[ Pobierz całość w formacie PDF ]
asystenta Lucretii i tak była krokiem do przodu – wcześniej
Brigg pracował jako ochroniarz w klubie swojego ojca.
Dlatego też otworzył swój oprawiony w skórę notes i czekał na
dalsze instrukcje.
– To lista zajęć na dzisiaj – zaczęła Lucretia. – Po pierwsze
chcę, żeby nasi ludzie w Tokio zabrali się wreszcie do tej firmy
komputerowej, koło której skaczemy już od tak dawna.
– W porządku, Lucy – zapisał Brigg i czekał na pozycję numer
dwa.
– Po drugie... – Lucretia podeszła do szklanej ściany i popatrzy-
ła na rozpościerające się u jej stóp Los Angeles – w drodze do
pracy zobaczyłam bentleya w oknie wystawowym salonu. Chcę,
żeby był tutaj pod koniec dnia.
– Trochę szybko, ale zrobię, co będę mógł.
– Nie, drogi chłopcze, nie zrozumiałeś mnie. Albo tu będzie pod
koniec dnia, albo nici z kupna.
– Nie zapomnę ich o tym poinformować. – Uśmiechnął się z
148
przymusem. Lucretia Addison naprawdę go przerażała.
– I jeszcze...
– Powiedz co, a jest twoje – zapewnił ją Brigg.
– I jeszcze... – Odwróciła się w jego stronę. Na jej twarzy ma-
lował się upór. – Chcę mieć wnuka.
Brigga zamurowało. Gdy już był w stanie mówić, wyjąkał:
– Nie sądzę, żebym miał coś do powiedzenia w tej sprawie.
– Zamknij się i słuchaj – poleciła mu. – Chcę wnuka, a skoro ta
kwestia wymaga udziału mojej kochanej córki i mojego nie-
zwykle upartego zięcia, ty musisz wkroczyć do akcji.
Chryste, pomyślał Brigg, podczas gdy ona wykładała mu swój
plan. Ta matka z piekła rodem na jego oczach zamieniała się w
przyszłą babcię z piekła rodem.
Dużo szczęścia, Charley i Bree, pomyślał. Z pewnością będzie
wam potrzebne!
149
[ Pobierz całość w formacie PDF ]