonałem
tego wyłącznie dzięki własnym wysiłkom i udało mi się to nie
tylko raz, lecz dwa razy, z dwoma różnymi esejami. Nie mogłem
się doczekać, żeby opowiedzieć o tyra babci, i zapytałem sam
siebie, dlaczego nie podzieliłem się z nią jeszcze tą wspaniałą
wiadomością. Nie zrobiłem tego, ponieważ wolałem oczywiście
zaczekać, aż poczuję w ręku nagrodę, i dopiero wtedy się nią
chlubić. Jak prawdziwy Teksańczyk.
Rano tylko lekko się przekrzywiłem. Górne prześcieradło i koc
prawie się nie poruszyły. Musiałem spać w sztywnej koszarowej,
horyzontalnej pozycji, z której dumny byłby sam generał Patton.
Przez krótką chwilę nie mogłem sobie przypomnieć, co to za
dzień, ale kiedy sobie przypomniałem, skoczyło mi ciśnienie i
fala adrenaliny oczyściła moje zatoki.
Zanim zabrałem się do czegokolwiek innego, usiadłem na łóżku i
powtórzyłem mowę. Następnie wstałem i wygłosiłem ją
ponownie, dodając kilka zaplanowanych ges-
tów. Usatysfakcjonowany, zdjąłem piżamę, złożyłem ją i
schowałem do szuflady, po czym włożyłem szlafrok, aby udać się
w drogę do odległej o metr i osiemdziesiąt centymetrów łazienki.
Tam zdjąłem szlafrok i powiesiłem go na drzwiach. Odkręciłem
prysznic, zaczekałem piętnaście sekund, aż woda nabrała
właściwej temperatury, i wszedłem pod jej strumień, pozwalając,
by mnie obmył, i doświadczając przy tym dużej przyjemności.
Kiedy chwila upojenia minęła, namydliłem i wyszorowałem i tak
już czyste ciało.
Każda czynność, którą wykonałem po wyjściu spod prysznica,
była przemyślana niczym szachowy ruch. Wycieranie, składanie,
wieszanie wszystko szło gładko aż do włosów. Postanowiłem
już wcześniej ich nie czesać, lecz musnąć raz szczotką, a potem
po prostu potrząsnąć głową, żeby się swobodnie ułożyły.
Robiłem to tysiące razy, tego dnia nie chciały jednak przybrać
niedbałego wyglądu, jaki przybierały prawie po każdym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]