[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cych na taras. Nachylił się nad dziewczynkami, wziął je na
ręce i przytulił mocno do siebie. Aż zagryzł zęby, żeby nie
ścisnąć ich za mocno.
- Nic wam już nie grozi - wyszeptał. - I tak będzie za-
wsze. Obiecuję.
- Sam? - To był głos Michelle. Dochodził z bliska.
Sam, co ty robisz? Połamiesz im żebra.
Poderwał głowę, spojrzał jej prosto w oczy. Był bliski łez.
S
R
Na ten widok serce stanęło jej w piersiach. Musiało się stać
coś strasznego. Tylko prawdziwa tragedia mogła skłonić męż-
czyznę takiego, jak Sam, do płaczu. Ogarnęło ją przerażenie.
- Co? - zapytała nerwowo, biorąc od niego Beth i tuląc
ją do siebie. Potrzebowała uspokajającego ciepła dziecięcego
ciała. - Co się stało?
- Przyznano mi opiekę nad dziećmi - powiedział. W jego
głosie słychać było niedowierzanie.
Ogarnęła ją mieszanina stłumionych emocji. Czuła wszystko
naraz: radość, rozpacz, rozczarowanie. Sam został prawnym
opiekunem dziewczynek, są bezpieczne. Teraz ona, Michelle,
nie jest już potrzebna, prawda?
Kręciło się jej w głowie. Pocałowała Beth w policzek,
napawając się delikatnym, słodkim zapachem dziecka. Spoj-
rzała w zielone oczy Sama. Mieli trzy tygodnie, żeby poroz-
mawiać, spróbować pokonać przepaść, jaka ich rozdzieliła.
Nie zdołali tego zrobić. Oczywiście fakt, że go przez cały ten
czas ignorowała, specjalnie nie poprawiał sytuacji. W bez-
senne noce leżała w łóżku i słyszała, jak on się tłucze po
domu, zagląda do dziewczynek, zatrzymuje się przed drzwia-
mi jej pokoju, po czym znika w ciemnościach. Akała w po-
duszkę. Po raz drugi w życiu opłakiwała jego stratę.
A teraz było już za pózno. Czuła to. Za chwilę rozpocznie
się ceremonia. Musi mu to teraz powiedzieć. Nie ma sensu
dłużej udawać.
- To cudownie, Sam - zaczęła, a każde słowo z trudem
przechodziło jej przez gardło. - Cieszę się. Ze względu na
całą waszą trójkę.
S
R
Wbił w nią wzrok. Chyba zrozumiał, że to pożegnanie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał, podrzucając
Marie wyżej na rękach.
Michelle potrząsnęła tylko głową i podała mu Beth. Jej
ręka o ułamek sekundy zbyt długo pozostała na plecach dzie-
cka. Gdy Marie wyciągnęła do niej rączki, Michelle poczuła
jeszcze silniejsze ukłucie w sercu, ale konsekwentnie zrobiła
krok do tyłu. Splotła ręce za plecami.
- To, z czego oboje zdajemy sobie sprawę - powiedziała
drżącym tonem. - Pobraliśmy się dlatego, że to miało pomóc
ci zdobyć prawa do opieki nad dziewczynkami. - Jej dolna
warga drżała, ale mimo to ciągnęła dalej. Chciała to jak
najszybciej z siebie wyrzucić. - Teraz nie jestem ci już po-
trzebna. Nawet po rozwodzie będę mogła się nimi zająć,
gdybyś wyjeżdżał na manewry.
- Michelle...
- Nie potrzebujesz mnie - powtórzyła, tym razem bardziej
stanowczo. - Jutro się wyprowadzę. Złóż papiery rozwodowe.
- Rozwód?
Zrobił krok w jej kierunku, ale Michelle pokręciła głową
i odsunęła się od niego.
- Chodzcie już - zawołał ich Flynn Sinclair. - Zlub zaraz
się zacznie.
- Idziemy, idziemy - odpowiedziała Michelle, nie odry-
wając wzroku od Sama. W końcu odwróciła się, lecz zanim
odeszła, wyszeptała jeszcze:- %7łegnaj, Sam.
S
R
ROZDZIAA DWUNASTY
Od rozpoczęcia ceremonii ani przez chwilę nie byli sami.
Michelle kręciła się po salonie, gawędziła z gośćmi, doglą-
dała przyjęcia. Była wszędzie, tylko nie tam, gdzie on.
Na weselu Mirandy i Daniela zebrał się cały klan Fortu-
ne'ów. Wszyscy świętowali. Pojawiła się nawet Leeza Carter.
Sam odniósł wrażenie, że Leeza świetnie się bawi. Przez
moment zastanawiał się nad tym, co ją tu przygnało, skoro
wyraznie nie jest mile widziana.
Szybko jednak porzucił myśli o Leezie i skupił się na
przyjemniejszych rzeczach. Rozejrzał się dookoła. Lily pra-
ktycznie nie odstępowała swojego męża, Ryana, jakby nie
mogła uwierzyć, że przeżył próbę otrucia i już ma się dobrze.
Zaproszono też wszystkich niedawno odnalezionych człon-
ków rodziny, wśród których był i Sam. Flynn i Emma tań-
czyli na tarasie. Holly i Guy Blackwolf oraz Tara i Jonas
Goodfellowowie bawili się z obecnymi na weselu dziećmi.
Syn Ryana, Nico Tanefi, który wyglądał niczym arabski
szejk, tańczył ze swoją narzeczoną, Esmą Bakkar. Miranda
i Daniel nie odstępowali się na krok. Przechadzali się wśród
gości, trzymając się za ręce, jakby nie mogli znieść rozstania
S
R
nawet na chwilę. Gabrielle i Wyatt Grayhawk stali w rogu
i rozmawiali z Freddiem Suarezem. Sam zauważył odrucho-
wo, że mają zdecydowanie zbyt poważne miny, jak na taki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]