[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cade podał jej tylko fakty, których mógł być pewien. Nie chciał budzić w niej
płonnych nadziei.
- Bardzo nam pomógł, kiedy Kane próbował namierzyć organizację
przestępczą, handlującą dziećmi. - Opowiedział Mac, jak Kane prowadził dochodzenie
po serii porwań, których ślady wiodły nieodmiennie do Phoenix.
Organizacja handlująca dziećmi. Mac nawet nie chciała o tym myśleć. Jednak
im częściej padało to sformułowanie, tym bardziej skłonna była wziąć taką
ewentualność pod uwagę.
- Myślisz, że to oni porwali Heather? - zapytała, czując, że nagle zaschło jej w
ustach. - Ci profesjonalni porywacze?
- Nie ta sama grupa... - zaczął Cade, a potem przerwał. Kto wie? To, że ucięli
łeb bestii, wcale nie musi znaczyć, iż w jej miejsce gdzieś indziej nie narodziła się
następna. - Ale to bardzo możliwe. - Cade znalazł wolne miejsce i zatrzymał
samochód. Parking przy lotnisku był zbyt zatłoczony, żeby bawić się w szukanie
czegoś lepszego. - W każdym razie, uważam tę możliwość za otwartą.
- Otwarta czy zamknięta, wszystko mi jedno - powiedziała Mac, próbując
poskromić kolejny przypływ zniecierpliwienia. - Ja tylko chcę dostać z powrotem
Heather.
Cade zaciągnął hamulec ręczny.
- Zobaczysz, że ją odzyskamy - rzekł.
Chciała go zapytać, skąd ta pewność, ale przypuszczalnie znowu by się wtedy
pokłócili.
Wysiadając z wozu, Mac potrząsnęła głową. Nigdy nie podejrzewała siebie o
coś takiego, jak potrzeba mglistych zapewnień czy obietnic. Nie budowała też
zamków na lodzie, nim dokładnie nie sprawdziła fundamentów. A w tym przypadku
- 72 -
S
R
czepiała się każdej, najwątlejszej nawet nadziei. Cade potrzebny był jej po to, żeby
regularnie potwierdzać to, co już wcześniej powiedział.
A ona uczepiła się jego słów jak ostatniej deski ratunku. Na razie nie mieli nic
ponadto.
- Trzymam cię za słowo - rzuciła, kiedy biegli do wejścia.
- Masz na coś ochotę? - zapytał Cade, balansując tacą z jedzeniem z pobliskiej
kafeterii. Wskazał głową na drzwi wozu, który wypożyczyli na lotnisku trzy godziny
wcześniej.
Mac wychyliła się i otworzyła mu drzwi. Cade wsiadł i ostrożnie postawił
między nimi tacę.
Kiedy znowu znalazł się w środku, poczuł, że jego nogi mają zdecydowanie
dosyć tej pozycji. Od trzech godzin siedzieli naprzeciwko kancelarii prawniczej
Phillipa Taylora. To do niego porywaczka dzwoniła ze swojego pokoju w hotelu
Bedford. Przyjechali tu prosto z lotniska głównie dlatego, że Mac tak bardzo nalegała.
Po trzech godzinach czekania doszli do wniosku, że wedle wszelkich znaków
na niebie i ziemi będą musieli spędzić tu co najmniej drugie tyle, o ile nie więcej.
- Dziękuję - odparła z westchnieniem Mac. - Nie jestem głodna.
Mimo iż sama przystała na jego propozycję, żeby coś zjeść, nie była nawet w
stanie myśleć o posiłku. %7łołądek miała ściśnięty jak pięść. Odstawiła na półeczkę
żółtą, papierową torebkę, którą wręczył jej Cade, i zadowoliła się łykiem wody
sodowej.
Od wpatrywania się w drzwi kancelarii bolały ją oczy. Przez cały dzień klienci
przychodzili i wychodzili, ale nikt nie był ani trochę podobny do kobiety ze szkicu.
Na ogół Cade lubił kuchnię meksykańską, nawet te szybkie dania na wynos, ale
tym razem jadł, nie czując smaku, bo całą uwagę skupił na siedzącej obok niego
kobiecie. Był pewny, że jest bardzo spięta i wewnętrznie drży, chociaż siedziała bez
ruchu.
Skończył jeść i zmiął papierową torebkę.
- Nie lubisz czekać, prawda? Mac cicho się roześmiała.
- Czy to aż tak bardzo widać?
- 73 -
S
R
Mimo iż z radia płynęła kojąca muzyka, we wnętrzu wozu dało się wyczuć
niemal namacalne napięcie.
- Tylko w krańcowych przypadkach. Zazwyczaj raczej nie.
Mac spojrzała na Cade'a, próbując dostrzec na jego twarzy oznaki, które
przywykła widzieć na twarzach innych.
- Czy już zaczęłam ci działać na nerwy?
- Nie. Uważasz, że jest jakiś limit czasu?
Wzruszyła ramionami i pomyślała, że może trzeba było milczeć. Naprawdę
zależało jej na tym, żeby go nie denerwować. Jak dotąd Cade robił, co mógł, żeby się
przystosować do jej towarzystwa. Powinna to docenić.
- Nie, chodzi o to, że mam własne metody rozwiązywania pewnych spraw... -
Odwróciła wzrok. Lepiej, jeśli będzie patrzeć na budynek kancelarii, niż dalej snuć
swoje dywagacje.
Cade roześmiał się. Znowu ta jej skłonność do niedopowiedzeń.
- Zdążyłem to zauważyć. - Wetknął żółty papierek do pustej torby i pomyślał,
że trzeba było zamówić sobie podwójną porcję. Od śniadania minęło już tyle czasu.
- Tak. Większość ludzi, niestety, też to zauważa. I działa im to na nerwy.
Zastanawiałam się po prostu, czy ty też masz mnie już dość.
- Nie, jeszcze nie. Powiem ci, kiedy tak się stanie.
Nagle zadzwonił telefon komórkowy Cade'a. Mac aż podskoczyła.
- Uspokój się, to pewnie Megan.
Miał przynajmniej nadzieję, że to Megan. Może dzwoni, bo zdążyła się czegoś
dowiedzieć, a może po prostu chciała go wesprzeć psychicznie. Prawdę mówiąc,
przydałoby mu się trochę wsparcia, a także coś, na czym mógłby się skupić, bo prze-
bywanie w ciasnym wnętrzu samochodu z tak absorbującą kobietą zaczynało go
męczyć.
- Spodziewałeś się jej telefonu? - zapytała Mac, masując sobie szyję.
- Tak. Dzwoniłem do niej wcześniej i prosiłem, żeby się dowiedziała paru
rzeczy.
Nagrał dla Megan wiadomość na automatycznej sekretarce, licząc na to, że
odbierze ją w ciągu dnia, a najlepiej wczesnym rankiem. Każde z nich wnosiło do
- 74 -
S
R
agencji coś zupełnie innego. Sam swoje rozliczne kontakty, Megan doświadczenie
komputerowe. Cade natomiast był mózgiem całej organizacji. Lubił myśleć, że to
dzięki niemu osiągnęli tak doskonałe wyniki.
- Halo?
Sądząc po uśmiechu, jaki rozjaśnił jego twarz, Mac nie myliła się w swoich
przypuszczeniach. To była Megan. Mac nie mogła wręcz oderwać oczu od tego
uśmiechu. Miał w sobie tyle ciepła i był niewiarygodnie krzepiący. Wolała się nie
zastanawiać dlaczego.
Przeniosła wzrok na budynek kancelarii i zaczęła się przysłuchiwać rozmowie
Cade'a z Megan.
- Możesz? Megan, jesteś kochana. Dobrze. Trzy - dodał. Nuta zażyłości w jego
głosie nie mogła ujść uwagi Mac.
Nagle poczuła drobne ukłucie zazdrości. Jak to jest być z kimś na tak przyjaznej
stopie? Czy miał kogoś, z kim było mu dobrze? Czy to dlatego, kiedy go wczoraj
pocałowała, się wycofał? Chciał być lojalny w stosunku do innej kobiety?
To już taki typ człowieka, pomyślała. Jak łabędz albo słoń, związuje się na całe
życie z jedną partnerką.
Nagle wydała się sobie beznadziejną romantyczką. Albo beznadziejnie naiwną
istotą.
Odwróciła się i spojrzała na Cade'a dokładnie w chwili, gdy zakończył
rozmowę. Nie musiała pytać, żeby się domyślić, iż rozmawiali na temat Heather.
- Co powiedziała?
Zamiast od razu odpowiedzieć, Cade wysiadł z samochodu, obszedł go i
otworzył drzwi z tyłu, od strony pasażera. Kiedy się odwróciła, żeby zobaczyć, co
robi, podniósł tylny fotel i otworzył teczkę, którą miał przy sobie w samolocie. Wyjął
z niej laptop i najmniejszą drukarkę, jaką Mac w życiu widziała. A potem, szybkimi,
wprawnymi ruchami, przymocował ją do telefonu komórkowego.
- Otwierasz tu biuro? - spytała, wciąż nie doczekawszy się odpowiedzi.
Cade spojrzał na tylne siedzenie i przesunął wszystkie rzeczy, żeby zrobić
miejsce na sprzęt elektroniczny.
- 75 -
S
R
- Coś w tym rodzaju. Megan skontaktowała się z kimś, kogo kiedyś znała. -
Podniósł wzrok. - Megan była agentką FBI - wyjaśnił. - W ambulansie znaleziono
odciski palców.
Mac wstrzymała oddech. Nie wiedziała jeszcze, dokąd ich to zaprowadzi, ale z
pewnością był to krok naprzód.
- I co?
Czuł, że jego odpowiedz ją rozczaruje. Przeczytał napis, który ukazał się na
ekranie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]