[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się z tej obietnicy. Policja nas rozłączyła.
- Luc, zrobiłeś wszystko co mogłeś - powiedziała szybko. - Byłeś wtedy
bardzo młody, za młody, by opiekować się niemowlakiem i kilkoma młodszymi
od siebie braćmi.
Zacisnął dłoń na pręcie łóżeczka.
- Zobowiązałem się do tego. I nie udało mi się. Oni zabrali moich braci.
Potrzeba było aż trzech policjantów, żeby mnie trzymać, gdy ich zabierali -
zamknął oczy i westchnął ciężko. - Rozdzielili nas. Umieścili w kilku różnych
domach dziecka. Ojciec wrócił dopiero po trzech tygodniach.
- Chyba nie miał do ciebie pretensji? - zapytała zdenerwowana.
90
R S
- Nigdy. Ale ja sam wiedziałem, że nie sprostałem zadaniu. I nie chcę,
żeby to się powtórzyło. Zrobię dosłownie wszystko, żebym mógł opiekować się
Tonią.
- Co zamierzasz?
- Ty i ja - wyrzekł te słowa twardo i zdecydowanie - będziemy teraz
małżeństwem.
- Nie mówisz tego serio! - cofnęła się. Otoczył ją ramieniem.
- Jestem śmiertelnie poważny. Gliniarz powiedział, że ważna jest stała
obecność kobiety. Chcę wykorzystać wszystkie atuty.
- Ale co... co z Williamem?
Spojrzał na nią z niesmakiem. Szaleńcze pomysły Luca niepokoiły ją.
Chociaż może to nie był najwłaściwszy moment, żeby wspominać o Willym.
- Ja... z nim porozmawiam - zaofiarowała się.
- Zrób to. Ważne, żebyś cały czas przebywała w moim mieszkaniu. Kiedy
przyjdą tu z opieki społecznej, chcę, żeby ujrzeli szczęśliwą parę małżeńską,
dwa grzebienie w łazience, dwie szczoteczki do zębów, wspólna tubka z pastą,
dwie pary kapci w przedpokoju albo na nogach.
- Nie zgadzam się. - Pomyślała, że on przecież zupełnie nie liczy się z jej
sytuacją.
- Odmawiasz pomocy?
Zastanowiła się. Wzrok jej padł na płaską kołderkę, na kolorowe
kaczuszki bezradnie i bezsensownie bujające się nad łóżeczkiem. Poczuła tępy
ból w żołądku. Z każdą chwilą coraz bardziej pogrążała się w sprawy osobiste
Luca. Kiedy wróci Dominik Salvatore, nie będzie mogła spojrzeć mu w oczy i
powiedzieć, że przez ten rok znajomości udało jej się zachować służbowy
dystans. Ale jakże mogła zostawić Luca w tak strasznej sytuacji? Nie, nie mogła
go teraz zostawić.
- Nie możemy mówić, że jesteśmy małżeństwem - zaprotestowała. -
Policja zanotowała, że jesteśmy zaręczeni. Wystarczy, że porównają zeznania.
91
R S
- Pokażemy im świadectwo zawarcia związku małżeńskiego i nie będą
mieli nic do gadania - stwierdził Luc.
- Co takiego?! - krzyknęła zaskoczona.
- Wstaniemy jak najwcześniej i pojedziemy załatwić zgodę na zawarcie
małżeństwa. W razie gdyby się czepiali, nie będzie problemu.
- Nie! Ja się nie zgadzam.
- Musisz, proszę cię o to - nalegał. - Proszę, zrób to. Nie dla mnie. Dla
małej.
- Traktujesz mnie jak rzecz, z którą możesz zrobić, co zechcesz.
- Przepraszam, wiem, że wszystko robię zle, ale tak bardzo potrzebuję
teraz twojej pomocy.
I pocałował ją. Gorąco, namiętnie. To znaczyło dużo więcej niż
przerazliwie zimna logika wszelkich wyjaśnień.
Telefon obudził ich nad ranem. Grace szybko wyskoczyła z łóżka. Bolał
ją każdy mięsień. Każdy ruch sprawiał ból. Zarzuciła szlafrok i pobiegła do
telefonu. Luc już tam był.
- Pietro! - krzyczał Luc. - Pietro! Co robisz? Jesteś we Włoszech?
- Co się dzieje? - zapytała, walcząc z ziewaniem.
