[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiezie cię do domu. Może nawet sam pułkownik.
Z nadzieją w sercu 61
Jego żonę, jeszcze przed wojną, zabili Indianie
z plemienia Pawnee. Pułkownik nienawidzi więc
Indian, tak samo jak sierżant Givens i kapral Lorsby...
 Dolly, przepraszam, czy mogłabyś podać mi
ręcznik?
Dolly skwapliwie zerwała się ze stołka, chwyciła
wielki ręcznik i rozpostarła go w rękach. Tess,
owinąwszy się ręcznikiem, usiadła przed komin-
kiem i zajęła się wycieraniem olbrzymiej ilości
swych złocistych włosów.
 Dolly  mruknęła.  A powiesz mi coś o tej
pannie, co niby jest taka okropna?
 Panna Eliza? No, może ona i nie jest taka
okropna, ale uważa siebie za dar bezcenny, który
niebiosa zesłały kawalerzystom. Oni zresztą wszys-
cy smalą do niej cholewki, wszyscy oprócz Ja-
mie ego. I chyba dlatego panna Eliza zagięła na niego
parol. Jego to bawi, jak na razie. Ale kto wie... kto
wie... Panna Eliza ma nie tylko wdzięczną postać,
ma także gorące serce i potrafi dopiąć swego. Zresztą
sama ją zobaczysz. Ale dość gadania, Tess, teraz
sobie podjesz. Zrobiłam ci gulasz po irlandzku.
Duszona baranina z ziemniakami i cebulką. Palce
lizać, na pewno nigdy nic lepszego nie jadłaś. Zjesz,
a potem zaraz spać! Koszulę położyłam ci na łóżku.
Jedzenie było pyszne, Tess migiem opróżniła
talerz, nałożyła koszulę nocną i z rozkoszą ułożyła
się w miękkim łóżku.
Nagle poderwała się.
 Dolly, ty poświęcasz mi tyle czasu, a na ciebie
na pewno czeka twoja rodzina.
62 Heather Graham
Dolly uśmiechnęła się smutno.
 Na mnie nikt nie czeka, Tess. Większość dnia
siedzę zwykle sama i wspominam mego Willa.
Mojego męża, Tess. Był w kawalerii, zabili go parę
lat temu. To Jamie wtedy mi go przywiózł... Och,
Boże... Zostałam sama, ale nie wyjechałam z fortu.
Najęłam się do sklepu, idę tam codziennie na parę
godzin, a poza tym trochę matkuję żołnierzykom,
tym bez rodzin. Oni potrzebują opieki. Dlatego nie
miej wyrzutów sumienia, dziecko. Zajęłam się tobą
z przyjemnością. A teraz śpij, wypocznij...
Wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Tess
opadła na poduszki. Było cudownie, mięciutko,
cieplutko, pościel pachniała świeżością. Tess ziew-
nęła i przymknęła oczy. Czuła się zmęczona, więc
na pewno za chwilkę zaśnie, choć jej serce przepeł-
nione jest głębokim smutkiem.
Nie, nie mogła zasnąć. I wstyd przyznać, prze-
szkadzał jej w tym nie smutek, lecz myśli namolne
i niepokojące o sztywnym jankeskim poruczniku.
To jego twarz Tess widziała pod powiekami, i jego
palące spojrzenie, jak wtedy, nad strumieniem, gdy
przemknęło po jej nagim ciele... Boże drogi, przecież
ona wcale nie potrzebuje kochanka! Ona szuka
odważnego mężczyzny, który dobrze włada bronią.
Dolly mówi, że Jamie pasuje do tej roli jak nikt.
Może więc go poprosić, jakoś z nim się ułożyć?
Szkopuł w tym, że jeśli porucznik da się przekonać,
wtedy oprócz walki z von Heusenem czeka ją
jeszcze jedna walka, z tymi dziwnymi myślami
i pragnieniami, które rozbudza w niej Jamie Slater.
Z nadzieją w sercu 63
A takich pragnień nie wywołał w niej żaden męż-
czyzna od co najmniej pięciu lat.
Zasypiając, pomyślała jeszcze mgliście, że zapo-
mniała się pomodlić, i że pozostaje jej nadzieja, że
nie będzie zmuszona o nic prosić porucznika Slatera,
bo może rzeczywiście sam pułkownik zechce ją
odwiezć do Wiltshire...
A kiedy wreszcie sen ją zmorzył, wszelkie niepo-
koje znikły i zanurzyła się w senne marzenie. Znił się
jej szarooki porucznik, który bierze ją w ramiona.
Po prostu sytuacja bez wyjścia, myślał Jamie,
zbliżając się wielkimi krokami do domku Caseyów.
Sam wpadł w te sidła. Tess obstawała przy swej
wersji zbyt uparcie, tylko głupiec poprzestałby na
stwierdzeniu, że panna Stuart kłamie. A Jamie
Slater zna Indian bardzo dobrze i nie dopuści, żeby
z powodu niesłusznego oskarżenia biali ruszyli
przeciwko Komanczom. Dlatego Jamie podjął już
decyzję. Trzeba poznać prawdę, udowodnić i ujaw-
nić. I on to zrobi.
Przed drzwiami zatrzymał się na moment, co
było konieczne, aby powstrzymać nagłą ochotę
popełnienia czynu gwałtownego. Po prostu pchnąć
te drzwi, wtargnąć do środka i chwycić w ramiona
piękną pannę Stuart. Bo niezależnie od tego, ile by
bawełny w kratkę, koronek czy falbanek okrywało
jej powabne ciało, on i tak widział je takim, jakie
jest, wtedy... tam nad strumieniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •