[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szczyty w oddali. Szary blask leżał tam dopiero między turniami, na zielonych lasach i przebłyskującej wśród nich
srebrnej strudze Kandery.
Zrobiłem tutaj ze ścieżki parę zdjęć fotograficznych, wszystkie jednak słabo wyszły z powodu niedostatecznego
światła, które nie podkreślało jeszcze cieniami rzezby gór, znacząc zaledwie szerokiemi plamami ciemny płaszcz lasów
na pobielonych dniem i śniegiem skałach.
To wnętrze doliny alpejskiej, jakby czarodziejstwem jakiem na skręcie ścieżki pokazane, znikło za chwilę, zakryte
turniami, na których się wspiera olbrzymi Altels, kolos z granitu i lodu... Jak gdyby po kolanach tego siędzącego
olbrzyma, ciągnęła się teraz przede mną dolina, wiodąca aż pod przełęcz. Dziwna dolina, w przedniej części płaska
prawie zupełnie i pusta, zasypana drobnym odtokiem, po którym płynie leniwo potok kilkoma ramionami. Gdyby nie ta
pustka straszliwa, jesienią jeszcze wzmożona, i gdyby nie lodowce, gdzieś pod niebem wiszące, miałoby się wrażenie,
że
się jest gdzieś w Podkarpaciu, nad spokojnie rozlanym po kamykach strumieniem.
Zazwyczaj w lecie spotyka się tutaj całe gromady turystów i kupców, idących z nad Rodanu, teraz byłem zupełnie sam
na całej ogromnej przestrzeni. Wązka, bita drożyna wiodła mnie po kamieniach albo pod niewysokiemi ścianami
skalnemi, co sterczały z gruzu i zwietrzałego drobnego piargu...
Dopiero na wysokości tysiąca dziewięciuset metrów zobaczyłem znowu las i zieleń, smutną, jesienną zieleń alpelskiej
hali, co niedawno dopiero wyszła z pod śniegu i ledwie miała czas okwitnąć wszystkimi kwiatami swoimi, a żółknie
już od chłodu, nim nowy śnieg ją zawieje. Kilka szałasów stało tu, już opuszczonych, a nad nimi, na niewysokiej
skalistej wyniosłości, przedziwny las z czarnych limb i płomiennożółtych jesienią modrzewi... Ułożyłem się nieopodal
na odpoczynek, w jasnem, ale mało grzejącem już słońcu.
Widok ku górze zamykało mi nowe skalne piętro; ku dołowi za to, za zieloną Spitalmatte (tak się owa hala nazywa) i
za rozstępującymi się garbami gór błyszczała przede mną wspa
niała grupa Oeschinen z białą Wdową (Witwe, , m.) pośrodku. Chmury zbierały się tam zwolna nad szczytami,
skłębione białe obłoki, które zrywający się wiatr zwijał, to znowu rozpędzał... W wietrze chłód dojmował coraz
dotkliwszy, lasy również poczęły sypać złotemi iskrami uwiędłych cetyn modrzewiowych. Czas było iść dalej, bo lada
chwila mogły się zebrać mgły i nakryć przełęcz nieprzeniknionym tumanem.
Droga wznosiła się teraz bystro w górę. Wązkim przesmykiem między olbrzymimi, spiętrzonymi głazami wydostałem
się ponad stawek Schwarenbach, a raczej nad lejkowatą, trójkątną kotlinkę, z której wodę wypiły do dna jesienne
posuchy. W murowanem, piętrowem schronisku nad kotliną okna już były po większej części deskami na zimę zabite,
ale mieszkał tu snadz któś jeszcze, bo z pod progu przywitało mnie zajadłem szczekaniem ogromne, wpółzdziczałe w
samotności psisko. Widocznie serdak mój, kudłami do góry wdziany, tak psa rozdrażnił, że z wielką trudnością tylko
zdołałem mu się opędzić. Biegł za mną jeszcze kawałek drogi, szczekając, a gdym przystanął, zatrzymywał się i śledził
ostrożnie złemi, za
krwawionemi oczyma ciężki czekan w mojej ręce...
W niespełna godzinę byłem już na ostatniem, najwyższem piętrze... Tutaj pod samą przełęczą, w niesłychanie dzikiej i
martwej kotlinie, pomiędzy wiszącymi już blizko na skałach lodowcami, na wysokości dwóch tysięcy dwustu przeszło
metrów rozlewa się ogromne i ciche jezioro Daubensee... Do połowy leżał na niem jeszcze stary, przeszłoroczny lód, w
którego brudnej powierzchni wody potoków, spływających z gardzieli Jagnięcego Lodowca (Lmmergletscher),
wyżłobiły szerokie brózdy. Miałem wrażenie, że znajduję się w jakiejś podbiegunowej okolicy...
Ogromne głazy siedzą tu nad cichem, wpółzamarzłem jeziorem, już tak blizkiem szczytów śnieżystych, tuż pod
skrzelami wiecznych lodowców rozlanem. Zieleni nigdzie ani śladu, skąpe trawy, które słońce w szczelinach między
kamieniami wywołało, zeschły już snadz od jesiennych przymrozków, i wiatry przelatujące tędy od morza Północnego
na Adryatyk, dawno już proch ich po świecie rozwiały... bniegi za to, nowe śniegi słać się już tutaj zaczynają.
Nad wodą skały jeszcze czarne, ale dwadzieścia, trzydzieści metrów wyżej srebrzą się już turnie, srebrzy się już grzbiet
sinoszarego lodowca, każda szersza i od słońca słabego odwrócona powierzchnia lodu czy skały okwita białym,
drobnym, iskrzącym się puchem, który, im wyżej, tem śmielej i gęściej kontury gór osłania, aż wreszcie pod niebem
zlewa się z nieprzeniknioną, wieczystą śniegów oponą...
Odwróciłem się. Poza mną była cała przebyta górna dolina, rozległe, olbrzymie cmentarzysko spiętrzonych głazów,
wśród których, jak kępka mchu, sterczały w dali czarne wierzchołki limbowego lasu, tu i owdzie, jakby kwiatami,
złotem wiednącem modrzewi przeplatane... A dalej jeszcze zalśnił mi jakiś zakręt potoku, już prawie przed samą bramą
doliny, z poza której, nad białym tumanem wstającej mgły, sterczało potrójne czoło górskiej grupy Oeschinen...
Droga moja wiodła teraz na lewo od jeziora, wznosząc się po kamienistem zboczu zwolna ku przełęczy. Tuman mgły
przewiał koło mnie, lecąc z gór gdzieś ku dołowi, zwałił się na jezioro, u stóp mych leżące, i zatarł na chwilę brzeg
jego północny, czyniąc z górskiego
stawu dziwną arktyczną zatokę niezmiernego morza, z którego odległe szczyty sterczały, jakby ostrowy kamienne...
Nim jednak stanąłem na przełęczy, było znów jasno...
Minąłem ogromną gospodę, hotel, na samem siodle postawiony, tuż pod podwójnym zębem skały, nad przełęczą
górującej... %7ływy duch się nie ozwał, nawet szczekanie psa mnie nie przywitało. We wszystkich oknach pozamykane
okiennice, drzwi zaparte na żelazne wrzeciądze, pustka zupełna...
Stanąłem na samej przełęczy, pod nogami memi znagła otwarła się  przepaść! Miałem to wrażenie, jak kiedy w
Tatrach wchodzi się od strony spiskiej na Przełęcz Mięgoszuwiecką i znagła staje się nad otchłanią, ku Podhalu
otwartą. Jeno tutaj, zamiast błyszczącego Morskiego Oka w dole i wyciągniętej poza niem Doliny Białki, patrzyłem z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •