[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardzo przepraszam. Pokornie przyjmę każdą karę, jaką wymierzy mi wasza
lordowska mość. Służyłam ci wiernie przez tyle lat, czyż mogę więc błagać o litość i
wybaczenie?
Musiała długo ćwiczyć tę przemowę, ale Jim nie był w nastroju, żeby to docenić.
 W porządku, panno Plyseth  rzucił szorstko.  To wszystko. Nie będziemy już o
tym mówić. Możesz odejść.
 Chwileczkę!  wtrąciła Angie. Zaledwie miesiąc wcześniej wydzielono w komnacie
pokój dla Roberta, a pozostałą część sali podzielono na dwa mniejsze
pomieszczenia. Miejsca było dużo, gdyż słoneczny pokój zajmował całe jedno piętro
wieży, więc teraz był tu salonik i sypialnia z oddzielnym kominkiem. Angie wskazała
na drzwi sypialni.  Idz tam i zaczekaj na mnie, Gwynneth. Przyjdę do ciebie za
chwilę. Johnie, możesz już odejść.
 Tak, milady.
Zarządca wycofał się z ukłonem.
Angie znów wstała z fotela.
 Dowiem się dla ciebie, dlaczego służba tak się zachowuje  powiedziała Jimowi.
 Dobrze rozumiemy się z Gwynneth. Myślimy podobnie. Znajdę odpowiedz. Czekaj
cierpliwie.
Weszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Jim nie ruszał się z miejsca. Po
chwili wstał, nalał sobie trochę wina, znowu usiadł i zaczął je popijać. Zcianę między
komnatami zrobiono z takich samych bloków kamienia jak resztę zamku. Zciśle
mówiąc, wzięto je z dolnych kondygnacji. Były idealnie dzwiękoszczelne, ale przez
drzwi, które były ze zwykłego drewna, słyszał głosy Angie i Gwynneth, chociaż nie
mógł rozróżnić poszczególnych słów.
To bez znaczenia, powiedział sobie. Nie nadawał się na czternastowiecznego
rycerza i maga. Powinien to wiedzieć od początku.
Właściwie nie słuchał tego, co mówiono w sąsiednim pokoju, bo i tak nie
zmieniało to sytuacji. Siedział, patrząc w ogień i snując ponure myśli.
Po jakimś czasie głośny szloch wyrwał go z zadumy. Niemal na pewno szlochała
Gwynneth. Angie nie łkała w ten sposób nawet w tych rzadkich chwilach, kiedy w
ogóle płakała.
 Jedna wielka zagadka  wymamrotał do siebie, sącząc wino i patrząc w ogień. 
Bawię się w pana na zamku. Nie nadaję się na takiego i każdy o tym wie. A najgorzej,
że czuję się tu jak w domu i nie chcę być nigdzie indziej.
Czuł się pusty. Nie miał pojęcia, czy pozostało mu dość magii, aby przenieść się z
Angie z powrotem w dwudziesty wiek. Zużył jej tyle, aby zdobyć laskę, że wątpił w to.
W tym momencie umysł nie podsuwał mu innego wyjścia niż teleportacja z powrotem
do dwudziestego wieku, w którym mógł wyrządzić szkody jedynie jako zwyczajny, nie
dysponujący magicznymi umiejętnościami człowiek.
Nagle drzwi otworzyły się i wyszła z nich Angie, a za nią Gwynneth. Twarz tej
ostatniej była jeszcze mokra od łez, ale uśmiechnięta.
 Tak dobrze, że pan i pani wrócili!  powiedziała do niego, dygnęła i pospiesznie,
opuściła komnatę. Jim wytrzeszczył oczy na Angie, która nie usiadła, tylko stała nad
nim.
 Co się tam stało?  zapytał.
 Dowiedziałam się, o co chodzi  odparła Angie.  Tak jak sądziłam, nie potrafiła
przede mną udawać. Jim, nasi ludzie nie mają nam za złe tego, że nas nie było. Nigdy
nie rościli sobie do tego prawa. Jim& oni nas kochają! Uważają jedynie, że
postąpiliby zuchwale, okazując to. Są uszczęśliwieni, że bezpiecznie wróciliśmy do
domu. Pamiętaj, że w tych czasach, kiedy ludzie wyjeżdżają, nie zawsze widzi się ich
ponownie.
 Przecież  zaczął Jim  zachowywali się tak&
 Udają, że nasz powrót to nic ważnego, a naprawdę mają ochotę uczcić ten fakt.
Jim, powinniśmy dać im jakiś pretekst do świętowania!
Jim spojrzał na nią ze zdumieniem. Z trudem pojmował wszystko, co mu
powiedziała. Zaczął od pierwszego niewiarygodnego stwierdzenia.
 Kochają nas? Za co?
 Czy to ważne?  odparła Angie.  Kochają nas i już. My także ich kochamy. Tak
jak ten zamek. A on kocha nas. Pewnie martwiłeś się tym od wielu miesięcy, prawda?
 Skoro o tym mowa&  zaczął Jim i zamilkł.  Chyba zaczęło się to wtedy, kiedy
stwierdziłem, że Brian, Dafydd, Giles i wszyscy nasi przyjaciele przypisują mi zbyt
wielkie zasługi& Sam nie wiem. Stopniowo nabrałem przekonania, że wszyscy tak
chętnie przestają z nami, ponieważ mają błędne wyobrażenie o& nie wiem o czym.
Czasem to było denerwujące. Angie, ty wiesz, kim jestem. Jestem i zawsze byłem
tylko sobą.
Podeszła do niego, usiadła mu na kolanach, objęła go i pocałowała.
 Jimie Eckert  powiedziała poważnie, patrząc mu w oczy  nikim innym nie
musisz być!
Usłyszeli pukanie do drzwi.
 O nie!  mruknął Jim. Angie zerwała się na równe nogi.
 Wejść!  warknęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •