[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pern. Podobnie stałoby się z Warowniami i siedzibami Cechów, gdyby tylko
ich mieszkańcy odważyli się na dokonanie pewnych zmian.
Półkole mogłoby się powiększyć i rozwinąć, myślał Elgion. Obecne
kwatery stawały się już zatłoczone. Dzieci powiedziały mu, że w pobliskich
klifach było jeszcze sporo jaskiń. A Jaskinia Portowa stanowiąca doskonałe
schronienie przed pogodą i Nićmi, mogła pomieścić znacznie więcej niż
trzydzieści okrętów.
Jednakże, ogólnie rzecz biorąc, Elgion był raczej zadowolony ze swojej
sytuacji, szczególnie że była to jego pierwsza posada w roli harfiarza.
Miał swój własny, niezle wyposażony pokój, miał co jeść - choć dieta rybna
w krótkim czasie mogła zbrzydnąć człowiekowi przyzwyczajonemu do
czerwonego mięsa a mieszkańcy Warowni byli całkiem miłymi ludzmi, nawet
jeśli brakowało im trochę poczucia humoru.
Frapowała go tylko jedna rzecz; kto tak doskonale wyszkolił dzieci?
Stary Petiron wysłał do Mistrza wiadomość, w której wspominał o niezwykle
utalentowanym uczniu i dołączył nuty dwóch melodii, które zrobiły na
Robintonie spore wrażenie. Petiron wspominał także o jakichś kłopotach w
Warowni związanych z tym uczniem. Nowy harfiarz - bo Petiron wiedział, że
umiera, kiedy pisał do Mistrza - musiałby więc wykazać w tej sprawie wiele
taktu. Ta Warownia była nieco zacofana i bardzo przywiązana do tradycji.
Elgion szukał więc wytrwale tajemniczego kompozytora, mając nadzieję,
że ten w końcu sam się ujawni. Trudno uwolnić się od muzyki, a sądząc z
tych dwóch piosenek, które widział Elgion, chłopak był nadzwyczaj
muzykalny. Jeśli jednak pobierał teraz nauki w jakiejś innej Warowni,
będzie musiał poczekać na jego powrót.
Elgionowi udało się dość szybko odwiedzić wszystkie mniejsze Warownie,
gnieżdżące się w obrębie palisady Półkola i poznać z imienia większość
tutejszych mieszkańców. Młode kobiety i dziewczęta często z nim flirtowały
lub patrzyły na niego smutnymi oczyma i wzdychały, kiedy wieczorami grywał
w hallu.
W żaden więc sposób Elgion nie mógł się zorientować, że to Menolly jest
osobą, której szuka. Pan Warowni powiedział dzieciom, że harfiarz nie
byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że uczyła ich dziewczyna, więc
niech nie przynoszą wstydu Warowni i nie mówią mu o tym. Po tym jak
Menolly przecięła sobie dłoń, rozpuszczono plotkę, że dziewczynka nigdy
już nie będzie mogła grać i że trzeba nie mieć serca, by prosić ją teraz o
śpiewanie.
Kiedy Menolly doszła już do siebie, a jej ręka się zagoiła, choć stała
się teraz sztywna i niezręczna, nikt nie był na tyle bezmyślny, by
przypominać jej o muzyce. Ona sama zresztą trzymała się z daleka od
śpiewania w Wielkim Hallu. A ponieważ nie mogła w pełni używać obu rąk, a
większość prac w Warowni właśnie tego wymagała., często wysyłano ją do
zbierania zieleniny i owoców, zazwyczaj samą.
Jeśli Mavi była zmartwiona cichym i pasywnym zachowaniem swojego
najmłodszego dziecka, to złożyła to na karb długiego i bolesnego leczenia,
a nie tęsknoty za muzyką. Mavi wiedziała, że wszelkie problemy i bolesne
wspomnienia zostaną w końcu zapomniane, robiła więc wszystko, by jej córka
miała cały czas jakieś zajęcie. Sama była bardzo zapracowana i Menolly bez
trudu udawało się trzymać od niej z dala.
Zbieranie zieleniny i owoców bardzo odpowiadało dziewczynie. Pozwalało
jej to przebywać na powietrzu, z dala od Warowni, z dala od ludzi. Rano,
kiedy wszyscy zajmowali się przyrządzaniem śniadania dla rybaków, którzy
wypływali na morze albo właśnie wrócili z nocnego połowu, Menolly
siedziała cichutko w wielkiej kuchni i wypijała swój poranny kubek klahu i
zjadała porcję ryby z chlebem. Potem zabierała trochę jedzenia, kawałek
sieci albo skórzaną torbę i mówiła starej ciotce odpowiedzialnej za
spiżarnię, że po coś wychodzi, a ponieważ stara dotka miała pamięć
dziurawą niczym sieć, nie pamiętała wcale, że Menolly robiła to samo
poprzedniego dnia, ani nie zdawała sobie sprawy, że będzie to robić
nazajutrz.
Kiedy wiosenne słońce rozgrzewało już porządnie powietrze i sprawiało,
że trzęsawiska mieniły się zielenią i rozkwitającymi kwiatami, do
płytkich, przybrzeżnych zatoczek zaczęły wpływać pajęczury, by złożyć tam
jaja. Jako że te grube skorupiaki byty wspaniałym smakołykiem, nawet bez
dodawania przypraw, suszenia czy wędzenia, młodzi ludzie z Warowni - a z
nimi i Menolly - wysyłani byli ze specjalnymi pułapkami, szuflami i
sieciami. W ciągu czterech dni wszystkie pobliskie zatoczki zostały
dokładnie wyczyszczone z pajęczurów i młodzi zbieracze musieli ruszyć
dalej wzdłuż wybrzeża, by znalezć ich więcej. Ponieważ Nić mogła spaść
każdego dnia, nierozsądne byłoby zbytnie oddalanie się od Warowni, dlatego
też przykazano im; żeby byli bardzo ostrożni.
Istniało też inne niebezpieczeństwo, które martwiło szczególnie Pana
Warowni; przypływy były niezwykle wysokie i długie tego Obrotu. Jeśli
poziom wody w zatoce będzie za wysoki, dwa największe okręty nie wypłyną z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •