[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mieniała szczęściem i miłością. Za tym widokiem tak bar
dzo tęskniła.
Nie odrywał od niej oczu, gdy krok po kroku zbliżała
siÄ™ do niego.
- Kim jesteś? - spytał niepewnie.
Stanęła przed nim. Wolno pocałowała go, a potem na
tychmiast się odsunęła.
Zima w Wenecji 153
- Kobietą, która cię kocha.
Raz jeszcze przycisnęła usta do jego ust. Objął ją w pa
sie i uniósł do góry.
Tłum zaczął bić brawo, choć niewielu wiedziało dla
czego. Ktoś musiał to ukartować. Może mała dziewczynka,
która z radością patrzyła na nich z góry, zadowolona, że
doprowadziła do szczęśliwego zakończenia?
Czekały ich jeszcze rozmaite ceremonie, goście, któ
rych należało powitać, uśmiechy, które należało rozdzielić.
Wszystko to działo się jak we śnie.
Najważniejsze wydarzenie nastąpiło dopiero pod koniec
wieczoru, gdy Rosa zaprowadziła ich do bocznego wyjścia,
gdzie już czekał gondolier.
Gdy odpływali, Vincenzo posłał Rosie pocałunek pe
łen wdzięczności, a potem opadł na poduszki i wziął Julię
w ramiona.
- Mam wrażenie, że to wszystko odbyło się gdzieś poza
nami, bez naszej woli i udziału - powiedział.
-Być może tylko w ten sposób mogło do tego dojść -
przyznała. - Dlaczego to było takie trudne?
- Tysiące razy chciałem ci powiedzieć, jak bardzo cię
kocham i że pragnę się z tobą ożenić. Ale bałem się, że
pomyślisz, że oświadczam ci się tylko z powodu Rosy...
Chciałem, abyś mi zaufała, i miałem wątpliwości, czy kie
dykolwiek do tego dojdzie.
- Gdybyś powiedział, że mnie kochasz, uwierzyłabym ci.
Wtedy mogłabym powiedzieć, że ja też cię kocham.
- Nie byłem tego pewien. Tyle razy dawałaś mi do zro
zumienia, że nie możesz mnie pokochać.
- To było głupie z mojej strony. Kocham cię całym sercem.
- Gdy to mówisz, już wiem, że niczego więcej nie prag-
154 Lucy Gordon
nę. Myliłem się. Nie wszyscy odchodzą. Nie pozwolę, abyś
ty mnie opuściła.
- Jesteś pewien, że nie ryzykujesz?
- Być może. Ale to moje ryzyko.
- Nasze ryzyko.
- Nasze ryzyko - zgodził się. - Miłość zawsze niesie ry
zyko, ale podejmę je, jeśli i ty to zrobisz.
Gondola opuszczała już centrum miasta, pozostawiając
za sobą muzykę, tańce i tajemnicze postacie wtapiające się
w mrok uliczek.
Vincenzo wziął Julię za rękę i mocno uścisnął.
- Jeśli istnieje jakieś bezpieczeństwo na świecie - po
wiedział, patrząc na ich złączone dłonie - to jest ono tutaj.
Ale być może nie powinniśmy prosić o bezpieczeństwo, ale
o światło wskazujące drogę do najbliższego kanału, a po
tem następnego.
Uczuciowy zamęt minął. Na wszystkie pytania znalezio
no odpowiedz.
Gondolier wiosłował w milczeniu, wiodąc ich w snop
światła, które wskazywało drogę do najbliższego kanału,
a potem następnego i następnego. Dokądkolwiek prowa
dziła przyszłość.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]