- Co on robi we Włoszech?
- Zachowajmy cierpliwość - mruknął Luc. - Mamy kłopot - powiedział do
słuchawki. - Tonię zabrała policja.
Gwałtowne okrzyki Pietra słychać było w całym mieszkaniu.
- Zamknij się i słuchaj - przerwał mu Luc. Nie mogła ukryć
zdenerwowania.
- Luc, może ja mu powiem - zaproponowała.
- Nieważne, co ona robi ze mną o tej porze - mówił Luc. - Nie zadawaj
głupich pytań, tylko słuchaj. Musisz przesłać faksem jak najszybciej...
Chyba wreszcie udało mu się wszystko wyjaśnić.
92
R S
- Nie martw się, Pietro - mówił. - Ja się tym wszystkim zajmę. Po prostu
prześlij mi te dokumenty.
Zamienił z nim jeszcze kilka słów, po czym odłożył słuchawkę.
- Ubieraj się szybko - powiedział do Grace. - Musimy zdążyć ze
wszystkim, zanim przyjdą tu z Social Services.
Zakupili mnóstwo przedmiotów potrzebnych we wspólnym
gospodarstwie. Jeszcze kilka drobiazgów dla Grace i bagażnik był już
wypełniony po brzegi.
Potem podjechali do mieszkania Grace. Musiała zabrać z domu swoje
rzeczy, przygotować dokumenty potrzebne do uzyskania zgody na małżeństwo.
- Za chwilę będę z powrotem - zawołała i szybko wbiegła na schody.
Pomyślała sobie, że warto by sprawdzić automatyczną sekretarkę. Mógł
telefonować jej ojciec. Na pewno niepokoi się o nią.
Tak, były trzy telefony od ojca. Potem zarejestrowana na taśmie rozmowa
z fikcyjnym Williamem. Szybko przewinęła kasetę, nie chcąc tego słuchać.
Zaraz potem... nagrana była wiadomość od... Luca.
- Dobrze, dobrze - mówił rozbawionym głosem. - To bardzo ciekawe.
W pierwszej chwili nie zrozumiała, o co chodzi. Zaraz, zaraz. Dzwoniła z
jego pokoju, a potem on gdzieś telefonował. No tak! Zapomniała o tym pie-
kielnym przycisku z napisem redial, zapamiętującym numer telefonu ostatniego
połączenia. On wszedł zaraz po niej do pokoju, nacisnął przycisk i dowiedział
się, pod jaki numer dzwoniła.
Przymknęła oczy. Już wszystko rozumiała. Przedtem nie chciał podrywać
dziewczyny zaręczonej z innym. Dowiedział się, że Willy nie istnieje i już nic
mu nie przeszkadzało w sprawdzaniu na niej siły działania swojego uroku.
- Grace! - usłyszała wołanie.
No i jak mu teraz spojrzeć w oczy?
- Już idę - odpowiedziała.
93
R S
A może nie będzie wiedział, że sprawdzała automatyczną sekretarkę.
Wtedy mogłaby nadal patrzeć na niego z wyrazem niewinności.
Do licha!
Wszedł do pokoju i od razu spojrzał na telefon. I na jej twarz czerwoną ze
wstydu. Po raz pierwszy tego dnia roześmiał się.
- Zapomniałaś mi o czymś powiedzieć.
- O czym? Czy nie powinniśmy już wracać? Objął ją tak silnie, że nie
mogła się ruszyć.
- Nie pójdziemy, dopóki nie przyznasz, że nie ma żadnego Williama.
Opuściła głowę.
- Oczywiście, że istnieje William. - Udało jej się wyrwać z uścisku.
Podbiegła w stronę drzwi. - Po prostu nie jestem z nim zaręczona - zaśmiała się.
Niedługo potem witali w domu pracownicę Social Services. Pani
Cartwright okazała się sympatyczną kobietą, grubo po trzydziestce, traktującą
swój zawód z niesłychaną powagą. Luc dosłownie w trzy minuty zdołał
całkowicie ją oczarować.
W pierwszej minucie wymienili nazwiska i wizytówki. Luc przedstawił
Grace i podziękował pani Cartwright za to, że znalazła trochę czasu, by zająć się
ich sprawą.
W drugiej minucie zadał milion pytań dotyczących Toni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • fotocafe.htw.pl
  •