[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gościniec za ciasny, to hajda w step! rzekł już
podniesionym głosem namiestnik.
A ty odlitaj, Laszku, od kolaski, koły step
baczysz[398] odparł jezdziec.
102/296
Namiestnik, jako był człowiek do czynu skory, za-
miast odpowiedzieć, uderzył tak silnie nogą w
brzuch konia napastnika, że rumak jęknął i w jed-
nym szczupaku znalazł się na samym brzegu goś-
cińca.
Jezdziec osadził go na miejscu i przez chwilę
zdawało się, że pragnie rzucić się na namiestnika,
ale wtem zabrzmiał ostry, rozkazujący głos starej
kniahini:
Bohun, szczo z toboju[399]?
Słowa te miały natychmiastowy skutek. Jezdziec
zwrócił konia młyńcem i przejechał na drugą
stronę kolaski do kniahini, która mówiła dalej:
Szczo z toboju? Ej, ty nie w Perejasławiu[400]
ani w Krymie, ale w Rozłogach bacz na to. A ter-
az skocz mi naprzód i prowadz wozy, bo jar zaraz,
a w jarze ciemno. Hodi, siromacha[401]!
Pan Skrzetuski równie był zdziwiony, jak rozg-
niewany. Ten Bohun widocznie szukał okazji i był-
103/296
by ją znalazł, ale dlaczego szukał? skąd ta
niespodziewana napaść?
Przez głowę namiestnika przeleciała myśl, że tu
kniaziówna wchodziła do gry, i utwierdził się w tej
myśli, gdy spojrzawszy na twarz jej ujrzał mimo
mroków nocnych, że twarz ta była blada jak płótno
i że widocznie malowało się na niej przerażenie.
Tymczasem Bohun ruszył z kopyta naprzód wedle
rozkazu kniahini, która spoglądając za nim rzekła
wpół do siebie, wpół do namiestnika:
To szalona głowa i bies kozaczy.
Widać, niespełna rozumu odpowiedział pog-
ardliwie pan Skrzetuski. Czy to Kozak w służbie
synów imci pani?
Stara kniahini rzuciła się w tył kolaski.
Co waćpan mówisz! To jest Bohun, podpułkown-
ik, przesławny junak, synom moim druh, a mnie
jak szósty syn przybrany. Nie może też to być,
104/296
abyś waszmość o nazwisku jego nie słyszał, bo
wszyscy o nim wiedzą.
I rzeczywiście, panu Skrzetuskiemu dobrze było
znane to nazwisko. Spośród imion różnych
pułkowników i atamanów kozackich wypłynęło
ono na wierzch i było na wszystkich ustach po
obu stronach Dniepru. Zlepcy śpiewali o Bohunie
pieśni po jarmarkach i karczmach, na wieczorni-
cach opowiadano dziwy o młodym watażce[402].
Kto on był, skąd się wziął, nikt nie wiedział. To
pewna, że kolebką były mu stepy, Dniepr, poro-
hy[403] i Czertomelik[404] ze swoim labiryntem
cieśnin, zatok, kołbani[405], wysp, skał, jarów i
oczeretów[406]. Od wyrostka zżył się i zespolił z
tym dzikim światem.
Czasu pokoju chodził z innymi za rybą i
zwierzem , tłukł się po zakrętach Dnieprowych,
brodził po bagniskach i oczeretach wraz z gro-
madą półnagich towarzyszów[407] to znów całe
miesiące spędzał w głębinach leśnych. Szkołą były
mu wycieczki na Dzikie Pola[408] po trzody i
tabuny[409] tatarskie, zasadzki, bitwy, wyprawy
przeciw brzegowym ułusom[410], do Białogrodu,
105/296
na Wołoszczyznę[411] lub czajkami[412] na Czarne
Morze. Innych dni nie znał, jak na koniu, innych
nocy, jak przy ognisku na stepie. Wcześnie stał
się ulubieńcem całego Niżu[413], wcześnie sam
zaczął wodzić innych; i wkrótce odwagą wszyst-
kich przewyższył. Gotów był w sto koni iść choćby
do Bakczysaraju[414] i samemu chanowi zaświecić
w oczy pożogą; palił ułusy i miasteczka, wycinał
w pień mieszkańców, schwytanych murzów[415]
rozdzierał końmi, spadał jak burza, przechodził jak
śmierć. Na morzu rzucał się jak wściekły na galery
tureckie. Zapuszczał się w środek Budziaku[416],
właził, jak mówiono, w paszczę lwa. Niektóre jego
wyprawy były wprost szalone. Mniej odważni,
mniej ryzykowni konali na palach w Stambule lub
gnili przy wiosłach na tureckich galerach on
zawsze wychodził zdrowo i z łupem obfitym.
Mówiono, że zebrał skarby ogromne i że trzyma
je ukryte po Dnieprowych komyszach[417], ale też
nieraz go widziano, jak deptał zabłoconymi noga-
mi po złotogłowiach[418] i lamach[419], koniom
słał kobierce[420] pod kopyta albo jak, ubrany w
adamaszki[421], kąpał się w dziegciu[422], umyśl-
nie kozaczą pogardę dla onych wspaniałych
tkanin i ubiorów okazując. Miejsca długo nigdzie
nie zagrzał. Czynami jego powodowała fantazja.
106/296
Czasem przybywszy do Czehryna[423], Czerkas
lub Perejasławia[424] hulał na śmierć z innymi Za-
porożcami, czasem żył jak mnich, do ludzi nie
gadał, w stepy uciekał. To znów otaczał się ślep-
cami, których grania i pieśni po całych dniach
słuchał, a samych złotem obrzucał. Między
szlachtą umiał być dwornym kawalerem, między
Kozaki najdzikszym Kozakiem, między rycerzami
rycerzem, między łupieżcami łupieżcą. Niektórzy
mieli go za szalonego, bo też i była to dusza nieok-
iełznana i rozszalała. Dlaczego na świecie żył i
czego chciał, dokąd dążył, komu służył sam nie
wiedział. Służył stepom, wichrom, wojnie, miłości
i własnej fantazji. Ta właśnie fantazja wyróżniała
go od innych watażków[425] grubianów i od całej
rzeszy rozbójniczej, która tylko grabież miała na
celu i której za jedno było grabić Tatarów czy
swoich. Bohun brał łup, ale wolał wojnę od zdoby-
czy, kochał się w niebezpieczeństwach dla włas-
nego ich uroku; złotem za pieśni płacił, za sławą
gonił, o resztę nie dbał.
Ze wszystkich watażków on jeden najlepiej uos-
abiał Kozaka-rycerza, dlatego też pieśń wybrała
go sobie na kochanka, a imię jego rozsławiło się
na całej Ukrainie.
107/296
W ostatnich czasach został podpułkownikiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]