[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pingwin poprawił plecak i ruszył w kierunku najbliższego lodowca. Po godzinie doszedł do całkiem
sporego miasteczka. Swoje kroki skierował do domu niedaleko centrum. Gdy wszedł do środka, jego
nozdrza zaatakował ostry zapach płynu do pielęgnacji drewna, którego stężenie w powietrzu pozwalało
odzyskiwać dość dużą jego część za pomocą wiadra.
- Nareszcie wróciłeś, synku! - radosny okrzyk spowodował gwałtowne zafalowania płynu w powietrzu. -
Masz? Masz? Masz? Masz? Masz? Masz? - Z drzwi prowadzących do drugiego pokoju wypadł starszy
pingwin w znoszonym fraku do chodzenia po domu.
- Mam - powiedział syn, wyjął z plecaka piłeczkę do golfa i podał ją ojcu, którego oczy pałały żądzą jej
dotknięcia. Gdy ją wreszcie wziął w skrzydła, wpatrywał się w nią blisko kwadrans.
Syn czekał cierpliwie.
Ojciec oderwał wreszcie wzrok od trzymanej, piłeczki i dokładnie zlustrował przestrzeń za plecami syna.
- Ale starej szafy nie przywiozłeś?
- Nie. Zostawiłem ją dwojgu ludziom. Chyba im się spodobała. Zjedli z radości swojego kaktusa.
Ojciec pokiwał głową z poważną miną.
- Cóż, czas położyć ostatnią piłeczkę - co mówiąc, podszedł do wielkiego regału z tysiącami małych
półek, zajmującego całą najdłuższą ścianę pokoju. Wyciągnął skrzydła przed siebie i położył piłeczkę na
ostatnie puste miejsce.
Jakub Radzimiński
[ Pobierz całość w formacie PDF ]