[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokaznych rozmiarów szczur i, trzymając w łapkach jakiś okruch, ogryzał go jak gdyby nigdy
nic, zerkając od czasu do czasu spode łba.
Pasłęcki podszedł powoli do wielkich drewnianych drzwi i przyłożył do nich ucho w nadziei,
że coś usłyszy. Jednak po drugiej stronie była tylko kłująca w uszy cisza.
Podszedł pod jedno z okienek, spróbował podskoczyć i złapać rękami za kraty, ale nie mógł
ich dosięgnąć. Były o wiele za wysoko.
Nagle usłyszał kroki. Doskoczył do drzwi i ponownie przyłożył ucho. Ktoś tamtędy
przechodził, ciągnąc coś ciężkiego. Drewniana podłoga protestowała pod ciężarem, jęcząc i
poskrzypując.
Po chwili dało się słyszeć uderzenie i krzyk.
Bolesny, gardłowy.
Krzyk, który zjeżył Krzysztofowi włosy.
O ratunek błagała Elżbieta.
Szarpnął gałkę u drzwi z całej siły, ale pozostały zamknięte.
Wsparł nogę na futrynie i ciągnął, lecz mając do dyspozycji jedynie własne ręce, był bez
szans.
Jasna cholera! szepnął roztrzęsiony, w panice rozglądając się po pomieszczeniu za czymś
przydatnym do rozbrojenia zamka. Rzucił się w kierunku sterty szmat, płosząc przy tym szczura.
Kopnięciem przesunął na bok zatęchłe gałgany, ale znalazł wśród nich jedynie kolejnego szczura.
Zwierzak pisnął i rzucił się do ucieczki.
Krzysztof kątem oka zauważył, że gryzoń znika pod obluzowaną deską w przeciwległym
rogu.
Przyskoczył i złapał palcami za wystający brzeg klepki. Udało mu się ją odchylić i zajrzeć
pod spód, pomiędzy rząd legarów. Było tam pełno mysich odchodów, kurzu i kilka zardzewiałych
gwozdzi. Wcisnął lewą rękę pod spód i wydobył solidny calak, zgięty w połowie prawie pod
kątem prostym.
To powinno wystarczyć, pomyślał, opuszczając deszczułkę na swoje miejsce.
Podszedł do drzwi i już miał użyć gwozdzia, gdy zauważył, że skrzydło jest uchylone.
Zdziwiony wychylił głowę i rozejrzał się po korytarzu.
Ratunku! Rozpaczliwy wrzask był tak głośny, że Krzysztof drgnął mimowolnie.
Wypadł na zewnątrz i pobiegł w kierunku, skąd dochodził krzyk.
Widok sprawił, że Pasłęcki zaniemówił.
W niewielkim pokoju na podłodze wił się szmaciany, szary wór, przewiązany sznurkiem.
Jakby w jego wnętrzu kotłowało się żywe stworzenie. A wysoki facet w kominiarce kopał w ten
wór z całej siły.
Przestań! wydusił z siebie Krzysztof, rzucając się na intruza z trzymanym w ręce
gwozdziem. Jednak tamten był szybszy. Doskoczył do napastnika, złapał go za ramiona i odrzucił
za siebie. Szamotali się obaj przez chwilę, miotając wyzwiska. W końcu Pasłęckiemu udało się
uwolnić rękę, lecz zanim się odwrócił, przeciwnik zdążył przejechać mu czymś ostrym po
plecach, po czym rozpłynął się w powietrzu.
W tym samym momencie worek przestał się poruszać.
Już cię wyciągam. Już& mamrotał Krzysztof, walcząc z supłami. Błagam, wytrzymaj
jeszcze chwilę!
Pośpiesznie rozsuwał szorstki materiał.
Ale dziewczyny nie było. Tylko zatęchła od wilgoci sieczka i trociny.
Zrozpaczony zaczął krzyczeć&
Krzysztof! Krzysiek! Obudz się wreszcie! Elka od kilkudziesięciu sekund próbowała go
dobudzić. Nie pomagały nawet wymierzane policzki.
Wreszcie, wykrzykując jej imię, poderwał się i usiadł na posłaniu. Dziewczyna pośpiesznie
zapaliła nocną lampkę. Pasłęcki cały oblany był potem; jego lodowata skóra przybrała ziemisty
odcień.
Boże mój! szepnęła, wycierając mokrą twarz mężczyzny chusteczką.
Chyba pójdę pod prysznic& mruknął, starając się opanować szczękanie zębami.
Co ci się śniło?
Jakiś straszny wypadek skłamał, odwracając wzrok. Muszę się umyć.
Wstał z łóżka i na golasa przemaszerował przez sypialnię do łazienki. Elka szybko zmieniła
przepoconą pościel na świeżą.
Niecałe pół godziny pózniej Krzysztof wślizgnął się do łóżka i przytulił do ciepłego ciała
dziewczyny. Ta wymamrotała coś przez sen i oparła głowę na jego ramieniu.
Kocham cię szepnął jej do ucha.
W odpowiedzi oplotła go nogami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]