[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przecież widzisz, że trzęsą mi się z zimna ręce - broniła się, wciąż
szczękając zębami. - Chciałabym widzieć, jak to robisz zmarznięty na
kość i okryty tylko kocem.
- Jasne, że chciałabyś - odrzekł na to tym samym nieprzyjemnym
tonem. - Najpewniejszy sposób, żeby złapać męża, to rozebrać go do
rosołu, a potem wrzeszczeć wniebogłosy o gwałcie.
- Czy możesz zejść z tego tematu? Zapomniałeś już, że to ty mnie
tu przywiozłeś? Wcale się o to nie i prosiłam!
- Widzę teraz, że wybrałem niewłaściwy moment na zrobienie
miłosiernego uczynku. W przyszłości postaram się bardziej panować
nad takimi chęciami,
Nie dam się zbić z tropu temu tyranowi, cokolwiek by wygadywał.
Nie odezwę się do niego słowem i nie podziękuję za pomoc -
postanowiła Angela.
- Zapraszam do stołu -rzucił jakby od niechcenia, kiedy już w
milczeniu rozwiesił na sznurku jej mokre ubrania, krzątając się
znowu przy piecu.
Z wielkim zakłopotaniem dziewczyna obserwowała, jak wieszał
jej bieliznę. Na szczęście nie wygłosił żadnego głupiego komentarza,
gdy rozkładał na sznurku majteczki z napisem środa. Była mu
naprawdę wdzięczna za to, pamiętając, jak dworował sobie z tego
napisu podczas jej pierwszej wizyty w jego biurze, kiedy przewróciła
się na fotel. Siedziała w milczeniu, próbując rozczesać palcami swoje
długie, gęste włosy, gdy wreszcie dotarło do niej, że w garnku coś
bulgocze.
- Aadnie pachnie - wyrwało się jej, czego natychmiast pożałowała
76
RS
uważając, że ten gbur nie zasługuje na żadną pochwałę.
- To gulasz z ostrej czerwonej papryki. Z puszki. Ponawiam
zaproszenie.
- Dobrze, dobrze. Doceniam to, co dla mnie dziś zrobiłeś, ale
podziękuję ci tylko pod warunkiem, że przestaniesz mnie posądzać,
iż lecę na ciebie i na twoje pieniądze. Czy moglibyśmy zawrzeć
zawieszenie broni?
Tarrant patrzył na nią z uwagą przez dłuższą chwilę, jakby
usiłował przeniknąć jej myśli i upewnić się, że Angela mówi
szczerze. W myśliwskim domku słychać było tylko trzask płonących
w kominku drewnianych szczap.
- Zgoda, panno Meadows, zawrzyjmy rozejm - powiedział w końcu
z powagą i pojednawczym gestem wyciągnął rękę.
Podała mu swoją z udawaną swobodą, ale cofnęła ją tak szybko,
jak tylko było to możliwe i utkwiła wzrok w swoich bosych stopach.
Zaczęła gwałtownie szukać jakiegoś neutralnego tematu.
- Nigdy bym nie pomyślała, że przez pół wieczoru będę łapać
spłoszone kurczaki. Kiedy mieliśmy farmę, zdarzało mi się wpaść w
błoto, ale...
- Wyglądałaś, jakby ktoś cię posmarował smołą i oblepił piórami.
Spojrzała na niego surowo, lecz nie spostrzegła w wyrazie jego
twarzy śladu sarkazmu. Choć w czarnych oczach Tarranta migotały
iskierki rozbawienia, to wydało się jej, że teraz odezwał się do niej
niemal jak przyjaciel. Mimo to trudno jej było powstrzymać się od
jakiejś ciętej riposty. Na szczęście przypomniała sobie, że zawarli
przed chwilą zawieszenie broni. W ostatniej chwili ugryzła się w
język.
- Co z twoim czołem po tym zderzeniu z kierownicą? - zapytał
troskliwie.
Z pozorną swobodą dotknęła tego miejsca i poczuła, że jest trochę
spuchnięte.
- To drobnostka - skłamała, choć pod wpływem dotyku
wykrzywiła się z bólu.
Tarrant przyklęknął i, odgarnąwszy jej włosy z czoła, zaczął
77
RS
dokładnie oglądać stłuczenie. W blasku płonących drew widział je
teraz znacznie lepiej niż na dworze tuż po wypadku. Angela miała
wrażenie, że bardzo się o nią niepokoi. Rozpraszała ją jego bliskość i
zapach jego ciała.
- Szkoda, że tu nie ma lodu. Kiedyś miałaś podbite oko, a teraz
masz stłuczone czoło.
Wodził po jej twarzy palcami trochę dłużej, niż było to konieczne.
Kiedy ich spojrzenia spotkały się, jego oczy były dziwnie
rozmarzone. Angelę zaskoczyła taka reakcja.
- Muszę zajrzeć do gulaszu - oznajmił i gwałtownie wstał.
- Powinnam już pojechać do domu. Ta scenka to prawdziwy
rarytas dla gazetowych plotkarzy. Z pewnością tak by ją ubarwili, że
sama byłaby w stanie wypełnić kronikę towarzyską. Co
powiedziałaby na to Eden?
- Nikt się o tym nie dowie, ponieważ nikomu o tym nie powiesz.
Obiecałaś, że nigdy nie piśniesz na nasz temat słowa żadnemu
dziennikarzowi. Pamiętasz? - przestrzegał ją Tarrant, patrząc na nią
surowo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]