[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czego chce. I cóż. . . ma pan to.
 Ty diabelskie nasienie!  wybuchnął Bright, tracąc nagle panowanie nad so-
bą.  Co próbujesz nam wmówić? Naprawdę sądziłeś, że tylko tego chcieliśmy? Czy
myślałeś, że pomazańcy Pańscy zawahaliby się u wrót bezbożników?  Odwrócił się,
253
dużymi krokami obszedł biurko i stanął twarzą w twarz z Donalem.  Miałeś ich w gar-
ści i poprosiłeś jedynie o nie uzbrojony punkt obserwacyjny na pustym księżycu. Trzy-
małeś ich za gardło i nie zabiłeś żadnego z nich, podczas gdy powinieneś zetrzeć ich
z powierzchni do ostatniego statku, do ostatniego człowieka!
Urwał i w zapadłej nagle ciszy Donal usłyszał zgrzytanie jego zębów.
 Ile ci zapłacili?  warknął Bright. Donal zesztywniał.
 Udam  powiedział po chwili  że nie słyszałem ostatniej uwagi. A jeśli cho-
dzi o pańskie pytanie, dlaczego poprosiłem tylko o punkt obserwacyjny, to jak wynikało
z pańskich słów, właśnie tego pan chciał. A dlaczego nie starłem ich w pył. . . ? Bezsen-
sowne zabijanie nie jest moim zawodem. Ani niepotrzebne narażanie żołnierzy.  Zim-
no spojrzał Brightowi w oczy.  Sugeruję, że mógł pan być ze mną trochę szczerszy.
Chciał pan zniszczenia potęgi Exotików, nieprawdaż?
 Tak  zazgrzytał Bright.
 Tak myślałem  powiedział Donal.  Nie przyszło jednak panu do głowy, że
okażę się na tyle dobrym dowódcą, by tego dokonać. Sądzę  mówił dalej Donal, prze-
nosząc spojrzenie na pozostałych dwóch, również ubranych na czarno starszych  że
254
złapaliście się we własne sidła, panowie.  Odprężył się i uśmiechnął lekko, zwracając
się do Brighta.  Z pewnych powodów  powiedział  niemądrze byłoby z taktycz-
nego punktu widzenia, gdyby Zaprzyjaznione światy zniszczyły Marę i Kultis. Jeśli
pozwoli mi pan udzielić sobie małej lekcji. . .
 Niech pan przyjdzie z lepszymi odpowiedziami!  wybuchnął Bright.  Jeśli
nie chce pan zostać oskarżony o zdradę pracodawcy!
 Och, niech pan da spokój!  Donal roześmiał się głośno.
* * *
Bright odwrócił się i przemierzył szary pokój. Gwałtownym ruchem otworzył drzwi,
za którymi stało trzech żołnierzy gwardii. Wyciągnął ramię wskazując na Donala.
 Aresztować tego zdrajcę!  krzyknął.
Gwardziści ruszyli w stronę Donala, ale zanim zdołali przebyć dzielący ich od nich
dystans, trzy bladoniebieskie promienie przecięły powietrze, zostawiając po sobie ostry
zapach zjonizowanego powietrza. Wszyscy trzej upadli.
255
Jak człowiek ogłuszony ciosem z tyłu, Bright wpatrywał się w ciała swoich gwar-
dzistów. Obejrzał się i zobaczył, jak Donal chowa pistolet.
 Czy sądził pan, że będę na tyle głupi, by przyjść tutaj bez broni?  zapytał
Graeme ze smutkiem.  I czy sądził pan, że pozwolę się aresztować?  Potrząsnął
głową.  Powinien mieć pan dość rozumu, by dostrzec, że właśnie uratowałem was
przed wami samymi.
Spojrzał na pełne niedowierzania twarze.
 O tak  powiedział. Wskazał na przeszkloną ścianę w drugim końcu gabinetu.
Wieczorny wietrzyk niósł z miasta odgłosy świętowania.  Jest tam ponad czterdzieści
procent waszych wojsk. Najemników. Najemników doceniających dowódcę, który po-
trafi zapewnić im zwycięstwo niemal bez strat. Jak pan sądzi, jaka byłaby ich reakcja,
gdyby oskarżył mnie pan o zdradę, uznał za winnego i skazał na śmierć?  Umilkł,
żeby jego słowa zapadły im w pamięć.  Zastanówcie się nad tym, panowie.
Zapiął kurtkę i spojrzał ponuro na trzech martwych gwardzistów, a potem ponownie
zwrócił się do Starszych.
256
 Uważam, że to jest wystarczająca podstawa do zerwania kontraktu  powie-
dział.  Możecie poszukać sobie innego głównodowodzącego.
Odwrócił się i ruszył do drzwi. Kiedy wyszedł, Bright krzyknął za nim:
 Więc idz do nich! Idz do bezbożników z Mary i Kultis!
Donal zatrzymał się i obejrzał. Złożył uroczysty ukłon.
 Dziękuję, panowie  powiedział.  Pamiętajcie. . . to był wasz pomysł.
Marańczyk
Pozostała jeszcze rozmowa z bondem Sayoną. Wchodząc po kilku szerokich, łagod-
nych stopniach do budowli  nie można jej było nazwać budynkiem lub kompleksem
budynków  w której mieszkała najważniejsza osoba na dwóch planetach Exotików,
Donal poczuł rozbawienie.
Trochę dalej, obok krzewów przed wejściem do. . . rezydencji?. . . natknął się na
wysoką kobietę o szarych oczach i wyjaśnił jej powód swojego przybycia.
 Proszę iść prosto  powiedziała wskazując ręką kierunek.  Znajdzie go pan.
258
Najdziwniejsze było, że Donal nie miał co do tego wątpliwości. I właśnie ta niedo-
rzeczna pewność pobudziła jego osobliwe poczucie humoru.
Maszerował przez zalany słońcem korytarz, który niepostrzeżenie przeszedł w po-
zbawiony dachu ogród, minął malowidła i sadzawki z kolorowymi rybkami, znalazł się
w domu nie będącym domem, wchodził do różnych pokoi i wychodził z nich, aż do-
tarł do małego patio, do połowy osłoniętego dachem. W jego drugim końcu, w cieniu
dachu, na małym skrawku nawiezionej darni, otoczonym niskim kamiennym murkiem,
siedział wysoki łysy mężczyzna w nieokreślonym wieku, ubrany w niebieską szatę.
Donal zszedł po trzech kamiennych schodkach, przeciął patio, pokonał kolejne trzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •